niedziela, 19 listopada 2017

Rozdział XXIII - Rozdane Karty


Wróciliśmy do Ojca, a kiedy starzec zobaczył, że Zak niesie na rękach martwą Annę, prychnął. Miałam ochotę mu za to przywalić, za brak do niej szacunku, ale w porę się powstrzymałam. Już i tak nieźle nim sponiewierałam.


Zak położył  ciało Anny na ziemi, a potem podszedł do Ojca.



-Czyli ci się udało – stwierdził starzec – Tylko trochę długo ci to zajęło.

-Sęk w tym, że mi się nie udało – zmarszczyłam ze zdziwienia czoło – Twoje pieprzone serum nie było mi potrzebne. I choć pewnie dla twojego chorego umysłu to będzie niezrozumiałe, to musisz wiedzieć, że wystarczyło zamienić z nią kilka słów. Nawet nie musiałem jej oto prosić, ona sama wiedziała, że musi przestać. I sama naprawiła to, co zniszczyła – Ojciec zmierzył Zaka wzrokiem, jakby był zdenerwowany tym, że chłopak nie wykonał jego polecenia. Może był tym zdenerwowany…

-Czyli mam rozumieć, że zaryzykowałeś życie wszystkich mieszkańców Jerozolimy oraz pobliskich miast i „gadałeś” sobie z tak zabójczą bronią?


-Nie. Zaryzykowałem życie tych wszystkich ludzi i rozmawiałem ze zranioną i wystraszoną dziewczyną, bo wierzyłem, że przemoc nie załatwi tej sprawy.

-Jesteś bardziej naiwny, niż podejrzewałem – zakpił sobie z niego.

-A ty głupszy, niż myślałem. Nie wszyscy ludzie kierują się ścieżką wojny. Ale wszyscy ludzie mogą z niej zboczyć. Wystarczy odpowiedni impuls – Zak uśmiechnął się do niego wrednie, a Ojciec tylko spuścił wzrok – Zabierzemy go na sterowiec i tam go przesłucham – zwrócił się do mnie – Wezwę transport, a ty w międzyczasie możesz go uwolnić.

-Jasna sprawa – odparłam, a następnie oderwałam metalowe zapięcia. Starzec rozmasował nadgarstki.



Złapałam go za rękę i siłą pociągnęłam na zewnątrz. W międzyczasie Zak chyba podpiął się do komputerów Trójcy i zgrał z nich dane. Kiedy znalazł się na dworze, nad naszymi głowami pojawił się sterowiec, z którego wyleciały trzy liny. Złapaliśmy się ich i w momencie znaleźliśmy się na pokładzie.


Nastolatek zabrał Ojca do pokoju przesłuchań, a ja zamontowałam na linach specjalne nosze i wróciłam po Annę. Delikatnie, jakbym bała się, że mogę ją jeszcze skrzywdzić, ułożyłam ciało dziewczyny na noszach. Złapałam się liny obok i chwilę później już byłyśmy na górze.


Położyłam martwe ciało dziewczyny w skrzydle szpitalnym. Zwyczajnie nie miałam innego pomysłu, gdzie mogłabym je zanieść, bo nie wiadomo mi nic o jakiejś sekretnej kostnicy na sterowcu, a zwykła sypialnia raczej by się nie nadawała do przechowania ciała.


Jeszcze nie znałam zbyt dobrze sterowca, ale jakimś cudem udało mi się trafić na salę przesłuchań. Pomieszczenie było odgrodzone weneckim lustrem, dzięki czemu tylko ja mogłam widzieć, co dzieje się po drugiej stronie, a Ojciec nie. Mężczyzna siedział na krześle, a jego ręce były spięte kajdanami. Zak zajął miejsce naprzeciw, i nie spuszczając wzroku z ojca, milczał.



-Zdajesz sobie sprawę, że podczas przesłuchania jedna ze stron zadaje pytania, a druga na nie odpowiada? – spytał retorycznie Ojciec. Zak cicho się zaśmiał.

-Zastanawiam się, dlaczego Trójca cię jeszcze nie odbiła… Nie przyszli po ciebie w Jerozolimie, nie próbują uratować cię teraz… Co planujesz?

-Bez Ducha i Syna tylko ja mogę wydawać rozkazy moim ludziom. Sami nie mogą nic zrobić. To się nazywa „władza absolutna”, młody Kurze.

-A ja myślałem, że głupota. Bo jako więzień raczej nie będziesz miał okazji wezwać ich na pomoc – starzec wzruszył ramionami.

-Nie mam nawet takiego zamiaru.

-Naprawdę?

-Właśnie znalazłem się w jednym pomieszczeniu z istotą, która może zniszczyć cały nasz świat. To naprawdę idealna okazja, by ją zgładzić. Choć wiem, że na to nie mam co liczyć, zważywszy na fakt, iż twoja niedoszła zabójczyni nawet w tej chwili jest gotowa, by cię obronić – mówiąc to, Ojciec spojrzał dokładnie na mnie… Jak mógł mnie zobaczyć? A może zwyczajnie się domyślił, że oglądam całe zajście zza szyby? – Ale nawet jeśli nie uda mi się cię zabić, nadal wolę mieć miejsce w pierwszym rzędzie, kiedy Kryptyda wreszcie przejmie kontrolę nad twoim ciałem…

-Co powiedziałeś?

-Chłopcze… Zdaje ci się, że to ty rozdajesz kary, a nawet nie masz pojęcia, w co gramy. Naprawdę sądzisz, że panujesz nad Kurem? O nie… On tylko czeka na odpowiednią chwilę by się ujawnić… Kiedy jeszcze Anna współpracowała z Argostem, dowiedziała się od niego kilka ciekawych rzeczy o Kurze… Zdajesz sobie sprawę, że gdy tylko zasypiasz, tracisz władzę nad własnym ciałem i umysłem? Wtedy Kryptyda przejmuje nad tobą kontrolę, a przy okazji kontaktuje się ze swoimi wiernymi sługami i nawołuje ich do walki.

-Nie…

-Nadchodzi wojna, młody Kurze. Pytanie brzmi, czy twoja człowiecza cześć wreszcie pojmie, że  czasem trzeba przegrać jedną bitwę, aby wygrać cała wojnę…

-Zamknij się!



Nagle Zak rzucił się na Ojca. Chwycił go za gardło tak mocno, że ten zaczął się dusić. I choć sama bardzo chętnie znalazłabym się teraz na miejscu chłopaka, to starzec mógł się nam jeszcze przydać. Dlatego szybko wbiegłam do pomieszczenia i spróbowałam ociągnąć Zaka od Ojca, ale… nastolatek opierał się. Dopiero po chwili dostrzegłam, że jego oczy są… całkowicie czarne.



-Zak? Zak! Obudź się! – nastolatek nie reagował, a Ojciec powoli tracił przytomność – Zak, zabijesz go!

-Do tego właśnie dążę… - jego głos był inny. Ochrypły, mroczny, mrożący krew w żyłach. To, co powiedział Ojciec, to prawda. Kur faktycznie potrafi przejąć nad Zakiem kontrolę. I co najgorsze, robi to właśnie teraz.

-Przepraszam cię za to…



Siłą umysłu uniosłam Zaka w górę, a następnie rzuciłam nim o ścianę tak mocno, że stracił przytomność. Podeszłam do Ojca i sprawdziłam jego tętno, ale staruszek nadal oddychał. Cóż, nieszczęście w szczęściu, czy jak to się mówi…


Wyciągnęłam Zaka z pokoju przesłuchań, dwukrotnie upewniając się, czy na pewno go za sobą zamknęłam, a następnie zaniosłam chłopaka do jego sypialni. Obudzi się, prędzej, czy później, a wtedy będziemy musieli uciąć sobie pogawędkę.


To, co odpierdzieliło się z Ojcem, nie może już nigdy więcej się zdarzyć. Zak całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Co, jeśli to trwa już od dłuższego czasu i nikt tego do tej pory nie zauważył? Jeśli gdzieś tam, Kryptydy faktycznie szykują się do walki, to mamy jednym słowem przesrane. Trzeba raz na zawsze wykurzyć Ducha Kura z ciała Zaka. I zrobić to tak, by chłopak przeżył. O życie sumeryjskiej Kryptydy się raczej nie martwię.


Zostawiłam chłopaka samego i poszłam sprawdzić, gdzie właściwie jesteśmy. Sterowiec miał włączonego autopilota do… a tak właściwie to na Antarktykę. Po cholerę tam lecieliśmy? Cóż, zapytam się o to Zaka, jak już się obudzi. A teraz, skoro już wiem, że ta powietrzna maszyna nie rozbije się gdzieś po drodze, mogę zająć się Ojcem.


Wróciłam do pokoju przesłuchań. Uśmiechnęłam się wrednie widząc, że staruszek już się obudził i z niesmakiem na twarzy rozmasowuje swoją szyję. Weszłam do środka i usiadłam na krześle, które wcześniej zajmował Zak.



-Widziałaś, co się stało – stwierdził mężczyzna – To już nie jest twój przyjaciel. Kur przejął nad nim władzę i czas najwyższy go powstrzymać.

-Akurat tutaj się z tobą zgodzę – powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. Ojciec spojrzał na mnie z zaciekawieniem – Kur robi się coraz silniejszy i muszę coś z tym zrobić.

-Nareszcie mówisz z sensem. W takim razie, na co jeszcze czekasz?

-O nie, ja nie zamierzam go zabić. Wiem, wiem, według ciebie to jedyne wyjście, ale ja sądzę, że uda mi się załatwić sprawę bez rozlewu niewinnej krwi.

-Nie jest całkiem niewinny…

-Nie w tym rzecz. Oboje dobrze wiemy, że zbliża się wojna, a jak na razie jestem twoją jedyną nadzieją. Dlatego dobrze ci radzę współpracować. Inaczej nie wkroczę do akcji, kiedy sytuacja sprzed kilku minut znów się powtórzy – starzec pokiwał z niedowierzaniem głową – Pierce przed śmiercią powiedział mi, że mogę zniszczyć Ducha Kura, nie zabijając Zaka, i mogę zrobić to tylko i wyłącznie wchodząc do głowy nosiciela. Czy to prawda?

-Teoretycznie… Oczywiście walka w umyśle chłopaka to jedyny sposób, by raz na zawsze pozbyć się Kura, zniszczyć go od środka, ale nie mogę ci zapewnić, że młody Sobota wtedy nie zginie… Twój przybrany ojciec zabrał cię nam zanim zdążyliśmy przeprowadzić jakiekolwiek testy, dlatego nie mamy pojęcia jak działają twoje zdolności telepatyczne. I z tego, co mi wiadomo, ty także tego nie wiesz – odwróciłam wzrok. Miał rację. Porywam się z motyką na słońce. Chcę uratować Zaka, walcząc z Kurem w umyśle chłopaka, ale nie mam bladego pojęcia jak się do tego zabrać – Dlatego jeśli faktycznie jesteś gotowa stanąć do walki z Kurem, radziłbym ci poćwiczyć…




Oczami Argosta


Kur stawał się coraz silniejszy. Czułem to. A chłopak nawet nie był świadom tego, co się dzieje. Wojna nadciągała i nikt nie mógł tego zatrzymać, nawet Trójca. Może i wcześniej z nimi współpracowałem, ale tylko i wyłącznie dlatego, że dzięki tej współpracy otrzymałem szansę zemsty na młodym Sobocie. Ale teraz, gdy mam szansę osiągnąć tak wiele… nie mogę go zabić. Przynajmniej nie na razie. Już wkrótce Kur rozpocznie wojnę pomiędzy Kryptydami i ludźmi, a gdy nadejdzie odpowiednia chwila, przejmę jego moc i zabiję chłopca. Świat będzie mój…



-Wzywałeś mnie? – Abby Grey stanęła przede mną, jak zwykle w swoim niebieskim kombinezonie i białej masce na twarzy.

-Owszem. Już wkrótce rozpocznie się wojna, a ja nie mogę pozwolić na to, by Trójca pokrzyżowała mi plany. Duch i Syn nie żyją, ale nadal jest jeszcze ojciec. Z tego, co mi wiadomo, został on pojmany przez młodego sobotę oraz jego przyjaciółeczkę i jest obecnie przetrzymywany na ich sterowcu. Kierują się na Antarktykę, do twojej siostry…

-To nie stanowi żadnego problemu – zapewniła – Miranda nie zdoła mnie powstrzymać przed wypełnieniem zadania.

-Mam taką nadzieję. Bo zawiodłaś mnie już zbyt wiele razy, Panno Grey. Kolejna porażka nie będzie tolerowana – dziewczyna zacisnęła mocniej pięści.

-Zrozumiałam.

-W takim razie idź już i nie wracaj dopóki Ojciec nie będzie martwy…




Oczami Zaka


Zacząłem się budzić. Nie byłem pewny, co dokładnie się stało, jakby film mi się urwał. Przesłuchiwałem Ojca, mówił o Kurze, a potem… nic. Ale chyba doszło do jakiejś walki, bo strasznie bolała mnie głowa. No, walki… albo mam kaca. Obie wersje są możliwe.



-Cześć, śpiąca królewno – nawet nie zauważyłem, że w pokoju siedzi Raven – Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie bardzo zły…

-Zły? – zdziwiłem się – O co?

-No… Chwila. Nie pamiętasz? – pokręciłem przecząco głową. Nastolatka cicho westchnęła – Zak… Rzuciłeś się na Ojca. Chciałeś go udusić, więc… musiałam cię, no wiesz, walnąć.

-Jak to chciałem go udusić? – Rae wstała z kanapy, podeszła bliżej mnie i z troską w oczach położyła mi dłoń na policzku – Raven, co się dzieje?

-Musimy poważnie porozmawiać, Zak. Tracisz kontrolę. Kur za twoimi plecami komunikuje się z innymi Kryptydami. Nadciąga wojna i nie wiem, czy możemy ją jeszcze zatrzymać…

-Ale… To nie możliwe. Przecież bym wiedział, że nas sobą nie panuję, co nie?



Nie. Prawda jest taka, że nie miałbym pewnie pojęcia, że Kur przejął nade mną władzę. I to jest najgorsze. Że mam tego świadomość, ale boje się to przyznać. Tak samo Raven. Wie do czego dąży ta konwersacja, ale nie chce od razu przejść do sedna, bo obawia się, że przystanę na jej propozycję.

Ale któreś z nas musi zrobić krok w przód. I to muszę być ja.



-Musisz go zatrzymać, Rae – stwierdziłem – Musisz go raz na zawsze zniszczyć.

-A co jeśli cię skrzywdzę? Co jeśli…

-Ja się nie liczę. Najważniejsze, by świat był bezpieczny, rozumiesz – dziewczyna ze łzami w oczach pokręciła przecząco głową – Wiem, boisz się, że jeśli zabijesz jego, to zginę i ja, ale to nie jest ważne. Mam to w nosie! Ja mogę zginąć, ale ty musisz żyć…

-Zak… Może według ciebie twoje życie nie jest warte na tyle, by poświęcić resztę świata. Ale nie dla mnie… Dla mnie jest ono tak cenne, że mogłabym zginąć, bylebyś tylko żył. Mam w nosie ludzkość i mam w nosie całą tą cholerną planetę. Jeśli zginiesz ty, to zginę i ja…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz