Wróciliśmy do Ojca, a kiedy starzec
zobaczył, że Zak niesie na rękach martwą Annę, prychnął. Miałam ochotę mu za to
przywalić, za brak do niej szacunku, ale w porę się powstrzymałam. Już i tak
nieźle nim sponiewierałam.
Zak położył ciało Anny na ziemi, a potem podszedł do
Ojca.
-Czyli ci się udało – stwierdził
starzec – Tylko trochę długo ci to zajęło.
-Sęk w tym, że mi się nie udało –
zmarszczyłam ze zdziwienia czoło – Twoje pieprzone serum nie było mi potrzebne.
I choć pewnie dla twojego chorego umysłu to będzie niezrozumiałe, to musisz
wiedzieć, że wystarczyło zamienić z nią kilka słów. Nawet nie musiałem jej oto
prosić, ona sama wiedziała, że musi przestać. I sama naprawiła to, co
zniszczyła – Ojciec zmierzył Zaka wzrokiem, jakby był zdenerwowany tym, że
chłopak nie wykonał jego polecenia. Może był tym zdenerwowany…
-Czyli mam rozumieć, że zaryzykowałeś
życie wszystkich mieszkańców Jerozolimy oraz pobliskich miast i „gadałeś” sobie
z tak zabójczą bronią?
-Nie. Zaryzykowałem życie tych
wszystkich ludzi i rozmawiałem ze zranioną i wystraszoną dziewczyną, bo
wierzyłem, że przemoc nie załatwi tej sprawy.
-Jesteś bardziej naiwny, niż
podejrzewałem – zakpił sobie z niego.
-A ty głupszy, niż myślałem. Nie wszyscy
ludzie kierują się ścieżką wojny. Ale wszyscy ludzie mogą z niej zboczyć.
Wystarczy odpowiedni impuls – Zak uśmiechnął się do niego wrednie, a Ojciec
tylko spuścił wzrok – Zabierzemy go na sterowiec i tam go przesłucham – zwrócił
się do mnie – Wezwę transport, a ty w międzyczasie możesz go uwolnić.
-Jasna sprawa – odparłam, a następnie
oderwałam metalowe zapięcia. Starzec rozmasował nadgarstki.
Złapałam go za rękę i siłą pociągnęłam
na zewnątrz. W międzyczasie Zak chyba podpiął się do komputerów Trójcy i zgrał
z nich dane. Kiedy znalazł się na dworze, nad naszymi głowami pojawił się
sterowiec, z którego wyleciały trzy liny. Złapaliśmy się ich i w momencie
znaleźliśmy się na pokładzie.
Nastolatek zabrał Ojca do pokoju
przesłuchań, a ja zamontowałam na linach specjalne nosze i wróciłam po Annę.
Delikatnie, jakbym bała się, że mogę ją jeszcze skrzywdzić, ułożyłam ciało
dziewczyny na noszach. Złapałam się liny obok i chwilę później już byłyśmy na
górze.
Położyłam martwe ciało dziewczyny w
skrzydle szpitalnym. Zwyczajnie nie miałam innego pomysłu, gdzie mogłabym je
zanieść, bo nie wiadomo mi nic o jakiejś sekretnej kostnicy na sterowcu, a
zwykła sypialnia raczej by się nie nadawała do przechowania ciała.
Jeszcze nie znałam zbyt dobrze
sterowca, ale jakimś cudem udało mi się trafić na salę przesłuchań.
Pomieszczenie było odgrodzone weneckim lustrem, dzięki czemu tylko ja mogłam
widzieć, co dzieje się po drugiej stronie, a Ojciec nie. Mężczyzna siedział na
krześle, a jego ręce były spięte kajdanami. Zak zajął miejsce naprzeciw, i nie
spuszczając wzroku z ojca, milczał.
-Zdajesz sobie sprawę, że podczas
przesłuchania jedna ze stron zadaje pytania, a druga na nie odpowiada? – spytał
retorycznie Ojciec. Zak cicho się zaśmiał.
-Zastanawiam się, dlaczego Trójca cię
jeszcze nie odbiła… Nie przyszli po ciebie w Jerozolimie, nie próbują uratować
cię teraz… Co planujesz?
-Bez Ducha i Syna tylko ja mogę wydawać
rozkazy moim ludziom. Sami nie mogą nic zrobić. To się nazywa „władza absolutna”,
młody Kurze.
-A ja myślałem, że głupota. Bo jako
więzień raczej nie będziesz miał okazji wezwać ich na pomoc – starzec wzruszył
ramionami.
-Nie mam nawet takiego zamiaru.
-Naprawdę?
-Właśnie znalazłem się w jednym
pomieszczeniu z istotą, która może zniszczyć cały nasz świat. To naprawdę
idealna okazja, by ją zgładzić. Choć wiem, że na to nie mam co liczyć,
zważywszy na fakt, iż twoja niedoszła zabójczyni nawet w tej chwili jest
gotowa, by cię obronić – mówiąc to, Ojciec spojrzał dokładnie na mnie… Jak mógł
mnie zobaczyć? A może zwyczajnie się domyślił, że oglądam całe zajście zza
szyby? – Ale nawet jeśli nie uda mi się cię zabić, nadal wolę mieć miejsce w
pierwszym rzędzie, kiedy Kryptyda wreszcie przejmie kontrolę nad twoim ciałem…
-Co powiedziałeś?
-Chłopcze… Zdaje ci się, że to ty
rozdajesz kary, a nawet nie masz pojęcia, w co gramy. Naprawdę sądzisz, że
panujesz nad Kurem? O nie… On tylko czeka na odpowiednią chwilę by się ujawnić…
Kiedy jeszcze Anna współpracowała z Argostem, dowiedziała się od niego kilka
ciekawych rzeczy o Kurze… Zdajesz sobie sprawę, że gdy tylko zasypiasz, tracisz
władzę nad własnym ciałem i umysłem? Wtedy Kryptyda przejmuje nad tobą
kontrolę, a przy okazji kontaktuje się ze swoimi wiernymi sługami i nawołuje
ich do walki.
-Nie…
-Nadchodzi wojna, młody Kurze. Pytanie
brzmi, czy twoja człowiecza cześć wreszcie pojmie, że czasem trzeba przegrać jedną bitwę, aby
wygrać cała wojnę…
-Zamknij się!
Nagle Zak rzucił się na Ojca. Chwycił
go za gardło tak mocno, że ten zaczął się dusić. I choć sama bardzo chętnie znalazłabym
się teraz na miejscu chłopaka, to starzec mógł się nam jeszcze przydać. Dlatego
szybko wbiegłam do pomieszczenia i spróbowałam ociągnąć Zaka od Ojca, ale… nastolatek
opierał się. Dopiero po chwili dostrzegłam, że jego oczy są… całkowicie czarne.
-Zak? Zak! Obudź się! – nastolatek nie
reagował, a Ojciec powoli tracił przytomność – Zak, zabijesz go!
-Do tego właśnie dążę… - jego głos był
inny. Ochrypły, mroczny, mrożący krew w żyłach. To, co powiedział Ojciec, to
prawda. Kur faktycznie potrafi przejąć nad Zakiem kontrolę. I co najgorsze,
robi to właśnie teraz.
-Przepraszam cię za to…
Siłą umysłu uniosłam Zaka w górę, a
następnie rzuciłam nim o ścianę tak mocno, że stracił przytomność. Podeszłam do
Ojca i sprawdziłam jego tętno, ale staruszek nadal oddychał. Cóż, nieszczęście
w szczęściu, czy jak to się mówi…
Wyciągnęłam Zaka z pokoju przesłuchań, dwukrotnie
upewniając się, czy na pewno go za sobą zamknęłam, a następnie zaniosłam
chłopaka do jego sypialni. Obudzi się, prędzej, czy później, a wtedy będziemy
musieli uciąć sobie pogawędkę.
To, co odpierdzieliło się z Ojcem, nie
może już nigdy więcej się zdarzyć. Zak całkowicie stracił nad sobą kontrolę.
Co, jeśli to trwa już od dłuższego czasu i nikt tego do tej pory nie zauważył?
Jeśli gdzieś tam, Kryptydy faktycznie szykują się do walki, to mamy jednym
słowem przesrane. Trzeba raz na zawsze wykurzyć Ducha Kura z ciała Zaka. I
zrobić to tak, by chłopak przeżył. O życie sumeryjskiej Kryptydy się raczej nie
martwię.
Zostawiłam chłopaka samego i poszłam
sprawdzić, gdzie właściwie jesteśmy. Sterowiec miał włączonego autopilota do… a
tak właściwie to na Antarktykę. Po cholerę tam lecieliśmy? Cóż, zapytam się o
to Zaka, jak już się obudzi. A teraz, skoro już wiem, że ta powietrzna maszyna
nie rozbije się gdzieś po drodze, mogę zająć się Ojcem.
Wróciłam do pokoju przesłuchań.
Uśmiechnęłam się wrednie widząc, że staruszek już się obudził i z niesmakiem na
twarzy rozmasowuje swoją szyję. Weszłam do środka i usiadłam na krześle, które
wcześniej zajmował Zak.
-Widziałaś, co się stało – stwierdził
mężczyzna – To już nie jest twój przyjaciel. Kur przejął nad nim władzę i czas
najwyższy go powstrzymać.
-Akurat tutaj się z tobą zgodzę –
powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. Ojciec spojrzał na mnie z zaciekawieniem
– Kur robi się coraz silniejszy i muszę coś z tym zrobić.
-Nareszcie mówisz z sensem. W takim
razie, na co jeszcze czekasz?
-O nie, ja nie zamierzam go zabić.
Wiem, wiem, według ciebie to jedyne wyjście, ale ja sądzę, że uda mi się
załatwić sprawę bez rozlewu niewinnej krwi.
-Nie jest całkiem niewinny…
-Nie w tym rzecz. Oboje dobrze wiemy,
że zbliża się wojna, a jak na razie jestem twoją jedyną nadzieją. Dlatego
dobrze ci radzę współpracować. Inaczej nie wkroczę do akcji, kiedy sytuacja
sprzed kilku minut znów się powtórzy – starzec pokiwał z niedowierzaniem głową
– Pierce przed śmiercią powiedział mi, że mogę zniszczyć Ducha Kura, nie
zabijając Zaka, i mogę zrobić to tylko i wyłącznie wchodząc do głowy nosiciela.
Czy to prawda?
-Teoretycznie… Oczywiście walka w
umyśle chłopaka to jedyny sposób, by raz na zawsze pozbyć się Kura, zniszczyć
go od środka, ale nie mogę ci zapewnić, że młody Sobota wtedy nie zginie… Twój
przybrany ojciec zabrał cię nam zanim zdążyliśmy przeprowadzić jakiekolwiek
testy, dlatego nie mamy pojęcia jak działają twoje zdolności telepatyczne. I z
tego, co mi wiadomo, ty także tego nie wiesz – odwróciłam wzrok. Miał rację.
Porywam się z motyką na słońce. Chcę uratować Zaka, walcząc z Kurem w umyśle
chłopaka, ale nie mam bladego pojęcia jak się do tego zabrać – Dlatego jeśli
faktycznie jesteś gotowa stanąć do walki z Kurem, radziłbym ci poćwiczyć…
Oczami Argosta
Kur stawał się coraz silniejszy. Czułem
to. A chłopak nawet nie był świadom tego, co się dzieje. Wojna nadciągała i
nikt nie mógł tego zatrzymać, nawet Trójca. Może i wcześniej z nimi współpracowałem,
ale tylko i wyłącznie dlatego, że dzięki tej współpracy otrzymałem szansę
zemsty na młodym Sobocie. Ale teraz, gdy mam szansę osiągnąć tak wiele… nie
mogę go zabić. Przynajmniej nie na razie. Już wkrótce Kur rozpocznie wojnę
pomiędzy Kryptydami i ludźmi, a gdy nadejdzie odpowiednia chwila, przejmę jego
moc i zabiję chłopca. Świat będzie mój…
-Wzywałeś mnie? – Abby Grey stanęła
przede mną, jak zwykle w swoim niebieskim kombinezonie i białej masce na
twarzy.
-Owszem. Już wkrótce rozpocznie się
wojna, a ja nie mogę pozwolić na to, by Trójca pokrzyżowała mi plany. Duch i
Syn nie żyją, ale nadal jest jeszcze ojciec. Z tego, co mi wiadomo, został on
pojmany przez młodego sobotę oraz jego przyjaciółeczkę i jest obecnie
przetrzymywany na ich sterowcu. Kierują się na Antarktykę, do twojej siostry…
-To nie stanowi żadnego problemu –
zapewniła – Miranda nie zdoła mnie powstrzymać przed wypełnieniem zadania.
-Mam taką nadzieję. Bo zawiodłaś mnie już
zbyt wiele razy, Panno Grey. Kolejna porażka nie będzie tolerowana – dziewczyna
zacisnęła mocniej pięści.
-Zrozumiałam.
-W takim razie idź już i nie wracaj
dopóki Ojciec nie będzie martwy…
Oczami Zaka
Zacząłem się budzić. Nie byłem pewny,
co dokładnie się stało, jakby film mi się urwał. Przesłuchiwałem Ojca, mówił o
Kurze, a potem… nic. Ale chyba doszło do jakiejś walki, bo strasznie bolała
mnie głowa. No, walki… albo mam kaca. Obie wersje są możliwe.
-Cześć, śpiąca królewno – nawet nie
zauważyłem, że w pokoju siedzi Raven – Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie
bardzo zły…
-Zły? – zdziwiłem się – O co?
-No… Chwila. Nie pamiętasz? –
pokręciłem przecząco głową. Nastolatka cicho westchnęła – Zak… Rzuciłeś się na
Ojca. Chciałeś go udusić, więc… musiałam cię, no wiesz, walnąć.
-Jak to chciałem go udusić? – Rae
wstała z kanapy, podeszła bliżej mnie i z troską w oczach położyła mi dłoń na
policzku – Raven, co się dzieje?
-Musimy poważnie porozmawiać, Zak.
Tracisz kontrolę. Kur za twoimi plecami komunikuje się z innymi Kryptydami.
Nadciąga wojna i nie wiem, czy możemy ją jeszcze zatrzymać…
-Ale… To nie możliwe. Przecież bym
wiedział, że nas sobą nie panuję, co nie?
Nie. Prawda jest taka, że nie miałbym
pewnie pojęcia, że Kur przejął nade mną władzę. I to jest najgorsze. Że mam
tego świadomość, ale boje się to przyznać. Tak samo Raven. Wie do czego dąży ta
konwersacja, ale nie chce od razu przejść do sedna, bo obawia się, że przystanę
na jej propozycję.
Ale któreś z nas musi zrobić krok w
przód. I to muszę być ja.
-Musisz go zatrzymać, Rae –
stwierdziłem – Musisz go raz na zawsze zniszczyć.
-A co jeśli cię skrzywdzę? Co jeśli…
-Ja się nie liczę. Najważniejsze, by
świat był bezpieczny, rozumiesz – dziewczyna ze łzami w oczach pokręciła
przecząco głową – Wiem, boisz się, że jeśli zabijesz jego, to zginę i ja, ale
to nie jest ważne. Mam to w nosie! Ja mogę zginąć, ale ty musisz żyć…
-Zak… Może według ciebie twoje życie
nie jest warte na tyle, by poświęcić resztę świata. Ale nie dla mnie… Dla mnie
jest ono tak cenne, że mogłabym zginąć, bylebyś tylko żył. Mam w nosie ludzkość
i mam w nosie całą tą cholerną planetę. Jeśli zginiesz ty, to zginę i ja…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz