Ciągły dźwięk chrupania chipsów i
przełączania programów w telewizorze, który towarzyszył mi od dłuższej chwili
zaczynał działać mi na nerwy. Rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie Doyl’owi, który
wylegiwał się na łóżku. Nawet na mnie nie spojrzał, więc przeszłam do bardziej „drastycznych”
metod. Siłą woli zepchnęłam go z łoża, a on z hukiem upadł na ziemię.
-Za co?! – wrzasnął, podnosząc się z
podłogi i masując zadek.
-Za irytujące zachowanie. Grzebiesz w
tym telewizorze od godziny!
-Nie moja wina, że nic w nim nie ma –
skrzyżował ręce w obrazie, a ja tylko przewróciłam oczami.
Doyle znów usiadł na łóżku, ale tym
razem nawet nie dotknął pilota. Uśmiechnęłam się zwycięsko, po czym ukradłam mu
paczkę przekąski. Spojrzał na mnie pierw ze zdziwieniem, a zaraz potem
wrogością. Zaśmiałam się cicho, wzięłam jednego chipsa, a następnie oddałam mu
resztę.
-Nie zabrałabym przecież dziecku
przekąski – wyraźnie podkreśliłam słowo „dziecko”, na co mężczyzna momentalnie
zareagował.
-Kogo tu nazywasz dzieckiem?! Ile ty
masz w ogóle lat?!
-Szesnaście, ale to ja tutaj robię za
dorosłego, jakbyś nie zauważył.
Doyle westchnął, ale chyba i tak nie
przejął się zbytnio moją opinią, o jego zachowaniu. Po chwili przyglądania mi
się ze złością wrócił do oglądania telewizji. Ja postanowiłam cieszyć się wygodami,
w jakich dzięki niemu się znalazłam.
Znajdowaliśmy się w hotelu „Konsul”,
czyli jednym z najdroższych hoteli w okolicy. Doyle z pewnością nie lubi
ograniczać się w sprawach finansowych. W sumie, skoro on płaci, ja nie
narzekam. Nasz apartament, bo nie można tego nazwać pokojem ma trzy
pomieszczenia. Pomieszczenie główne, w którym się teraz znajdujemy, to taki
salon, tylko że zamiast kanapy jest łoże z pozłacanym stelażem, granatowym,
jedwabnym baldachimem oraz pościelą wykonaną z tego samego materiału. Oprócz łóżka w
pokoju znajdowała się podwieszana pod sufit plazma, lodówka, drewniana szafa ze
złotymi elementami, stolik taki sam jak łóżko z dwoma krzesłami, a także spore,
złote lustro. Podłoga wykonana była z ciemnego
drewna, a ściany pomalowane na ciemnoniebiesko. Pozostałe dwa pokoje to
łazienka oraz moja sypialnia.
Znudzona nic nie robieniem wstałam z
łóżka, podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej piwo. Otwierając butelkę
oparłam się o ścianę i zaraz potem wzięłam pierwszy łyk pysznego, zimnego piwa.
-Nie jesteś na to za młoda? – zapytał,
ciągle jednak wpatrując się w telewizor Doyle – Z tego co kojarzę, powinnaś
mieć skończone osiemnaście…
-Kiedy ty po raz pierwszy napiłeś się
piwa? – przerwałam mu, tą zaiste ciekawą przemowę.
-Dwanaście? – zamyślił się chwilę – Nie,
czekaj, chyba jednak jedenaście! – poprawił się szybko.
-I mnie się czepiasz… - złapałam się za
głową i pokręciłam ją z dezaprobatą – Dobra, ja idę wziąć prysznic. Nie waż się
mnie podglądać! – pogroziłam mu palcem, a on tylko machnął ręką.
Przewróciłam oczami i weszłam do pokoju
obok. Pierwszą rzeczą, jaka przykuła moją uwagę była wielka wanna w hydro
masarzem. Już nie mogłam się doczekać kąpieli w niej. Potem spojrzałam na idealnie
wypolerowany sedes, pozłacane umywalki, a nad nimi ogromne lustro, w którym
widziałam moje odbicie. Przyglądałam się mu i myślałam, co on we mnie widzi…
Nie jestem ładna…jestem straszna. Przypominam jakiegoś kościotrupa, albo brzydką,
anorektyczkę. W dodatku te blizny na nogach…prawie zniknęły. Nie zwracałam na
nie ostatnio uwagi, a teraz, zostały tylko zadrapania. A jednak, niektóre
blizny się goją.
Napuściłam wody do wanny, zdjęłam z
siebie ubrania i zostawiłam je na toalecie. Weszłam do miłej, ciepłej wody i
momentalnie zostałam powitana kojącymi bąbelkami, które masowały moje ciało. W
takich chwilach człowiek zapomina co to znaczy ból i cierpienie, ale ma czas,
by przemyśleć dręczące go sprawy. A mnie już od jakie czasu dręczy jedna
sprawa. Mianowicie fakt, że wiem jak nazywa się mój biologiczny ojciec. Tak mi
się przynajmniej wydaje, ale chyba to miał na myśli Tom, bo właśnie chciał
podać mi imię mojego prawdziwego ojca, kiedy ta wariatka go…zabiła. Van Rook. To
nazwisko mojego ojca. Teraz muszę go tylko znaleźć. Pierw jednak powinnam zająć
się sprawami związanymi z Trójcą. Skoro wysłali Abbey, by mnie zabiła, to muszę
być blisko. No, chyba że to nie oni, ale kto inny chciałby mojej śmierci?
Opuściłam wannę, wytarłam się
ręcznikiem, potem opatuliłam się w niego i przeszłam do mojej sypialni. Powitał
mnie zapach róż, które stały na etażerce. Łóżko było takie same, jak to Doyl’a,
tylko to miało czerwoną pościel i baldachim. Po jego obu stronach stały
drewniane etażerki, w rogu toaletka, również wykonana z drewna, a po drugiej
stronie szafa i telewizor. Kolor ścian i podłoga niczym się nie różniły od tych
w głównym pokoju.
Zdjęłam z siebie ręcznik i wyciągnęłam
schowane już w szafie ubrania. Założyłam fioletową bluzę, która całkowicie
zasłaniała znajdujące się poniżej czarne spodenki, ciemne zakolanówki i wysokie
trampki na grubej podeszwie w tym samym kolorze, z purpurowymi sznurówkami.
Moją szyję oczywiście zdobił naszyjnik z pentagramem. Moje włosy ostatnio sporo
się wydłużyły, więc postanowiłam zmienić nieco fryzurę. Większość kosmyków
udało mi się zebrać w dwa koczki na czubku głowy. Zostawiłam jednak grzywkę
oraz dwa pojedyncze pasma po obu stronach twarzy. Jedno jest pewne, tak było mi
o wiele wygodniej.
Wróciłam do głównego pomieszczenia i
dopiłam stojące przy łóżku piwo. Doyle ciągle bezmyślne wpatrywał się w
telewizor.
-Masz zamiar siedzieć tu tak cały
dzień? – zapytałam, a on tylko wzruszył ramionami – Powinniśmy zacząć omawiać
fakty na temat Trójcy.
-Pierw muszę dać znać Zakowi, jaka jest
obecna sytuacja.
-Czekaj, masz z nim kontakt? – przerwałam
mu – Może w takim razie ja z nim porozmawiam?
-Czemu nie. Laptop jest w torbie –
ruchem głowy wskazał na skórzaną torbę na jedno ramię leżącą przy drzwiach.
Na szybko wypiłam piwo, butelkę
wyrzuciłam do śmieci i tanecznym krokiem skierowałam się do jego torby. Wyjęłam
z niej laptopa, z którym z kolej poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku,
włączyłam urządzenie, a na pulpicie momentalnie wypatrzyłam ikonę z napisem „Sobotowie”.
Kliknęłam w nią, na ekranie pojawiło się czarne okienko, a zaraz potem napis „ŁĄCZĘ”.
Nie minęła minuta, a napis zastąpił obraz Zaka.
-No cześć Doyle, jak tam ci idzie? –
zapytał, nawet nie patrząc w ekran – Znalazłeś ją?
-Może sam powinieneś to ocenić? –
zapytałam z wrednym uśmiechem na twarzy. Dopiero wtedy chłopak zorientował się,
że rozmawia właśnie ze mną.
-Raven! Nie wiedziałem, że ty…znaczy,
że Doyle… - starał się wybrnąć z sytuacji, aż w końcu westchnął i uśmiechnął się do mnie – Dobrze cię
widzieć, Raven – przewróciłam oczami.
-Ciebie też. Nie wierzę, że kazałeś mu
mnie śledzić.
-To nie tak! – szybko zaprzeczył –
Chciałem, żeby miał na ciebie oko, żeby sprawdził, czy nic ci nie grozi.
-A wyszło z tego niezłe bagno i teraz
będziemy współpracować. Choć widzę też plusy tej sytuacji.
-Możliwość skontaktowania się ze mną? –
uśmiechnął się słodko, ale ja tylko pokręciłam przecząco głową.
-Miałam raczej na myśli luksusy, w
jakich mieszkamy, ale to z kontaktem też jest dobre.
-Przezabawne – rzucił mi ostrzegawcze
spojrzenie, a ja wzruszyłam ramionami i zrobiłam minę niewiniątka – Ej, nowa fryzura?!
– wskazał na moje włosy, a ja odruchowo dotknęłam koczków.
-Yhym. Były za długie, a nie chciałam
ich ścinać, więc wiesz.
-Ładnie ci w niej – zarumieniłam się –
I jak? – zmienił temat – Masz coś?
-Można tak powiedzieć. Rozmawiałam z
moim ojcem zastępczym i zdradził mi kilka przydatnych informacji. Znaczy, zanim
twoja była opiekunka go zabiła.
-Abbey? Znów się na nią natknęłaś? Nic
ci nie jest? – zapytał nieco wystraszony.
-Jestem cała, Doyle mi pomógł, ale
wracając, Trójca m trzech przywódców, ale jednego najważniejszego. Główny lider
to Ojciec – zaczęłam wyliczać na palcach – Potem jest Syn i Duch.
-No tak, Trójca Święta.
-Co do ich baz, to nie mam bladego
pojęcia gdzie mogą być, ale razem z Doylem coś wymyślimy. Może on będzie kojarzy
imiona tych przywódców.
-Ja też postaram się czegoś poszukać w
naszej bazie danych. Muszę już kończyć, rodzice mnie wołają.
-Do zobaczenia? – zapytałam z nadzieją…sama
nie wiem na co.
-Do zobaczenia – odparł z bananem na
twarzy, po czym się rozłączył.
Nie chciałam mówić mu, że znam nazwisko
mojego prawdziwego ojca, bo niepotrzebnie by się tym zaczął interesować. Powiem
mu, gdy przyjdzie na to czas.
Wróciłam do głównego pokoju i usiadłam
obok Doyle’a. Wyrwałam mu z ręki pilota i wyłączyłam telewizor. Nie mogliśmy
dłużej czekać.
-Czas porównać notatki – zadecydowałam
i rozpoczęliśmy dzielenie się faktami.
Narracja trzecio osobowa
Krótko obcięta szatynka stała w okrągłym,
ciemnym pomieszczeniu. Część ściany przed nią, jaka tworzyła półkole była pół
prześwitującą szybą. Dziewczyna czekała, aż jej przywódcy pojawią się na spotkaniu.
Musiała przekazać im wszystkie informacje dotyczące operacji, mającej na celu
zniszczenie Kura. Ze zdenerwowania zielonooka zaczęła przygryzać wargę. Nie
lubiła czekać. To sprawiało, że traciła pewność siebie.
Wtem przed szybą pojawiły się trzy
sylwetki. Pierwsza z nich, była definitywnie kobietą. Zgrabna, wysoka, o
długich włosach, ubrana w sukienkę do kolan. Kolejny był szczupły mężczyzna
tego samego wzrostu, który miał na sobie garnitur, a jego koszula była rozpięta
na ostatni guzik. Dało się zauważyć, że na jego nosie znajdowały się okulary. Ostatni
z nich był również mężczyzną, ale starszym. Szedł przygarbiony, opierając się o
laskę. I on miał na sobie garnitur, ale ten bardziej przypominał smoking, z
racji na „pingwinowy” krój marynarki. Cała trójka usiadła na przygotowanych
krzesłach, a chwilę później z głośnika przed szybą rozległ się męski, donośny
głos.
-Jam jest Pan Bóg Twój, którym cię
wywiódł z Ziemi nieczystej, z domu niewoli - szatynka momentalnie spuściła
głowę i powoli uklękła na jedno kolano.
-Mój Ojcze, żyję tylko po to, by ci
służyć.
-Nie przeciągaj niepotrzebnie, dziecko
– zakaszlał – Znalazłaś dziewczynę?
-Nie – przygryzła wargę, a po jej
ustach zaczęła spływać krew – Zdołała zbiec i straciliśmy trop. Za to udało mi
się skontaktować z Argostem.
-Już raz zawiódł – głos przejął młodszy
mężczyzna – Dlaczego ponownie zgodziłaś się na współpracę, w dodatku bez
naszego zezwolenia?
-Dostarczył mi przydatnych informacji.
-Jakich? – dopytała kobieta.
-Kur, nie chłopiec, lecz Kur,
skontaktował się z nim. On planuje zebrać swoją armię i ruszyć z ludzkością na
wojnę.
-To wskazuje na to, że chłopak już nie
ma kontroli – stwierdził starszy – Musimy działać szybciej. Czy dowiedziałaś
się jeszcze czegoś.
-Wiem też, że Argost wysłał za Raven
swoją najemniczkę, Abbey Grey, z której usług również korzystaliśmy. Znalazła
ją, ale dziewczyna zdołała uciec. Pomógł jej członek rodziny Sobotów, Doyle
Blackwell. Wygląda na to, że Raven już nie pracuje sama.
-Bezpośrednie wsparcie Sobotów może nam
bardzo zaszkodzić – odezwała się kobieta – Wiemy, że korzystając ze swoich
kontaktów starają się dowiedzieć o nas jak najwięcej. Ich działania stwarzają
problem, który należy rozwiązać.
-Zajmę się tym – zielonooka uderzyła
się pięścią w pierś – Własnoręcznie ich zabiję.
-Nie zawiedź nas – zakończył Ojciec –
Ta wpadka, może być twoją ostatnią… - dziewczyna powoli podniosła się i
wycedziła przez zęby.
-Nie zawiodę.
Szatynka odwróciła się na pięcie i
opuściła pomieszczenie. Zaraz po wyjściu uderzyła pięścią w ścianę z całej
siły, by emocje jakoś z niej wypłynęły. Nie znosiła, gdy ktoś nie wierzył w jej
zdolności lub wątpił, że podoła zadaniu. Miała zamiar pokazać wszystkim, że jest
w stanie zabić każdego. Miała zamiar zabić rodzinę Sobotów.
Oczami Zaka
Przyglądałem się zdjęciu szczupłej
kobiety w średnim wieku. Miała ciemną skórę, brązowe oczy i spięte w koka
włosy. Rodzice twierdzą, że może mieć ona jakieś powiązania z Trójcą.
-Dzięki uprzejmości Beemana zdołaliśmy
się dowiedzieć, że szanowna Pani Doktor Amanda Steward od lat prowadziła
badania na temat Kura – wyjaśniał wszystko tata – Pracowała wtedy w jednej z
placówek zoologicznych na Antarktyce i razem z innymi kryptozoologami starała
się udowodnić jego istnienie.
-Po roku badań tajemniczo zniknęła i
nikt jej od tej pory nie widział – dokończyła mama.
-A dlaczego Beeman się nią interesował?
– zapytałem. W końcu nasz szalony doktorek raczej zajmuje się sprawami
kosmitów.
-Szukał informacji o Kurze kiedy…no
wiesz – mama starała się o tym nie mówić, ale ja nie miałem jej nic przeciwko.
-Kiedy dowiedział się, że jestem Kurem
– dokończyłem, a kobieta pokiwała twierdząco głową.
-Zdołał się dowiedzieć, że Doktor
Steward podobno odkryła sposób na ujarzmienie Kura – ciągnął dalej tata –
Dlatego Beeman jej szukał. Chciał się za wszelką cenę dowiedzieć jak można go
kontrolować.
-I powiedział wam to wszystko teraz? –
zapytałem podejrzliwie. Rodzice nie są głupi i nie zaczęliby się go pytać o
takie rzeczy. Doktorek na pewno by się zorientował, że moje moce wróciły i znów
rozpoczęło by się polowanie na mnie.
-Nie – zaprzeczył Doc – Powiedział nam
to po Wojnie Kryptyd.
-I nie raczyliście mnie o tym wcześniej
poinformować? – zdenerwowałem się. Jak mogli mi nie powiedzieć? Przecież to po
części dotyczyło mnie.
-Nie chcieliśmy cię niepotrzebnie
martwić – zaczęła wyjaśniać Drew – Byłeś…miałeś ciężkie przeżycia i nie
chcieliśmy cię jeszcze bardzie przytłaczać.
-Wybaczcie, ale moim zdaniem myśleliście
tylko o sobie. Baliście się, że będę chciał ją znaleźć. W końcu żadne z nas nie
wiedziało, czy moje moce kiedyś nie powrócą.
-Masz rację myśleliśmy tak. Ale ja i
twoja mama chcemy tylko i wyłącznie twojego dobra. Nie chcemy, żebyś miał
kłopoty.
-W takim razie mogliście o tym pomyśleć
zanim wyjechaliście szukać tego pieprzonego kamienia – rzuciłem oskarżycielsko,
a rodziców zatkało. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Jak zawsze musieli coś
przede mną zataić. Kiedy do nich wreszcie dotrze fakt, że ja już nie jestem
dzieckiem! – Dam znać Doylowi i Raven czego się dowiedzieliśmy i spróbuję
poszukać tej Doktor Steward – zacząłem iść w kierunku mojego pokoju, ale tata
złapał mnie za ramię.
-Zak, nie możesz nas odtrącać. Wiesz,
że jesteśmy z tobą – wyrwałem się ojcu i jak najszybciej opuściłem
pomieszczenie. Naprawdę, miałem dość jego gadaniny.
W pokoju siedział Fisk i Komodo. Gdy
tylko wszedłem do środka oboje zaczęli mi się przyglądać. O co im znowu chodzi?
Nie miałem zamiaru ich pytać, bo to by pewnie nic nie dało, więc po prostu
zajrzałem na moment do umysłu Fiskertona. Myślał o tym, że się zmieniłem. Że…że
ja, to już nie ja. Bał się mnie…To…to przez zabicie tego kłusownika. Przejąłem
wtedy nad nimi kontrolę…Co ja narobiłem?
Strasznie rozbolała mnie głowa.
Wiedziałem, że to Kur stara się przejąć nade mną kontrolę. Starałem się skupić,
by tylko go nie wpuścić, ale to sprawiało, że łeb bolał mnie bardziej. Dobra,
skoro to nie działa, może zadziała coś innego.
Ukradkiem wszedłem do kuchni i
wyciągnąłem z lodówki dwa zimne piwa. Czemu dwa? Sam nie wiem. Może z
przyzwyczajenia, a może po prostu bardzo chciało mi się pić. Wróciłem z nimi do
pokoju, padłem na łóżko i otworzyłem pierwszą butelkę. Zimny alkohol sprawił,
że poczułem się lepiej. Kto by pomyślał, że piwo pomorze mi w kontroli Kura.
Dzięki, Raven. Wziąłem kolejny łyk i ból głowy całkiem ustał. Poczułem, że chce
mi się spać. Odłożyłem więc butelkę na szafkę nocną i przymknąłem oczy. Po
bardzo krótkiej chwili, zwyczajnie usnąłem.
Wstawisz coś o transach(no i ten special? xd)
OdpowiedzUsuń