Siedziałam w niewielkim, ale dobrze
znanym mi barze i kończyłam piwo. Znajdowałam się w moim rodzinnym miasteczku,
jeśli można to tak nazwać. Tu dorastałam, ale nigdy nie czułam się jak w domu. Może
to przez ojca zastępczego. Jego nie dało się lubić.
Wzięłam kolejny łyk napoju i odłożyłam
kufel na blat. Niewysoki, siwy mężczyzna w koszuli zabrał go ode mnie, przez
moment przyglądał się mojemu zamyśleniu, a zaraz potem dolał mi piwa.
-Na mój koszt – oznajmił z uśmiechem.
-Dzięki, Curt. Miło z twojej strony.
-Wyglądasz na zmartwioną. Co się
dzieje, Raven?
-To nic takiego – skłamałam i od razu
zaczęłam bawić się kosmykiem włosów – Znów pokłóciłam się z siostrą, tak na
poważnie – mężczyzna pokręcił głową.
-Zawsze wiedziałem, że bardzo się od
siebie różnicie, ale zwykle starałyście się jakoś dogadać. Nawet dobrze wam to
szło – wzruszyłam ramionami.
-Byłyśmy wtedy młodsze. Ja miałam
siedem lat, ona dziesięć, jakoś znajdowałyśmy wspólne tematy – wzięłam łyk
napoju.
-Pamiętam, jak przychodziłyście tutaj.
Chciałyście odpocząć od waszego taty.
-Robiłeś nam naleśniki i gorącą czekoladę – zaśmiał się cicho.
-Tak, to były czasy. Potem obie
wyjechałyście, czego oczywiście nie mam wam za złe, ale teraz jesteś tu, znów i
popijasz sobie piwko.
-Podrosłam – stwierdziłam i za jednym
razem wypiłam całe piwo. Musiałam się za niedługo zbierać, miałam pewną sprawę
do załatwienia.
-Że tak się zapytam, o co wam tym razem
poszło?
-Tak w sumie to nie jestem pewna. Anna mnie
okłamała w dość poważnej sprawie, a w dodatku zaczęła być zazdrosna bóg wie o
co – machnęłam ręką – Czasem ciężko ją zrozumieć – Curt pokiwał porozumiewawczo
głową – Słuchaj, mogłabym zostawić u ciebie rzeczy? Chcę zamienić kilka słów z
ojcem, a nie chcę tego wszystkiego taszczyć ze sobą, więc…
-Nie ma sprawy. Daj mi ten plecak –
wyraźnie pokazał mi, bym dała bagaż, tak też uczyniłam - Będzie tu na ciebie czekał – uśmiechnęłam się
do mężczyzny i zaczęłam iść w kierunku wyjścia.
Zanim opuściłam lokal, przyjrzałam się
jednemu tajemniczemu mężczyźnie. Byłam pewna, że od kilku godzin mnie śledził.
Był raczej umięśnionym, wysokim człowiekiem o rudych, wpadających w czerwień
włosach, po bokach wygolonych oraz ciemnych oczach. Był ubrany w czarne
spodnie, brązowe buty i beżową kurtkę. Nie chciałam podejmować pochopnych
wniosków, więc na razie nic nie zrobiłam. Wolałam się przekonać, czy rzeczywiście
mnie śledzi.
Wyszłam na pokrytą śniegiem drogę i
zaczęłam iść w kierunku obrzeży miasta. To właśnie tam znajdował się mój dawny
dom. Mieszkałam tam przez dwanaście lat. Potem uciekłam, jak najdalej od tego
miejsca, a już tym bardziej od tego człowieka. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego
chce mnie wytrenować, ale teraz już wiem. Te ciągłe przemówienia o tym, że
przyjdą po mnie źli ludzi, że będą chcieli mnie zabrać, on mówił prawdę. To nie
zmienia jednak faktu, że zataił przede mną możliwe, że najważniejszą dla mnie
rzecz. Gdyby tylko powiedział mi prawdę, może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Pamiętam dzień, w którym postanowiłam
odejść. Tego dnia po raz pierwszy udało mi się podnieść przedmiot. Już wcześniej
potrafiłam przesunąć jakieś małe rzeczy o kilka centymetrów, ale nigdy
podnieść. Pierw pochwaliłam się Ann, co potrafię. Chciałam zachować to w
tajemnicy, ale ona w momencie poleciała na skargę do ojca. Próbowałam mu
wytłumaczyć, że to dar, że umiem nad nim zapanować, ale on mnie w ogóle nie
słuchał. Ciągle gadał, że to przekleństwo, że nigdy nie powinnam się o nim
dowiedzieć, chciał mnie nawet uderzyć, ale nie pozwoliłam mu na to. Wtedy
zrozumiałam, że będąc z nim, nigdy nie zaznam szczęścia. Tego samego dnia
uciekłam, jak najdalej mogłam.
Teraz, myśląc o tym, co powiedział,
zastanawiam się czy nie miał racji. Gdybym nie miała tej cholernej mocy, Trójca
dałabym spokój i mnie i Zakowi. Cała ta sytuacja nie miałaby miejsca. Ale co
się stało, to się nie odstanie. Trzeba iść dalej.
Dochodziłam już do domu. Postanowiłam
sprawdzić, czy tajemniczy mężczyzna za mną nie idzie. Okazało się, że nikt mnie
nie śledzi, czyli się myliłam. Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam drzwi furtki,
które zaskrzypiały. Nasz dom nie był wyjątkowy. Miał dwa piętra, był pomalowany
na jasny brąz, a z dachu wystawał komin. Chciałam zapukać do drzwi, ale to
przecież jest też mój dom, dlatego od razu pociągnęłam za klamkę i znalazłam
się w holu, a naprzeciw mnie były schody. Wyraźnie usłyszałam kroki z góry,
więc darowałam sobie przechadzki i ruszyłam po schodach. Otworzyłam drzwi do
pokoju ojca i gdybym w porę nie stworzyła pola siłowego, miałabym bliskie
spotkanie z pociskiem. Odbiłam kulę, która przeszyła okno. Szybko zauważyłam
mojego niedoszłego zabójcę. Był nim dobrze umięśniony mężczyzna o jasnych blond
włosach i brązowych oczach oraz niewielkim zaroście. Stał naprzeciw mnie z
pistoletem w ręku i szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Chyba nie mógł
uwierzyć, że mnie widzi. Upuścił broń i usiadł na fotelu za nim. Opuściłam pole
siłowe i zaczęłam iść w jego kierunku. Nie bardzo wiedziałam jak powinnam
zacząć rozmowę, ale szczęśliwie on mnie uprzedził.
-Nie sądziłem, że cię jeszcze kiedyś zobaczę.
Nie po tym, jak odeszłaś.
-A dziwisz mi się? – pokręcił przecząco
głową – Nie mam wiele czasu, więc będę się sprężać. Trójca. Co mi możesz o niej
powiedzieć? – mężczyzna przełknął ślinę i wyprostował się.
-Obawiałem się, że te skurczybyki
kiedyś cię znajdą…
-Do rzeczy – przewróciłam oczami –
Muszę wiedzieć o nich co tylko się da.
-W takim razie zacznijmy od początku.
Trójca powstała całe wieki temu, zaraz po pierwszych atakach Kura. Chyba już
wiesz, o czym mowa? – pokręciłam twierdząco głową – Od tego czasu organizacja
bardzo się zmieniła. Uznali, że ich metody w próbach zniszczenia tej wszechpotężnej
Kryptydy są nieodpowiednie, dlatego zaczęli bawić się w Boga. Chcieli stworzyć
istotę idealną do walki z Kurem. Taką, której moc będzie równała się z jego
potęgą.
-Tak powstałam ja – pokręcił przecząco
głową.
-Ty, moja droga, byłaś wersją 2.0. To
Anna była pierwowzorem. Chciałem się jakoś przyczynić do naszego sukcesu, więc
zaproponowałem moje własne dziecko do ich eksperymentu. Zaczęli podawać mojej
żonie specyfiki, które miały dać Annie moc. Jej matka nie przeżyła porodu, a u
samej broni nie stwierdzono nadprzyrodzonych zdolności. Liderzy trójcy chcieli
ją wycofać z programu, ale poprosiłem ich o więcej czasu. Wkrótce okazało się,
że Anna uczy się dużo szybciej niż inni. Gdy miała pół roku umiała już chodzić
i mówić. Niestety to nie wystarczyło Trójcy. Rozpoczęli kolejny projekt i tym
razem już nie mieli zamiaru popełniać żadnych błędów. Pobrali DNA od twoich
rodziców i samodzielnie stworzyli płód, któremu na samym początku istnienia
podali ten ich tajemniczy specyfik.
-Wyhodowali mnie – powiedziałam z
lekkim przerażeniem. Dopuszczałam do siebie taką możliwość, ale miałam
nadzieję, że jednak się mylę.
-Zaczęli robić na tobie testy zaraz po
twoich narodzinach. Stwierdzili, że będziesz w stanie używać jakiś trzydziestu
procent twojego mózgu. Operacja zakończyła się sukcesem.
-Więc dlaczego mnie zabrałeś?! –
ryknęłam na niego, ale on mówił dalej, spokojnie.
-Chcieli zrobić z ciebie broń podległą
tylko i wyłącznie im, a byłaś jedynie małą dziewczynką. Pozwoliłem im zniszczyć
moją córeczkę i nie mogłem im dać zrobić tego samego tobie.
Chciałam zapytać go o moich
biologicznych rodziców, o granice mojej mocy, ale to byłoby arogancie. Powinnam
raczej dowiedzieć się kim jest przywódca Trójcy, gdzie mają swoje bazy.
-Wystarczy mojej ckliwej biografii.
Powiedz mi, kto przewodzi Trójcy.
-Jak sama nazwa wskazuje, jest trzech
Liderów, ale jeden główny. Nikt nie zna jego prawdziwego nazwiska, ale dla nas,
to był Ojciec. Jego dwaj wspólnicy to Syn i Duch.
-Jakże by inaczej. Bóg Ojciec, Syn Boży
i Duch Święty. Trójca Święta – mogłam się tego domyślić – A wiesz gdzie mają
bazy? – pokiwał przecząco głową.
-Zniszczyli stare bazy po mojej
ucieczce. Nie chcieli ryzykować – westchnęłam – Raven, powiedz mi proszę, co się
dzieje z Ann. Jest cała?
-Ostatni raz jak ją widziałam kazała mi
zabić mojego przyjaciela. Na razie żyje, ale dopilnuję, by to długo nie
potrwało – chciałam odejść, dowiedziałam się, czego chciałam i nie musiałam tu
siedzieć ani minuty dłużej. Niestety mężczyzna złapał mnie za rękę.
-Nie miej jej za złe tych czynów. To
wszystko moja wina. Ale chciałbym ci to jakoś wynagrodzić. Mogę powiedzieć ci,
kim są twoi rodzice – otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na niego wyczekująco.
Miał już otworzyć usta, kiedy usłyszałam jakiś świst, a pocisk z broni
snajperskiej przeszył jego gardło.
Nie wiedziałam co mam robić. Byłam w
wielkim szoku, ale w odpowiedniej chwili się opamiętałam, bo i ja o mało nie
dostałam kulki. Ściągnęłam go z fotela, położyłam na ziemi i starałam się jakoś
zatamować krwotok.
-Ani mi się waż to zrobić Tom, ani mi
się waż – trzymałam dziurę po kuli,
ciepła krew spływała po moich dłoniach. Nagle mężczyzna złapał mnie za
nadgarstek i spojrzał prosto w oczy.
-Van…Rook – powiedział ostatkami sił,
po czym zamknął oczy.
-Tom? Tom, nie! – na próżno starałam
się go obudzić – Nie możesz mi tego zrobić! Tato, nie odchodź, proszę! Tatusiu!
Zaczęłam cicho łkać. Powoli przytuliłam
się do jego martwego ciała, by po raz ostatni móc go dotknąć. Tyle lat go
odtrącałam, a teraz… Nie wyobrażałam sobie, że jego śmierć tak mnie
zaboli.
Musiałam wstać. Jego zabójca pewnie
ciągle tam był, więc jeśli się pospieszę, mogę go jeszcze dorwać. Podniosłam
się z ziemi, spojrzałam w stronę okna i w tym samym momencie dostałam
porządnego kopniaka. Upadłam na ziemię, ale jak najszybciej stanęłam na nogach.
Przede mną stał nie kto inny jak Abbey Grey.
-Już się za mną stęskniłaś? – zapytałam
z wrednym uśmieszkiem – Mało ci łomotu?
-Mam zamiar skończyć zlecenie!
Kobieta wycelowała ze mnie z wyrzutni
rakiet, ale nim zdążyła odpalić siłą woli pchnęłam ją na ścianę. Podbiegłam do
niej i spróbowałam ja walnąć z pięści, ale złapała moją dłoń i pchnęłam nie na
ścianę. Wykręciła mi rękę, ale starałam się nie pokazywać bólu. Zaparłam się
nogami o ścianę, zaczęłam się po niej wspinać, aż w końcu przeskoczyłam nad Abbey.
Gdy ona odwróciła się w moją stronę kopnęłam ją w twarz. Czarnowłosa cofnęła się
o krok, ale szybko wróciła do gry. Walnęła mnie w podbródek, a potem kopnęła w
brzuch. Nim zdążyłam się pozbierać pod moimi nogami wylądował granat. W
ostatniej chwili stworzyłam pole, ale i wybuch i tak posłał mnie na ścianę.
Uderzyłam się w głowę, a przed oczami pojawiły się mroczki. Kobieta szła w moją
stronę, a do pokoju wpadł jakiś mężczyzna. Rzucił się na nią, zaczęli okładać
się pięściami. Dobrze wiedziałam, że skądś go kojarzę. Chwila moment, to ten
koleś, co mnie śledził! Aha! Jednak miałam rację.
-Proszę proszę, znów bawimy się w grę „dajmy
kosza Doyl’owi” – zaśmiała się starając się go walnąć z pięści.
-Nie! To raczej kolejna edycja programu
„jak skutecznie spuścić Abbey łomot”! – mężczyzna złapał ją za włosy, a zaraz
potem uderzył jej głową o swoje kolano. Czarnowłosa zakołysała się i po chwili
upadła na ziemię – Widzisz, wygrałem – powiedział z zadowoleniem, a następnie
podszedł do mnie i pomógł wstać.
-Wielkie dzięki, ale w sumie to nie
wiem komu mam dziękować.
-Doyle Blackwell, miło mi.
-Nic mi to nie mówi – pokręciłam przecząco
głową – Ale skoro mamy przyjemność się spotkać to chcę zapytać, czemu mnie
śledziłeś?
-Mamy wspólnego znajomego, który
prosił, bym miał na ciebie oko – w tym momencie do głowy przychodziła mi tylko
jedna osoba, czyli Zak.
-Nie wyjaśniłam mu, że sama sobie dam
radę?
-Zak jest bardzo opiekuńczy.
-Tak, to zauważyłam. Tak czy siak,
dzięki za pomoc i na razie – zaczęłam iść w kierunku wyjścia, ale Doyle podążał
za mną – Chyba wraziłam się jasno? Nie chcę pomocy! – przyśpieszyłam kroku i
dosłownie wybiegłam przez drzwi wejściowe.
-No daj spokój! Chcę tylko odrobinę
przygody! Nawet nie wiesz jak dawno z kimś nie pracowałem.
-Ale ja nie jestem zainteresowana
współpracą – nawet się do niego nie odwracałam. On jednak złapał mnie za rękę i
zmusił do zatrzymania się.
-Posłuchaj mnie. Zakowi bardzo na tobie
zależy i nie chce cię stracić, więc chcesz czy nie chcesz idę z tobą. W
dodatku, mam zamiar skończyć to zlecenie – prychnęłam.
-Mówisz dokładnie jak ona. Byliście
parą czy co?
-W sumie to owszem, ale to chyba przez
coś innego. Kiedyś pracowaliśmy dla tego samego gościa i to chyba on tak na nas
wpłynął. To co, gdzie idziemy? – przewróciłam oczami.
-Ja idę po rzeczy i napić się. Ty, rób
co chcesz.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść
w kierunku baru, a Doyle oczywiście za mną. Jak Zak w ogóle mógł mi coś takiego
zrobić?! Przecież mówiłam mu, że dam sobie radę. On jest rzeczywiście cholernie
nadopiekuńczy.
***
Weszłam do baru i usiadłam na krześle.
Doyle usiadł obok mnie i zamówił sobie piwo. Ja poprosiłam o wódkę. Curt pierw
spojrzał na niepodejrzliwie, ale po chwili dał, o co prosiłam. Wypiłam napój z
małej szklaneczki na raz i poprosiłam o kolejny, ale tym razem mężczyzna
odmówił.
-Nie staraj się maskować bólu
alkoholem. Źle na tym wyjdziesz – puścił mi ostrzegawcze spojrzenie, a ja
przewróciłam oczami – Przyniosę ci twoje rzeczy – staruszek wyszedł na
zaplecze, a ja zwróciłam się do Doyla.
-Dlaczego Zak myśli, że potrzebuję
pomocy?
-On wie, że dasz sobie radę, ale woli
byś miała wsparcie.
-Nie jestem nauczona działać w zespole
– mężczyzna uśmiechnął się.
-W tym jestem w stanie ci pomóc. Zak
powiedział mi mniej więcej czego szukasz, ale przydałoby się, żebyś ty rzuciła
nieco światła na tą sprawę. Zatrzymałem się w hotelu niedaleko stąd. Możesz tam
pójść razem ze mną, podzielić się
zebranymi faktami i wtedy razem połączymy wszystko w całość. Możesz też
odwrócić się ode mnie i pójść w swoją stronę, ale wątpię, byś sama znalazła to,
czego szukasz – spuściłam wzrok. On jednak miał w pewnym sensie rację. Razem na
pewno dużo łatwiej będzie nam znaleźć Trójcę.
-Zgoda. Współpracujmy.
Doyle uśmiechnął się, a w międzyczasie
Curt wrócił z moimi rzeczami. Zabrałam je od niego i pożegnałam się. Ja i mój
nowy partner opuściliśmy bar i zaczęliśmy iść drogą na wschód. Nie miałam ochoty
rozmawiać w drodze, ale Doyle najwyraźniej nie miał nic przeciwko pogawędce. On
gadał, a ja słuchała, albo może lepiej powiedzmy, że udawałam zainteresowanie
jego słowami. Ważniejszą rzeczą jaką się o nim dowiedziałam był fakt, że to
brat Drew, mamy Zaka. Muszę przyznać, że nawet widzę między nimi podobieństwo,
a już szczególnie w charakterze. Jakimś cudem i Doyle i Zak lubią gadać. Choć w
przeciwieństwie do jego wujka, mój przyjaciel wie, kiedy ma się zamknąć. Oj te
więzy rodzinne…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz