Po całym dniu wędrówki
trafiłem do jakiegoś małego miasteczka. Wyglądało na dosyć stare i mocno
zaniedbane. Ściany budynków były pomalowane różnorodnym graffiti, a ulice pełne
ubranych na czarno ludzi. Ciemne chmury idealnie zasłaniały słońce, przez co
wydawało się, że to miejsce jest ciągle pogrążone w mroku. Minąłem jakieś
sklepy i ludzi robiących zakupy, potem przeszedłem obok budynku kina. Napis na
bilbordzie głosił, że właśnie wchodzi nowy film, choć jestem pewien, że ten
film wszedł już jakieś pół roku temu. Niezłe opóźnienie. Wielką odrazę
wzbudziło we mnie właśnie mijane stoisko z pamiątkami, gdzie przeważały figurki
V.V. Argosta. Czy ci ludzie nie zrozumieli, że to był maniak? Dobrze, że teraz
jego pozbawione energii ciało leży w więzieniu w Bellwood. Ben na pewno dobrze
go pilnuje.
Przechadzałem się tak
ulicami, aż tu nagle zobaczyłem stojącą na skraju dachu sylwetkę dziewczyny.
Czy ona chce zrobić to co myślę, że chce zrobić?! Biegiem udałem się do
budynku, na którym stała i zacząłem wspinaczkę po schodach. Kiedy wreszcie
dotarłem na szczyt, dziewczyna nawet nie ruszyła się o krok. Dobrze. Po cichu
podszedłem do niej, złapałem za rękę i pociągnąłem do tyłu.
-Co ty robisz?! – wrzasnęła
na mnie, kiedy już znaleźliśmy się nieco dalej od krawędzi.
-Ratuje ci życie! Skok nie
załatwiły sprawy, uwierz mi.
Dziewczyna patrzała na mnie
jakimś dziwnym wzrokiem. Jakby była jednocześnie zdziwiona i rozśmieszona
czymś. Jej wygląd bardzo mnie zaciekawił. Miała bardzo bladą skórę i była
wyjątkowo szczupła. Jej purpurowo – czarne włosy z grzywka sięgały do ramion, a
piękne, fioletowe oczy nie odrywały ode mnie wzroku. Miała na sobie borówkowy,
luźny sweter, ciemną spódniczkę, czarne, potargane rajstopy, które odkrywały
jej blizny na nogach oraz buty, nieco przypominające creepersy. Na jej szyi
wisiał naszyjnik z pentagramem.
-Ty naprawdę myślałeś, że ja…
- rozległ się jej głośny śmiech – Myślałeś, że chcę się zabić?! A to dobre!
-Tak to wyglądało… -
powiedziałem nieco zawstydzony.
-Dzięki Supermanie, ale dla
twojej wiadomości, codziennie tu przychodzę.
-To trochę niebezpieczne, nie
sądzisz? – zacząłem się z nią droczyć. Dziewczyna udała zamyślenie, a potem
odpowiedziała.
-Nie. Nie sądzę – zaśmiałem
się cicho – Dobra, to jak już wiesz, nic mi nie jest, nie jestem wariatką ani
samobójczynią, możesz już sobie iść.
-Tak, jasne.
Zrezygnowany zacząłem oddalać
się od niej. Przed wyjściem na schody po raz ostatni odwróciłem się w jej
stronę. Już siedziała na skraju dachu i właśnie odpalała papierosa. W pewnym
momencie i ona się do mnie odwróciła, ale wtedy zacząłem schodzić w dół.
Ta nieznajoma trochę mnie
zaintrygowała. Naprawdę nie martwiła się czy spadnie, nie obawiała się tego.
Rozśmieszył ją fakt, że ktoś się nią zainteresował. To wskazuje, że miała
problemy w dzieciństwie.
Kiedy już zszedłem na dół
postanowiłem uzupełnić zapasy jedzenia. Udałem się do supermarketu, gdzie
kupiłem najważniejsze rzeczy. Chleb, woda, jak na uciekiniera przystało.
Schowałem jedzenie do plecaka i wróciłem do oglądania miasta. Nie wiem czemu,
ale spojrzałem na budynek, gdzie stała ta dziewczyna. Już jej tam nie było.
Pewnie zeszła na dół, to dobrze.
-Szukasz czegoś młody? – odezwał
się ktoś za mną. Odwróciłem się i moim oczom ukazał się ubrany w uniform
policjant – Nie jesteś stąd, czyż nie? – pytając, poprawił czapkę na głowie.
-Nie, dziś tu przyjechałem.
-A mógłbym wiedzieć jak się
nazywasz? – a po co ci to wiedzieć? – Chcę mieć pewność, że do naszego miasta
nie zjeżdżają się jacyś ludzie z
szemraną przeszłością - policjant zbliżył się do mnie i spojrzał prosto w oczy.
-Daruj sobie taką gadkę, Bill
– znienacka, zaraz za nim pojawiła się TA dziewczyna. Z uśmiechem na twarzy pociągnęła
go za ramię i zmusiła, by na nią spojrzał – Chyba mieliśmy umowę, czyż nie? Daję
ci namiary na dilerów, a ty zostawiasz dzieciaki ulicy, albo przekazujesz je
mnie.
-Nie radzę ci mu pomagać,
wydaje się być jakiś dziwny – starał się powiedzieć cicho, ale i tak go
usłyszałem.
-Dla mnie jest całkiem
normalny. A teraz radzę ci go zostawić – policjant spojrzał na mnie po raz
ostatni, a potem zdenerwowany zaczął iść w swoją stronę – Za dwa dni dam ci
znać gdzie kolejna dostawa! – zawołała jeszcze zanim, ale on tylko machnął ręką
i poszedł dalej. Dziewczyna odwróciła się w moja stronę – Znów się spotykamy.
-Tylko tym razem to ty
uratowałaś mnie – uśmiechnąłem się do niej, ale ona zachowała powagę – Dlaczego
to w sumie zrobiłaś?
-Jak sam słyszałeś, mam z Billem
umowę. Odpowiadam za dzieci ulicy w tym mieście, staram się im jakoś pomóc. Z
tego co widzę, jesteś tu nowy, jesteś niepełnoletni i dam sobie rękę uciąć, że
zwiałeś z domu.
-Masz racje we wszystkich
trzech, ale dam sobie radę sam.
-Nie, mylisz się. Nie znasz
tego miasta, ono cię zabije, jeśli będziesz tu sam – chciałem odejść jak
najszybciej, bo zastając coraz bardziej narażam ją na niebezpieczeństwo. Ona
jednak złapała mnie za nadgarstek i zatrzymała – Zginiesz, jeśli nie dasz sobie
pomóc.
-Ludzie, którzy chcą mi pomóc
rzadko kiedy dobrze kończą.
-I myślisz, że się tego
wystraszę – przewróciłem oczami.
-Wiesz, ja i tak przyjechałem
tylko na kilka dni. Potem idę dalej, więc…
-Więc na ten czas zamieszkasz
ze mną. Akurat mam wolną kanapę – spojrzałem na nią ze zdziwieniem – Nie mów mi
tylko, że nie przywykłeś do spania na kanapie, bo jak tak, to oddam cię
Billowi.
-Nie, nie, ja tylko…nie znamy
się, a jednak mi pomagasz.
-Tylko się odwdzięczam –
uśmiechnęła się lekko – Teraz chodź, pokarzę ci mieszkanie.
Dziewczyna puściła moją rękę
i w ciszy szliśmy przed siebie, mijając innych ludzi. Po jedni nie jeździło
wiele samochodów, za to na chodniku aż roiło się od ludzi. Nie mogłem rozgryźć
tego miejsca. Czarnowłosa szła pierwsza, co chwila oglądając się, czy nadal za
nią podążam. Ta dziewczyna, to naprawdę wielka zagadka. Pierw śmiała się, bo
chciałem jej pomóc, a teraz sama pomaga mi.
Szliśmy tak dalej, aż zaczął
padać deszcz. Ludzie zaczęli iść szybciej, chcąc schować się pod dachami
budynków. Ona natomiast tylko stanęła i spojrzała w niebo.
-Naprawdę się nade mną
znęcasz, co? – zapytała samą siebie, a może kogoś innego.
Nie miałem zamiaru dać jej
zmoknąć. Szybko pociągnąłem ją za rękę i razem schowaliśmy się pod daszkiem
jakiegoś domu. Ściągnąłem plecak i zajrzałem do środka. Ubrania były suche.
Wyciągnąłem moją szarą bluzę z kapturem i nie czekając na zgodę założyłem ją na
nią. Dziewczyna wyglądała na bardzo zdziwioną. Nie spuszczała ze mnie wzroku
nawet na jedną sekundę.
-Łał, jaki z ciebie gentelman
– powiedziała z uśmiechem na twarzy – Dzięki.
-Nie ma sprawy –
odwzajemniłem uśmiech, ale dziewczyna w momencie spoważniała i odwróciła wzrok
– Coś się stało? – zapytałem zaniepokojony.
-Nic, ja tylko…Jesteś dla
mnie taki miły, jak nikt dotąd. Nie przywykłam do tego – niepewnie złapałem ją
za dłoń, a ona spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nic nie powiedziałem, a
jedynie uśmiechnąłem się. Ona odwzajemniła uśmiech i znów nie spuszczała ze
mnie wzroku.
-Jak masz na imię? –
zapytałem, chcąc przerwać ciszę.
-Raven, a ty?
-Zak. Zak Sobota.
***
Kiedy deszcz już przestał
padać wróciliśmy do naszej wędrówki. Czym bardziej zbliżaliśmy się do
mieszkania, tym gorzej wyglądały budynki. Raven musi mieszkać w naprawdę
parszywej dzielnicy.
-A twoi rodzice nie będą źli?
–zapytałem nie zatrzymując się.
-Nie. Nie mieszkam z nimi –
zdziwiłem się – Wychował mnie zastępczy ojciec, ale nie dogadywaliśmy się, więc
mając trzynaście lat uciekłam z domu. Podróżowałam tak między miastami, aż
postanowiłam zostać tutaj.
-Pewnie było ci ciężko.
-Musiałam znaleźć w miarę
tanie mieszkanie, zacząć jakoś legalnie zarabiać, czego w sumie do tej pory nie
osiągnęłam i żyć jakby nic się nie stało.
-Czyli to dlatego pomagasz
innym dzieciakom, które uciekły z domu – dziewczyna zaśmiała się cicho.
-Rozgryzłeś mnie. Nie chcę,
żeby ktoś, kto w życiu wystarczająco się nacierpiał, musiał mieszkać pod mostem
i nie mieć pieniędzy na jedzenie. Nie chcę, by ktokolwiek miał tak ciężko jak
ja miałam.
Ona mówiła tak mądrze… Nie
wiem, co ją spotkało w życiu, ale widać, że nie chce o tym wspominać. Jest
bardzo mądra i pomocna i piękna…Co ja wyrabiam?! Nie powinienem zawierać z nią
żadnych przyjaźni! Mogę ją przecież skrzywdzić! Ale jak jej teraz odmówić?
Chyba będę musiał trzymać nerwy na wodzy i modlić się, żebym jakoś wytrzymał te
kilka dni.
Po jakiś dziesięciu minutach
spacerku byliśmy na miejscu. Weszliśmy na piąte piętro zniszczonego bloku i do
mieszkania Raven. Widać było, że dziewczyna nie ma za dużo pieniędzy. Meble
były bardzo zniszczone, pewnie po poprzednim właścicielu, albo ze śmietnika. Ze
ścian odchodziły tapety, a podłoga skrzypiała. Czarnowłosa pokazała mi kanapę,
na której będę spał, a potem razem zjedliśmy kanapki. Nie ukrywam, coś było nie
tak z chlebem, bo były ohydne! Zachowałem jednak godność i jadłem pomimo
obrzydliwego smaku.
***
Był już wieczór, a my
siedzieliśmy na kanapie i opowiadaliśmy o sobie.
-Dobra, czym zajmują się twoi
rodzice? – zapytała roześmiana jeszcze po ostatnim pytaniu o ulubiony kolor.
-Są Kryptozoologami – Raven
uniosła ze zdziwienia brew – Zajmują się badaniem Kryptyd, czyli stworzeń uznanych za dawno wymarłe, bądź znane z
przekazów.
-Na przykład Wielka Stopa! –
zaśmiałem się cicho, bo jej podany przykład bardzo mnie rozśmieszył. Gdyby
tylko wiedziała, ile Kryptyd jest na świecie.
-Na przykład. A twój ojciec
zastępczy, czym się zajmuje?
-Cóż, ciężko powiedzieć. Jak
ostatni raz go widziałam, mówił o sobie archeolog, ale nawet nie ruszał się z
domu. Przeglądał tylko jakieś stare dokumenty o pradawnym stworzeniu, czy czymś
tam – Raven machnęła ręką i wzięła łyk stojącej obok wody – Ojciec nigdy się
mną nie interesował, tak jak moją starszą siostrą. To ona mi pomagała w
lekcjach i w życiu. Niestety nie mogła mi pomóc we wszystkim.
-I uciekłaś.
-I uciekłam – dziewczyna
posmutniała – Miałam dosyć ciągłego trenowania mnie bóg wie po co i wiecznych
pretensji, że nie spełniam jego oczekiwań. Czy on kiedyś pomyślał, że nie
spełnia moich… - nastała niezręczna cisza, ale ciemnowłosa szybko ją przerwała
– A ty, czemu zwiałeś z domu? Twoje życie wydaje się być szczęśliwe – oj, nawet
nie wiesz, jak się mylisz.
-To trochę skomplikowana i
długa historia.
-Mamy czas – Raven przeszła
do siadu skrzyżnego, podparła głowę na rękach, a z kolei ręce na kolanach.
-Jak miałem jedenaście lat
okazało się, że mam małe problemy… - próbowałem znaleźć odpowiednie słowo –
Zdrowotne. Rodzice nieźle się przeze mnie wycierpieli, straciliśmy dobrego
przyjaciela… - nie chciałem za nic kończyć tej opowieści, ale Rae złapała moją
dłoń – Potem mi przeszło i wszystko wróciło do normy, a przynajmniej tak
myślałem. Ta „choroba” wróciła i nie chciałem o niej mówić rodzicom, ale
wszytko wymyka mi się spod kontroli i nie chciałem, by znów przeze mnie
cierpieli.
-Dlatego uciekłeś. Nie przez
nich, a dla nich – pokiwałem potwierdzająco głową – To akt wielkiej odwagi,
Zak. Poświęcić się dla dobra swoich bliskich – nic nie mówiłem. Chciałem
powiedzieć jej całą prawdę, szczerze chciałem, ale bałem się, że już nie będzie
patrzeć na mnie w ten sam sposób co teraz.
Nagle poczułem, jak Raven
przysuwa się do mnie, kładzie swoją głowę na moim ramieniu i zamyka oczy.
Delikatnie objąłem ją w talii i również zamknąłem powieki. Siedząc tak, razem,
w krótkim czasie usnęliśmy.
Narracja trzecio osobowa
Wielki stwór, którego ciało
połączone było stworzone z części ciała wielu Kryptyd leżał nieprzytomny i
przypięty energetycznymi kajdanami do łóżka w celi. Żył, ale był w śpiączce, bo
jego energia życiowa została wyssana. Pilnowany przez strażników i cały system
zabezpieczeń, nie miał prawa się wydostać z więzienia. Jednak ktoś, postanowił
mu w tym pomóc. Jakaś mała osóbka, od góry do dołu ubrana w czarny kombinezon
zasłaniający jej twarz powaliła strażników i dostała się do celi. Tam udało się
jej przepuścić odpowiednią ilość prądu przez ciało stworzenia i „reanimować”
je. Stwór w jednej sekundzie otworzył oczy i uwolnił się z kajdan.
-Witam i bienvenue! V.V. Argost powrócił do
świata żywych!
-Hej, aktorzyno, może byśmy już
lecieli? – odezwała się dziewczyna, która go ożywiła.
-Nie dasz mi się nacieszyć tą piękna
chwilą?
-Nie. Jeśli chcesz złapać Zaka Sobotę,
to musimy się spieszyć. Dlatego radzę ci, rusz cztery litery!
Zdenerwowany na swoją wybawicielkę
Argost uległ jej namową. Złapał dziewczynę, a następnie wyleciał z celi i coraz
wyżej, aż znalazł się na wolności. Miał zamiar zemścić się na młodym Sobocie i
tym razem, nic mu nie przeszkodzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz