Siedziałam na dachu starego
wieżowca i paliłam papierosa. Rozkoszowałam się zapachem i smakiem dymu, a do
tego miałam piękne widoczki. Mogłam zobaczyć miasto prawie z lotu ptaka. Jasne
słońce przebijało się przez ciemne chmury, chcąc choć przez chwilę rozświetlić
nam dzień. Nam, wyrzutkom społeczeństwa, nic nie znaczącym dzieciom ulicy. Mi się
żyło dobrze, choć muszę przyznać, mogłoby być lepiej. Ale ja sama wybrałam taki
los i nie mogę płakać nad rozlanym mlekiem.
Zaciągnęłam się po raz
ostatni, po czym wyrzuciłam wypalonego peta przed siebie. Otrzepałam ręce i
stanęłam na krawędzi dachu. Tak, widoki były naprawdę piękne. Kiedy tu czasem
przesiadywałam, miałam ochotę skoczyć przed siebie, a potem unieść się ponad
chmury aż do słońca. Ale wszyscy dobrze wiemy, jak skończyć Ikar. Tak więc nie
ma co podążać za marzeniami, bo kiedy już będą na wyciągnięcie ręki, poparzymy
się.
Zeszłam na dół i włączyłam
się w ruch na chodniku. Jak na złość padał deszcz, a ja miałam na sobie tylko
bluzkę z krótkim rękawem. Zziębnięta pobiegłam pod najbliższy daszek i tak
postanowiłam przeczekać, aż deszcz nie ustanie. Usiadłam na schodkach
prowadzących do jakiegoś sklepiku, który i tak był zamknięty. Deszcz tworzył
przede mną sporą kałużę, w której mogłam zobaczyć swoje odbicie. Miałam
nadzwyczaj jasną cerę i szczupłą twarz. Ogólnie byłam wysoka i szczupła, przez co
przypominałam kościotrupa. Czarne włosy, trochę podpadające w purpurę były
obecnie mokre i przyklejały mi się do twarzy oraz szyi. Fioletowe oczy były
bardzo smutne, samotne, pragnęły choć odrobiny miłości, której nigdy nie
zaznały i pewnie nie zaznają. W pewnym momencie w odbiciu zobaczyłam jeszcze
kogoś, a dokładniej czyjeś nogi. Długie i chude. Podniosłam głowę, a moim oczom
ukazała się dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, o krótkich blond włosach i
zielonych oczach. Była ubrana w zakolanówki, ciemne spodenki i koszulkę oraz
błękitną kurtkę, a jej głowę zdobiła smerfetka z podoczepianymi przypinkami. Dziewczyna
usiadła obok mnie, zdjęła z głowy czapkę, a potem wycisnęła ją z wody.
-Co tutaj robisz? –
zapytałam, nawet na nią nie patrząc – Nie wrócę do domu, ani nie pójdę do
twoich szefów, możesz o tym zapomnieć.
-Nie po to przyszłam –
złapała mnie za rękę i mocno ją zacisnęła – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką
i siostrą, więc…
-Przybraną siostrą –
poprawiłam ją – Nie łączą nas żadne więzy krwi.
-Czasem więzy przyjaźni są
ważniejsze niż więzy krwi, nie sądzisz? – nic nie odpowiedziałam – Jak już
mówiłam, chcę cię ostrzec. Grozi nam niebezpieczeństwo, a tobie najbardziej.
Wielkie zło powróciło i…
-Możesz przestać chrzanić Ann?!
– spojrzałam prosto w jej kocie oczy – Całe życie ci ufałam, mówiłam wszystko.
Kurwa, pokazałam ci nawet moje zdolności! Wierzyłaś mi, jak ja tobie, ale potem
wszystko musiałaś skomplikować – mówiłam ze łzami w oczach – Zwerbowali cię, ja
musiałam uciec bo chcieliście ze mnie zrobić jakąś broń do walki z jakimś
mistycznym duchem!
-Wiem, że to dziwnie brzmi,
ale wszystko co ci powiedziałam to prawda. Tylko ty możesz go powstrzymać.
Przygryzłam wargę i spuściłam
wzrok. Tyle błędów popełniłam w życiu… Powoli podniosłam się i oparłam o
ścianę, a Ann postąpiła tak samo. Ciągle patrzałam w dół, a dokładniej na moje
poranione nogi. Głębokie blizny były porozrzucane po całych kończynach.
Zdobyłam je po nieudanej wspinaczce na skałkach. Wtedy też padał deszcz.
Pieprzona pogoda…
-Przepraszam cię za twoje
popieprzone życie.
-Tia…dzięki za twoją opiekę.
Bardzo mi pomogłaś w trudnych chwilach.
-Ale odpowiedź ciągle brzmi
„nie”.
-Yhym – Ann pocałowała mnie w
policzek, a potem poszła w swoją stronę.
Deszcz już przestał padać,
więc i ja skierowałam się w stronę domu. Starałam się omijać kałuże, ale
zdarzało się, że moje buty lądowały w brudnej wodzie.
Znalazłam się przed
sześciopiętrowym budynkiem mieszkalnym, trochę zaniedbanym od zewnątrz, trochę
bardziej od wewnątrz. Ściany popękały w niektórych miejscach, ale grunt, że
podłoga była cała. Żadna z lamp nie miała żarówki, więc kiedy było ciemno,
miewałam bliskie spotkania ze ścianą, choć ja i tak dość dobrze widzę w
ciemności. Weszłam po schodach na piąte piętro i zaraz potem do mojego mieszkania.
Wynajmuję je legalnie. No, może w części. Podałam się za dorosłą osobę, którą
nie jestem i to jest nielegalne. Za to płacę czynsz i to jest legalne. No cóż,
ale kasę na ten czynsz zdobywam nielegalnie, więc jednak się umówmy, że
wynajmuję je nielegalnie.
Przeszłam przez salon i
skierowałam się do sypialni. Po drodze zabrałam z lodówki zrobione wcześniej
kanapki. Usiadłam z nimi na moim skrzypiącym łóżku i wzięłam pierwszego gryza.
Przez moment zastanawiałam się, czy to ja jestem tak kiepskim kucharzem, czy
coś jest nie tak z tym chlebem, bo kanapka była ohydna! Zniesmaczona wzięłam
jednak kolejnego gryza, bo byłam zbyt głodna na marudzenie.
Po skończonym „przepysznym”
posiłku postanowiłam się wykąpać. Napuściłam sobie dostatecznie ciepłej wody.
Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i teraz to już kompletnie przypominałam
kościotrupa. Usiadłam w wannie, woda sięgała mi do pasa. Rozkoszowałam się miłą
kąpielą w spokoju. Przemyłam twarz tym samym rozmazując tusz z moich rzęs.
Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk dochodzący z góry. Nie minęło dużo czasu,
a w suficie zrobiła się wielka dziura, z której wyleciała woda. Miałam
szczęście, bo nie uderzył mnie żaden odłamek podłogi, za to cała ta woda spadła
dokładnie na mnie. Byłam cała mokra, włącznie z głową i wyglądałam jak
przemoczona kura. W dodatku woda była masakrycznie zimna i cała trzęsłam się z
chłodu.
-Niech cię szlag świecie!!!!!
– wrzeszczałam na cały budynek – Kurwa!!!! Czym sobie zasłużyłam??!!!
Zdenerwowana opuściłam wannę
i jak najszybciej zaczęłam się wycierać. Potem założyłam nowe ubrania, czyli
wytarte szare jeansy z dziurami, ciemną bluzkę z opadającym ramiączkiem i
czarne trampki. Mokre włosy jednym ruchem spięłam w kucyka i stanowczym krokiem
udałam się na piętro wyżej. Zaczęłam dobijać się do drzwi mojego sąsiada z
góry, ale nikt mi nie otworzył. Nie miałam zamiaru spędzić tu reszty życia,
więc wywarzyłam drzwi pożądanym kopniakiem. Może nie wyglądam, ale mam w sobie trochę siły.
Weszłam do środka, a przez otwarte drzwi zaczęła wydostawać się woda. Szukałam
lokatora, ale nikogo chyba nie zastałam. Pewnie napuścił sobie wody, a potem o
niej zapomniał. Oczywiście miałam rację. Kran do wanny był puszczony na fula.
Szybko zakręciłam go, a zaraz potem zakręciłam dopływ wody. Muszę tu chyba zaczekać,
aż sąsiad wróci. Rozsiadłam się wygodnie w jego salonie i cierpliwie czekałam.
To mieszkanie było bardzo dziwne. W tym pomieszczeniu była tylko podwójna
kanapa i jakaś tablica korkowa pełna dziwnych zdjęć. Zainteresowana podeszłam
bliżej niej i obejrzałam dokładnie. Bardzo dużo zdjęć przedstawiało jakieś
dziwne zwierzęta, jakie podpisał Kryptydy. Bo też kilka zdjęć chłopaka, miał
jakieś jedenaście lat. Jego włosy były czarno białe, a oczy świeciły na
pomarańczowo. Był też taki dziwny znak. Przypominał krótką kosę, na dole z
jeszcze krótszą poziomą kreską. To może trochę dziwne, ale znak skądś ten znak,
już go kiedyś widziałam.
***
Robiłam kolejną serię
brzuszków, jaką zastępczy ojciec mi nakazał. Byłam już strasznie zmęczona, ale
on nie lubił, kiedy ktoś się go nie słuchał. W końcu dobiłam do setki, ale ze
zmęczenia nie dałam rady podnieść się z podłogi. Blond włosy mężczyzna podniósł
mnie i posadził na kanapie. Jego brązowe oczy uśmiechały się, ale usta były
nazbyt poważne.
-Nie miej mi tego za złe,
Raven. Gdy przyjdzie odpowiednia chwila zrozumiesz, że to tylko dla twojego
dobra. Być może przyjdzie czas, że źli ludzie będą chcieli cię wykorzystać i
nie możesz im na to pozwolić.
Pokiwałam porozumiewawczo
głową, choć i tak nie bardzo go rozumiałam. Miałam tylko osiem lat, a ćwiczył
mnie jakbym była dorosła. Nigdy nie miałam taryfy ulgowej, ani prawdziwego
wsparcia z jego strony.
Wtem zadzwonił telefon.
Ojciec wyszedł z pokoju i poszedł go odebrać, a ja zostałam sama. Moją uwagę
zwróciła leżąca na stoliku teczka. Zawsze byłam ciekawska, więc postanowiłam ją
otworzyć. W środku znajdowało się bardzo wiele dokumentów, których nie umiałam
za bardzo przeczytać, ale było tam też jedno zdjęcie. Dokładniej, zdjęcie tego
właśnie symbolu.
***
Co ten symbol może oznaczać?
Skoro nie tylko ojciec się tym zajmował, to nie był to żaden wymysł wyobraźni,
czy nieprawdziwa teoria. Jaki to wielki zbieg okoliczności, że interesuje się
tym ktoś, kto mieszka nade mną. Taki to wielki zbieg okoliczności, że
interesuje się tym ktoś, kto mieszka nade mną. To może być nawet ktoś z tej
organizacji Ann. Nie jestem tchórzem i nie mam zamiaru uciekać, ale będę mieć
oko na tego lokatora.
Siedziałam w mieszkaniu
jeszcze szmat czasu, ale tajemniczy sąsiad nadal się nie zjawiał. Nie miałam
zamiaru czekać na niego całą wieczność, więc używając zrobionej przez wodę
dziury zeszłam do siebie. Było już ciemno, a ja byłam nieco zmęczona, więc
wypiłam jedno piwko, a zaraz potem poszłam się położyć.
Oczami Zaka
Zacząłem powoli otwierać
oczy. Znajdowałem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Próbowałem wstać, ale coś
mnie powstrzymało. Dopiero wtedy zauważyłem, że jestem przypięty do łóżka
pasami. Wystraszyłem się i to jak! Zacząłem się wyrywać, ale niestety na
próżno. Czy ja jestem w jakimś psychiatryku?!
-Mamo! Tato! Ktokolwiek!
Wypuście mnie stąd! – wydzierałem się na cały głos, ale nikt nie przychodził –
Proszę… - powiedziałem już dużo ciszej.
-Nikt cię nie usłyszy –
odezwał się głos w mojej głowie –Mają cię za potwora, co jest zresztą racją.
-Zamknij się!
-Nie opieraj mi się, a
wyciągnę nas stąd. Razem, zawładniemy nad światem!
-Zamknij się powiedziałem! To
przez ciebie to wszystko! To przez ciebie znów się nim stałem! – znów
usłyszałem jego przerażający śmiech.
-Nie przeze mnie! Dzięki
mnie! To dar, a ty go odrzucasz! Ale to ja ciebie wybrałem i nie możesz mi
odmówić. Jesteś Kurem, czy tego chcesz, czy nie! Zniszczysz rasę ludzką,
będziesz królem Kryptyd, nikt nie będzie w stanie cię powstrzymać! Razem
zgładzimy każdego, kto nam się postawi!
-Nie! Możesz mnie krzywdzić,
ale ja nie dam ci przejąć nade mną kontroli! Już raz cię pokonałem i zrobię to
znowu! Nawet za cenę własnego życia! – i jak na zawołanie do irytującego głosu
dołączył się wielki ból głowy.
-Przyjacielu, jeśli ty zginiesz,
ja zajmę twoje miejsce!
-Nie!
-Zak! – nagle do pokoju
wparował Doc, a razem z nim Drew. Patrzyli na mnie ze strachem w oczach, nie
dziwię im się zresztą – Zak…powiesz w końcu co się dzieje?
-A czy to nie oczywiste?! –
nie mogłem się uspokoić, do tego jeszcze ten ból… - To chyba jasne, on wrócił!
Nie zostawi mnie, dopóki nie zdobędzie tego, czego pragnie! Chce, żebym zabił
wszystkich i chce przejąć nade mną kontrolę! Ale ja nie mogę dać mu was
skrzywdzić…to tak boli! – powiedziałem wszystko co leżało mi na duszy, ale
nawet to mi nie pomogło. Rodzice wreszcie zrozumieli o co mi chodzi.
-Posiedź tu jeszcze chwilkę
synku – mama złapała mnie za rękę – A my spróbujemy coś wymyślić – pokiwałem
głową, a zaraz potem rodzice wyszli. Znów byłem sam.
***
Nie wiem jak, ale znalazłem
się w moim pokoju. Wcześniej urwał mi się film, a teraz nagle jestem tutaj, to
może oznaczać tylko jedno. Na jakiś czas straciłem kontrolę. Nie wiem jak znów
ją odzyskałem, ale niezmiernie się z tego cieszę. Cała ta sytuacja jest niebezpieczna
dla każdej osoby, która ma ze mną styczność. Nie mogę narażać rodziny, nie po
raz kolejny. Sam muszę się tym zająć.
Szybko przebrałem się w
ciemne spodnie, bluzkę oraz pomarańczową bluzę z kapturem i trampki. Spakowałem
do plecaka najważniejsze rzeczy, czyli kilka ubrań, trochę jedzenia i
pieniądze. Postanowiłem zabrać też pazur, tak na wszelki wypadek. Wyskoczyłem
przez okno, wpisałem kod do bramy i jak najszybciej pobiegłem przed siebie.
Rodzice na pewno wkrótce się zorientują, że mnie nie ma. Mam więc ograniczoną
ilość czasu.
-Jak się wydostaliśmy? –
zapytałem, bo byłem pewny, że on odpowie.
-Z pomocą Komodo. Nie miał
pojęcia co robi. Za broń nie musisz dziękować. Twoi nędzni rodzice zostawili ją
przed naszą „celą”. Powinniśmy iść do Nagi, one cię przygotują.
-Nie mam takiego zamiaru.
Pójdę jak najdalej stąd, od bliskich, których mogę skrzywdzić. Tam, gdzie nikt
nie wie kim jestem. A jeśli przyjdzie taka potrzeba, jeśli Sekretni Naukowcy
dowiedzą się, co się stało i będą chcieli znów mnie zamrozić, pozwolę im na to.
-Nie mam zamiaru spędzić
kolejnych setek lat w zamknięciu.
-Nie będziesz miał wyboru.
Głos zamilkł, a ja biegłem
dalej. Musiałem jak najszybciej opuścić las i dostać się do jakiegoś miasta.
Tam zostanę na kilka dni, a potem pójdę dalej. Od teraz, muszę być w ciągłym ruchu. To moja
jedyna szansa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz