niedziela, 18 września 2016

Rozdział II - Popieprzone życie

Siedziałam na dachu starego wieżowca i paliłam papierosa. Rozkoszowałam się zapachem i smakiem dymu, a do tego miałam piękne widoczki. Mogłam zobaczyć miasto prawie z lotu ptaka. Jasne słońce przebijało się przez ciemne chmury, chcąc choć przez chwilę rozświetlić nam dzień. Nam, wyrzutkom społeczeństwa, nic nie znaczącym dzieciom ulicy. Mi się żyło dobrze, choć muszę przyznać, mogłoby być lepiej. Ale ja sama wybrałam taki los i nie mogę płakać nad rozlanym mlekiem.
Zaciągnęłam się po raz ostatni, po czym wyrzuciłam wypalonego peta przed siebie. Otrzepałam ręce i stanęłam na krawędzi dachu. Tak, widoki były naprawdę piękne. Kiedy tu czasem przesiadywałam, miałam ochotę skoczyć przed siebie, a potem unieść się ponad chmury aż do słońca. Ale wszyscy dobrze wiemy, jak skończyć Ikar. Tak więc nie ma co podążać za marzeniami, bo kiedy już będą na wyciągnięcie ręki, poparzymy się.

Zeszłam na dół i włączyłam się w ruch na chodniku. Jak na złość padał deszcz, a ja miałam na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawem. Zziębnięta pobiegłam pod najbliższy daszek i tak postanowiłam przeczekać, aż deszcz nie ustanie. Usiadłam na schodkach prowadzących do jakiegoś sklepiku, który i tak był zamknięty. Deszcz tworzył przede mną sporą kałużę, w której mogłam zobaczyć swoje odbicie. Miałam nadzwyczaj jasną cerę i szczupłą twarz. Ogólnie byłam wysoka i szczupła, przez co przypominałam kościotrupa. Czarne włosy, trochę podpadające w purpurę były obecnie mokre i przyklejały mi się do twarzy oraz szyi. Fioletowe oczy były bardzo smutne, samotne, pragnęły choć odrobiny miłości, której nigdy nie zaznały i pewnie nie zaznają. W pewnym momencie w odbiciu zobaczyłam jeszcze kogoś, a dokładniej czyjeś nogi. Długie i chude. Podniosłam głowę, a moim oczom ukazała się dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, o krótkich blond włosach i zielonych oczach. Była ubrana w zakolanówki, ciemne spodenki i koszulkę oraz błękitną kurtkę, a jej głowę zdobiła smerfetka z podoczepianymi przypinkami. Dziewczyna usiadła obok mnie, zdjęła z głowy czapkę, a potem wycisnęła ją z wody.

-Co tutaj robisz? – zapytałam, nawet na nią nie patrząc – Nie wrócę do domu, ani nie pójdę do twoich szefów, możesz o tym zapomnieć.
-Nie po to przyszłam – złapała mnie za rękę i mocno ją zacisnęła – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i siostrą, więc…
-Przybraną siostrą – poprawiłam ją – Nie łączą nas żadne więzy krwi.
-Czasem więzy przyjaźni są ważniejsze niż więzy krwi, nie sądzisz? – nic nie odpowiedziałam – Jak już mówiłam, chcę cię ostrzec. Grozi nam niebezpieczeństwo, a tobie najbardziej. Wielkie zło powróciło i…
-Możesz przestać chrzanić Ann?! – spojrzałam prosto w jej kocie oczy – Całe życie ci ufałam, mówiłam wszystko. Kurwa, pokazałam ci nawet moje zdolności! Wierzyłaś mi, jak ja tobie, ale potem wszystko musiałaś skomplikować – mówiłam ze łzami w oczach – Zwerbowali cię, ja musiałam uciec bo chcieliście ze mnie zrobić jakąś broń do walki z jakimś mistycznym duchem! 
-Wiem, że to dziwnie brzmi, ale wszystko co ci powiedziałam to prawda. Tylko ty możesz go powstrzymać.

Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok. Tyle błędów popełniłam w życiu… Powoli podniosłam się i oparłam o ścianę, a Ann postąpiła tak samo. Ciągle patrzałam w dół, a dokładniej na moje poranione nogi. Głębokie blizny były porozrzucane po całych kończynach. Zdobyłam je po nieudanej wspinaczce na skałkach. Wtedy też padał deszcz. Pieprzona pogoda…

-Przepraszam cię za twoje popieprzone życie.
-Tia…dzięki za twoją opiekę. Bardzo mi pomogłaś w trudnych chwilach.
-Ale odpowiedź ciągle brzmi „nie”.
-Yhym – Ann pocałowała mnie w policzek, a potem poszła w swoją stronę.

Deszcz już przestał padać, więc i ja skierowałam się w stronę domu. Starałam się omijać kałuże, ale zdarzało się, że moje buty lądowały w brudnej wodzie.
Znalazłam się przed sześciopiętrowym budynkiem mieszkalnym, trochę zaniedbanym od zewnątrz, trochę bardziej od wewnątrz. Ściany popękały w niektórych miejscach, ale grunt, że podłoga była cała. Żadna z lamp nie miała żarówki, więc kiedy było ciemno, miewałam bliskie spotkania ze ścianą, choć ja i tak dość dobrze widzę w ciemności. Weszłam po schodach na piąte piętro i zaraz potem do mojego mieszkania. Wynajmuję je legalnie. No, może w części. Podałam się za dorosłą osobę, którą nie jestem i to jest nielegalne. Za to płacę czynsz i to jest legalne. No cóż, ale kasę na ten czynsz zdobywam nielegalnie, więc jednak się umówmy, że wynajmuję je nielegalnie.
Przeszłam przez salon i skierowałam się do sypialni. Po drodze zabrałam z lodówki zrobione wcześniej kanapki. Usiadłam z nimi na moim skrzypiącym łóżku i wzięłam pierwszego gryza. Przez moment zastanawiałam się, czy to ja jestem tak kiepskim kucharzem, czy coś jest nie tak z tym chlebem, bo kanapka była ohydna! Zniesmaczona wzięłam jednak kolejnego gryza, bo byłam zbyt głodna na marudzenie.
Po skończonym „przepysznym” posiłku postanowiłam się wykąpać. Napuściłam sobie dostatecznie ciepłej wody. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i teraz to już kompletnie przypominałam kościotrupa. Usiadłam w wannie, woda sięgała mi do pasa. Rozkoszowałam się miłą kąpielą w spokoju. Przemyłam twarz tym samym rozmazując tusz z moich rzęs. Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk dochodzący z góry. Nie minęło dużo czasu, a w suficie zrobiła się wielka dziura, z której wyleciała woda. Miałam szczęście, bo nie uderzył mnie żaden odłamek podłogi, za to cała ta woda spadła dokładnie na mnie. Byłam cała mokra, włącznie z głową i wyglądałam jak przemoczona kura. W dodatku woda była masakrycznie zimna i cała trzęsłam się z chłodu.

-Niech cię szlag świecie!!!!! – wrzeszczałam na cały budynek – Kurwa!!!! Czym sobie zasłużyłam??!!!

Zdenerwowana opuściłam wannę i jak najszybciej zaczęłam się wycierać. Potem założyłam nowe ubrania, czyli wytarte szare jeansy z dziurami, ciemną bluzkę z opadającym ramiączkiem i czarne trampki. Mokre włosy jednym ruchem spięłam w kucyka i stanowczym krokiem udałam się na piętro wyżej. Zaczęłam dobijać się do drzwi mojego sąsiada z góry, ale nikt mi nie otworzył. Nie miałam zamiaru spędzić tu reszty życia, więc wywarzyłam drzwi pożądanym kopniakiem. Może nie  wyglądam, ale mam w sobie trochę siły. Weszłam do środka, a przez otwarte drzwi zaczęła wydostawać się woda. Szukałam lokatora, ale nikogo chyba nie zastałam. Pewnie napuścił sobie wody, a potem o niej zapomniał. Oczywiście miałam rację. Kran do wanny był puszczony na fula. Szybko zakręciłam go, a zaraz potem zakręciłam dopływ wody. Muszę tu chyba zaczekać, aż sąsiad wróci. Rozsiadłam się wygodnie w jego salonie i cierpliwie czekałam. To mieszkanie było bardzo dziwne. W tym pomieszczeniu była tylko podwójna kanapa i jakaś tablica korkowa pełna dziwnych zdjęć. Zainteresowana podeszłam bliżej niej i obejrzałam dokładnie. Bardzo dużo zdjęć przedstawiało jakieś dziwne zwierzęta, jakie podpisał Kryptydy. Bo też kilka zdjęć chłopaka, miał jakieś jedenaście lat. Jego włosy były czarno białe, a oczy świeciły na pomarańczowo. Był też taki dziwny znak. Przypominał krótką kosę, na dole z jeszcze krótszą poziomą kreską. To może trochę dziwne, ale znak skądś ten znak, już go kiedyś widziałam.

***

Robiłam kolejną serię brzuszków, jaką zastępczy ojciec mi nakazał. Byłam już strasznie zmęczona, ale on nie lubił, kiedy ktoś się go nie słuchał. W końcu dobiłam do setki, ale ze zmęczenia nie dałam rady podnieść się z podłogi. Blond włosy mężczyzna podniósł mnie i posadził na kanapie. Jego brązowe oczy uśmiechały się, ale usta były nazbyt poważne.

-Nie miej mi tego za złe, Raven. Gdy przyjdzie odpowiednia chwila zrozumiesz, że to tylko dla twojego dobra. Być może przyjdzie czas, że źli ludzie będą chcieli cię wykorzystać i nie możesz im na to pozwolić.

Pokiwałam porozumiewawczo głową, choć i tak nie bardzo go rozumiałam. Miałam tylko osiem lat, a ćwiczył mnie jakbym była dorosła. Nigdy nie miałam taryfy ulgowej, ani prawdziwego wsparcia z jego strony.
Wtem zadzwonił telefon. Ojciec wyszedł z pokoju i poszedł go odebrać, a ja zostałam sama. Moją uwagę zwróciła leżąca na stoliku teczka. Zawsze byłam ciekawska, więc postanowiłam ją otworzyć. W środku znajdowało się bardzo wiele dokumentów, których nie umiałam za bardzo przeczytać, ale było tam też jedno zdjęcie. Dokładniej, zdjęcie tego właśnie symbolu.

***

Co ten symbol może oznaczać? Skoro nie tylko ojciec się tym zajmował, to nie był to żaden wymysł wyobraźni, czy nieprawdziwa teoria. Jaki to wielki zbieg okoliczności, że interesuje się tym ktoś, kto mieszka nade mną. Taki to wielki zbieg okoliczności, że interesuje się tym ktoś, kto mieszka nade mną. To może być nawet ktoś z tej organizacji Ann. Nie jestem tchórzem i nie mam zamiaru uciekać, ale będę mieć oko na tego lokatora.

Siedziałam w mieszkaniu jeszcze szmat czasu, ale tajemniczy sąsiad nadal się nie zjawiał. Nie miałam zamiaru czekać na niego całą wieczność, więc używając zrobionej przez wodę dziury zeszłam do siebie. Było już ciemno, a ja byłam nieco zmęczona, więc wypiłam jedno piwko, a zaraz potem poszłam się położyć.



Oczami Zaka

Zacząłem powoli otwierać oczy. Znajdowałem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Próbowałem wstać, ale coś mnie powstrzymało. Dopiero wtedy zauważyłem, że jestem przypięty do łóżka pasami. Wystraszyłem się i to jak! Zacząłem się wyrywać, ale niestety na próżno. Czy ja jestem w jakimś psychiatryku?!  

-Mamo! Tato! Ktokolwiek! Wypuście mnie stąd! – wydzierałem się na cały głos, ale nikt nie przychodził – Proszę… - powiedziałem już dużo ciszej.
-Nikt cię nie usłyszy – odezwał się głos w mojej głowie –Mają cię za potwora, co jest zresztą racją.
-Zamknij się!
-Nie opieraj mi się, a wyciągnę nas stąd. Razem, zawładniemy nad światem!
-Zamknij się powiedziałem! To przez ciebie to wszystko! To przez ciebie znów się nim stałem! – znów usłyszałem jego przerażający śmiech.
-Nie przeze mnie! Dzięki mnie! To dar, a ty go odrzucasz! Ale to ja ciebie wybrałem i nie możesz mi odmówić. Jesteś Kurem, czy tego chcesz, czy nie! Zniszczysz rasę ludzką, będziesz królem Kryptyd, nikt nie będzie w stanie cię powstrzymać! Razem zgładzimy każdego, kto nam się postawi!
-Nie! Możesz mnie krzywdzić, ale ja nie dam ci przejąć nade mną kontroli! Już raz cię pokonałem i zrobię to znowu! Nawet za cenę własnego życia! – i jak na zawołanie do irytującego głosu dołączył się wielki ból głowy.
-Przyjacielu, jeśli ty zginiesz, ja zajmę twoje miejsce!
-Nie!
-Zak! – nagle do pokoju wparował Doc, a razem z nim Drew. Patrzyli na mnie ze strachem w oczach, nie dziwię im się zresztą – Zak…powiesz w końcu co się dzieje?
-A czy to nie oczywiste?! – nie mogłem się uspokoić, do tego jeszcze ten ból… - To chyba jasne, on wrócił! Nie zostawi mnie, dopóki nie zdobędzie tego, czego pragnie! Chce, żebym zabił wszystkich i chce przejąć nade mną kontrolę! Ale ja nie mogę dać mu was skrzywdzić…to tak boli! – powiedziałem wszystko co leżało mi na duszy, ale nawet to mi nie pomogło. Rodzice wreszcie zrozumieli o co mi chodzi.
-Posiedź tu jeszcze chwilkę synku – mama złapała mnie za rękę – A my spróbujemy coś wymyślić – pokiwałem głową, a zaraz potem rodzice wyszli. Znów byłem sam.

***

Nie wiem jak, ale znalazłem się w moim pokoju. Wcześniej urwał mi się film, a teraz nagle jestem tutaj, to może oznaczać tylko jedno. Na jakiś czas straciłem kontrolę. Nie wiem jak znów ją odzyskałem, ale niezmiernie się z tego cieszę. Cała ta sytuacja jest niebezpieczna dla każdej osoby, która ma ze mną styczność. Nie mogę narażać rodziny, nie po raz kolejny. Sam muszę się tym zająć.
Szybko przebrałem się w ciemne spodnie, bluzkę oraz pomarańczową bluzę z kapturem i trampki. Spakowałem do plecaka najważniejsze rzeczy, czyli kilka ubrań, trochę jedzenia i pieniądze. Postanowiłem zabrać też pazur, tak na wszelki wypadek. Wyskoczyłem przez okno, wpisałem kod do bramy i jak najszybciej pobiegłem przed siebie. Rodzice na pewno wkrótce się zorientują, że mnie nie ma. Mam więc ograniczoną ilość czasu.

-Jak się wydostaliśmy? – zapytałem, bo byłem pewny, że on odpowie.
-Z pomocą Komodo. Nie miał pojęcia co robi. Za broń nie musisz dziękować. Twoi nędzni rodzice zostawili ją przed naszą „celą”. Powinniśmy iść do Nagi, one cię przygotują.
-Nie mam takiego zamiaru. Pójdę jak najdalej stąd, od bliskich, których mogę skrzywdzić. Tam, gdzie nikt nie wie kim jestem. A jeśli przyjdzie taka potrzeba, jeśli Sekretni Naukowcy dowiedzą się, co się stało i będą chcieli znów mnie zamrozić, pozwolę im na to.
-Nie mam zamiaru spędzić kolejnych setek lat w zamknięciu.
-Nie będziesz miał wyboru.


Głos zamilkł, a ja biegłem dalej. Musiałem jak najszybciej opuścić las i dostać się do jakiegoś miasta. Tam zostanę na kilka dni, a potem pójdę dalej. Od  teraz, muszę być w ciągłym ruchu. To moja jedyna szansa…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz