niedziela, 2 października 2016

Rozdział IV - Wspólna sprawa

Mijały kolejne dni, a my poznawaliśmy się coraz lepiej, wspieraliśmy, ufaliśmy sobie. Po raz pierwszy życiu poznałam prawdziwego przyjaciela. Pomyśleć, że przez przypadek znalazł się wtedy na tym dachu. A może to nie był przypadek? Może to los chciał, byśmy się spotkali. Jeśli tak, to jestem mu bardzo wdzięczna. Od bardzo, ale to bardzo dawna nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. I choć znamy się zaledwie od tygodnia, to mam wrażenie, że żyjemy razem od lat.

Nie ukrywam jednak, że w niektórych sprawach jeszcze się przede mną nie otwiera, w sumie tak samo jak ja. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, pokarzę mu tajemnicze mieszkanie nad nami. On zna się na Kryptydach, więc może razem dowiemy się kto zbiera te wszystkie informacje i dlaczego.

Na początku naszej znajomości Zak wydał mi się znajomy i wkrótce zrozumiałam dlaczego. To właśnie on był na zdjęciu w tajemniczym mieszkaniu. Ten chłopak z biało – czarnymi włosami i świecącymi na pomarańczowo oczami, to był on. Nie mam odwagi zapytać go dlaczego tak dziwnie wygląda na tej fotografii, ale wiem, że wkrótce przyjdzie ten moment. Na razie, po prostu cieszymy się wspólnie spędzonym czasem.

***

Dziś do kina wchodzi nowy film o zombie, na który razem idziemy. Zak co prawda sądzi, że widział ten film, ale po moich długich namowach zgodził się mi towarzyszyć. Jak się kłócimy, to wygląda naprawdę słodko. Wracając, czekałam na niego pod blokiem, gotowa i nieco zziębnięta. Jak na chłopaka, Zak strasznie się guzdrał. Ile czasu można się ubierać? Ja założyłam na szybko czarne spodenki, purpurową, luźną bluzkę na ramiączkach, spod której widać było ciemny stanik oraz buty na koturnie. Na szyi miałam standardowo mój naszyjnik z pentagramem. Chłopak w końcu pojawił się na dole. Miał na sobie szare jeansy, pomarańczowe tenisówki i czarną bluzę.

-Co żeś się tak guzdrał? – powiedziałam oskarżycielskim tonem – Sznurówki wiązałeś?
-Starałem się poskromić włosy – odrzekł z bananem na twarzy – A ty może być coś na siebie założyła. Jest jakieś zero stopni! – zaśmiałam się cicho.
-Jest ponad dziesięć, a mnie nigdy nie jest zimno – Zak przewrócił oczami – No, chooodźmyyy – złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę kina.

Już od bardzo dawna nie byłam na jakimś filmie. W tym mieście nie zawierałam jakiś bliższych znajomości. Znałam kilka policjantów, ale wszystkie dzieciaki ulicy jakim pomogłam już nigdy nie miały ze mną kontaktu. Zak jest pierwszą osoba, którą rzeczywiście POZNAŁAM. Mam tutaj na myśli, że poznałam jego zainteresowania, lęki, pasje, a nawet niektóre sekrety. Nikt przedtem nie był mi tak bliski, no może oprócz Ann. Ona mnie jednak wychowała i to co innego. A Zak…on jest niesamowity. Ufa mi i ja ufam jemu. Mam nadzieję, że tak zostanie.

***

Trzymając się za ręce wracaliśmy z kina. Film mogę ocenić na 4. Fabuła nieco oklepana, ale fajna obsada. Jeszcze gdyby Zak nie mówił mi co chwila co się za moment wydarzy, byłoby lepiej. Chyba jego talentem jest denerwowanie mnie. Ma jednak w sobie trochę uroku. Nie to, co facet siedzący przed nami. Jakaś laska wylała na niego picie, a on wysypał na nią swój popcorn. Minus był taki, że on to zrobił specjalnie, a dziewczyna przez przypadek. Skończyło się na tym, że facet oberwał z liścia, a dziewczyna opuściła salę kinową.

Było już ciemno, grubo po północy, ale my nie byliśmy ani trochę zmęczeni. Biegaliśmy po pustej ulicy wrzeszcząc teksty typu „Raven i Zak rządzą!”. Nieźle się przy tym bawiliśmy. Mieliśmy jeszcze większy ubaw, kiedy kupiłam nam kilka piwek. Choć chłopak był bardzo przeciwny piciu, udało mi się go namówić na pierwsze, a potem na następne i jeszcze kolejne…Był nieprzyzwyczajony do alkoholu i po piątym piwie zaczął odlatywać. Ja zachowałam czysty umysł tak do jedenastego. Potem całkiem mi odwaliło. Skakałam w kałuży, rzucałam się na plecy Zaka, tym samym go przewracając, śmiałam się jak szalona. Bawiłam się, na swój sposób. W pewnym momencie skoczyłam na chłopaka, powalając go przy tym. Leżał na mokrej ziemi, a ja leżałam na nim. Obejmował mnie w pasie, a nasze usta dzieliły centymetry. Byłam zbyt szczęśliwa, by przerwać tą chwilę. Delikatnie chwyciłam jego twarz, a zaraz potem złożyłam na ustach namiętny pocałunek. Mój pierwszy pocałunek.

-Raven… - starał się coś powiedzieć, ale nie przerywałam całusów – Raven przestań…
-Nie podoba ci się? – jakoś złożyłam logiczne zdanie.
-Nie o to chodzi. Zaraz puszczę pawia!

Jak poparzona odskoczyłam od Zaka, a on w momencie odwrócił się i zaczął wymiotować. Trochę za dużo wrażeń jak na jedną noc. Kiedy już skończył, pomogłam mu wstać i razem jakoś doszliśmy do mieszkania. Idąc po schodach niejednokrotnie przywaliłam o ścianę, potknęłam się, a nawet przewróciłam. Koturny + kac + ciemna klatka = totalna masakra. Jak już zdołaliśmy wejść do środka, położyłam chłopaka na kanapie, a sama rzuciłam się do łóżka. Byłam zmęczona, ale zadowolona z dzisiejszego dnia.

Oczami Zaka

Głowa bolała mnie niemiłosiernie. I to na pewno nie przez moją moc, a jedynie zbyt dużą ilość alkoholu. Z trudem podniosłem się z kanapy i pomaszerowałem do kuchni po wodę. Wypiłem całą butelkę i myślałem, że znów będę wymiotować. Na szczęście nie.

Skierowałem się do łazienki i napuściłem wody do wanny. Ciągle ciekawiła mnie ta dziura nad nami, ale wolałem nie wnikać. Wziąłem szybką kąpiel i w ręczniku wróciłem do pokoju. Założyłem na siebie czarne spodnie, jedyne, pomarańczowe trampki i szarą bluzkę. Znów wszedłem do kuchni i wypiłem kolejną butelkę.
Kiedy chciałem wrócić do pokoju, w drzwiach stanęła Raven. I ona nie wyglądała za dobrze, choć i tak lepiej niż ja. Podkrążone oczy już zdążyła przykryć warstwą korektora, a jej mokre włosy wyraźnie sugerowały, że wzięła szybką kąpiel. Miała na sobie krótki, czarny top i spodenki do kompletu, zwiewną, purpurową narzutkę w jakieś wzorki i trampki do kolan w tym samym kolorze. W ręce już trzymała odpalonego papierosa. Usiadła na blacie kuchennym i wyrwała mi butelkę, po czym wzięła sporego łyka i oddała mi ją.

-Chcesz? – przystawiła papierosa bliżej mnie, ale tylko pokręciłem głową – Jak tam wolisz – i wróciła do palenia.
-Jak ty możesz teraz palić? I jak to w ogóle możliwe, że już nie masz kaca? – zaśmiała się cicho.
-Problem kaca rozwiązałam lata temu. Nikotyna zawsze dodaje mi energii, a jeżeli chodzi o ból głowy, to do niego się przyzwyczaiłam. Migrena, to moja stara, dobra przyjaciółka – przewróciłem oczami i wziąłem kolejny łyk wody – A ty, jak się czujesz?
-Okropnie – jęknąłem, wyrzucając przy tym pustą butelkę do śmieci – Mam wrażenie, że głowa mi zaraz wybuchnie.
-To twój pierwszy kac, czyli normalka. Ale i tak wyglądasz dobrze i jakoś dajesz radę. Żałuj, że nie widziałeś mnie po pierwszym razie – machnęła ręką i zaciągnęła się po raz kolejny – Nie powiem, alkohol nieźle namieszał mi w głowie, ciągle go zresztą czuję – palcem wskazała na swoje czoło – Ale pewnie gdybym się nie opiła, nie powiedziała bym ci tego – spojrzałem na nią pytająco. Czy jej chodziło o pocałunek? Coś do mnie czuje?!
-Słuchaj, jeśli chodzi o ten wczorajszy pocałunek, byliśmy pijani.
-Co? – zdziwiła się – Nie, nie o to mi chodzi! Pocałowałam cię przypadkiem, to nic nie znaczyło – westchnąłem z ulgą – Chodzi mi o inną rzecz. O coś, co ukrywałam przed tobą od początku naszej znajomości.

Raven bez słowa zgasiła papierosa, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Razem wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się piętro wyżej. Przeszliśmy przez drzwi do mieszkania, znajdującego się dokładnie nad naszym. Drzwi były otwarte, więc to nie włamanie, nie? Gdy tylko stanąłem na podłodze, ona zaskrzypiała. Wyglądała na nieźle spróchniałą. Dziewczyna nie zatrzymując się wparowała do salonu i palcem wskazała na wiszącą na ścianę tablicę. Było tam wiele zdjęć i dokumentów głównie związanych z Kryptydami. Różne informacje o Kurze, jego znak, nawet moje zdjęcia! Kto tutaj mieszka? Dlaczego zbiera informacje dotyczące Kryptyd? A może zbiera informacje o mnie?

-Odkryłam to przypadkiem, jak nasz tajemniczy lokator postanowił mnie zalać – zaczęła wyjaśnienia Raven – Weszłam do mieszkania gotowa, by go stłuc, ale nikogo nie zastałam. Zobaczyłam tablicę i trochę mnie zainteresowała, a kiedy jeszcze spotkałam ciebie…
-Raven, muszę stąd iść.
-Co?
-Muszę iść. Przepraszam, ale nie mogę ci tego wyjaśnić – podszedłem do niej i złapałem za ręce – Jeśli tu zostanę, mogę cię narazić na poważne niebezpieczeństwo.
-Trochę na to za późno – odezwał się ktoś stojący w drzwiach.

W momencie odwróciłem się i moim oczom ukazała się dobrze mi znana kobieta. Wysoka i niesamowicie szczupła, z gęstymi, ciemnymi jak węgiel włosami opadającymi na twarz schowaną za maską. Jasnoniebieski kombinezon, czarne buty do kolan i rękawiczki sprawiały wrażenie, że jest złodziejką, ale nie była. Była kimś o wiele gorszym.

-Dawno się nie widzieliśmy, Zak – kobieta wycelowała we mnie z pistoletu, a ja instynktownie zasłoniłem stojącą obok Raven – Jak słodko. Tęskniłeś?
-Chciałbym powiedzieć, że tak, ale wtedy bym skłamał – uśmiechnąłem się wrednie - Co cię tu sprowadza, Abbey? Tylko mi nie mów, że to twoje mieszkanie.
-Moje? Chyba sobie żartujesz. Ja tylko dostałam zlecenie, które mam zamiar wykonać.
-Od właściciela mieszkania? – zapytałem podejrzliwie.
-Możliwie – odpowiedziała jeszcze bardziej podejrzliwie – Wiesz co, rzadko kiedy rozmawiam z moim celem i już mi się to nudzi.

Abbey odbezpieczyła broń, a ja momentalnie pociągnąłem Raven za rękę i wparowaliśmy do łazienki. Czarnowłosa zaczęła obstrzał, ale byliśmy schowani za ścianą, więc nic nie mogła nam zrobić. Musiałem jak najszybciej dostać się do pazura i jakoś ja zatrzymać.

-Kim ona jest do cholery i czemu chce nas zabić?! –wrzasnęła Raven.
-To Abbey Grey, moja była opiekunka i nie mam bladego pojęcia!
-Opiekunka? – spojrzała na mnie tymi swoimi oczkami, jakby zaraz chciała mnie wyśmiać, a ja poczułem, że się zarumieniłem.
-Ufasz mi?

Pokiwała potwierdzająco głową, a ja wrzuciłem ją do dziury prowadzącej do naszego mieszkania. Skoczyłem zaraz za nią i razem pobiegliśmy do salonu. Ze stojącego przy kanapie plecaka wyciągnąłem moją broń, a Raven kazałem schować się za wersalką. Byłem gotowy do walki. Jak na zawołanie, Abbey pojawiła się w pokoju. Wystrzeliła we mnie serią pocisków, ale zdołałem ich uniknąć. Podbiegłem do kobiety i nogą wytrąciłem jej broń z ręki. Spróbowałem walnąć ją w twarz, ale szybko złapała moją pięść i przerzuciła mnie sobie przez ramię. Upadłem na ziemię, ale szybko wstałem, uderzając ją przy tym nogami w podbródek. Cofnęła się o kilka kroków, ale nie przerwała walki. Wystrzeliłem pazur w jej stronę mając nadzieję, że zdołam walnąć ją w głowę. Niestety, Abbey złapała broń, pociągnęła linę, a ja poleciałem razem z nią i oberwałem prosto w nos. Upadłem na ziemię, a przed oczami pojawiły mi się jakieś plamy, jakbym dostał wstrząśnienia mózgu. Czarnowłosa cofnęła się o kilka kroków, a następnie wycelowała we mnie swoją wyrzutnią mini rakiet. Nim zdążyłem uciec, wystrzeliła. Zamknąłem oczy, szykując się na bliskie spotkanie z rakietą, ale…nic nie poczułem. Kiedy znów otworzyłem oczy, nade mną utworzyło się coś w rodzaju półprzeźroczystej, energetycznej kopuły, która zatrzymała pocisk. Spojrzałem na Abbey, która obecnie stała tyłem do mnie, a przodem do stojącej naprzeciw nas Raven. Nastolatka unosiła prawą dłoń dokładnie na moją wysokość. Jej oczy aż żarzyły się fioletowym światłem, a włosy lekko falowały, choć znajdowaliśmy się w budynku i nie miały prawa. Abbey była chyba tak zdezorientowana jak ja, bo nawet nie mogła się ruszyć. Wtem kopuła nade mną zniknęła, a Raven spojrzała wrogo na czarnowłosą. Przeniosła rękę na jej wysokość i kobieta w jednym momencie przeleciała przez ścianę i wyleciała z budynku. Oczy Rae wróciły do normalnego koloru, a dziewczyna upadła wycieńczona na kolana. Szybko podbiegłem do niej i pomogłem jej usiąść na kanapie. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie zrobiła.

-Dobrze się czujesz? –zapytałem, nie wiedząc co mam tak właściwie powiedzieć.
-Daj mi tylko chwilkę – powiedziała cichym głosem – Muszę tylko zebrać siły.
-Jak ty to…
-Nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Mam te zdolności od kąt pamiętam, nie wiem skąd. Pewnie teraz uważasz mnie za jakiegoś potwora – dziewczyna spuściła głowę, a ja złapałem ją delikatnie za dłoń.
-Wręcz przeciwnie – w sekundzie jej wzrok powędrował w moją stronę – Teraz wiem, że mamy ze sobą więcej wspólnego, niż podejrzewaliśmy – uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech. Nie mogłem jednak zbyt długo czekać, bo znając życie Abbey przeżyła upadek i zaraz wróci po dogrywkę –Raven…ja muszę iść.
-I myślisz, że puszczę cię samego? – uśmiechnęła się nieco wrednie – Teraz siedzimy w tym, czymkolwiek to jest, razem – cicho westchnąłem. Nie miałem zamiaru namawiać jej, by została, bo i tak wiedziałem, że mnie nie posłucha.
-Wyjaśnię ci wszystko, ale kiedy będziemy bezpieczni. Na razie musimy wyjechać z miasta.
-Daj mi chwilę. Muszę spakować najważniejsze rzeczy.

***

Staliśmy przy drodze, czekając na jakikolwiek samochód, jaki tylko chciałby nas wywieźć poza granice miasta, a może jeszcze dalej. Ja chciałem iść pieszo, ale Raven uparła się, by jechać jakimkolwiek środkiem transportu. W tym przypadku wygrał stop. Pogoda jak na złość bardzo się ochłodziła, ale miałem jedną, dosyć ciepłą kurtkę. Nawet Raven postanowiła coś na siebie założyć. Konkretnie, to była ubrana w czarne zakolanówki, bardzo krótkie spodenki, jakie zasłaniała bluzka z księżycem, na to szary sweter, futerkowa kurteczka i glany na nogach. Na jej szyi standardowo wisiał pentagram.

Raven podeszła o krok bliżej do drogi, bo właśnie nadjeżdżała jakaś ciężarówka. Wystawiła kciuka w górę, a samochód niespodziewanie się zatrzymał. Kierowca otworzył nam drzwi, a my wsiedliśmy do środka. Mężczyzna wyglądał jak typowy kierowca trucka. Gruby, owłosiony, ubrany w podkoszulek i jeansy.

-Gdzie jedziecie? – zapytał, naciskając na pedał gazu.
-Jak najdalej – odparła nastolatka, a on pokiwał porozumiewawczo głową. Raven zaczęła szukać czegoś w torbie, a po chwili zrezygnowana opadła na fotel – Zostawiłam nasze zdjęcie – oznajmiła – To, które zrobiliśmy tym starym aparatem, zanim się zepsuł.
-Jeszcze po nie wrócimy. Obiecuję.

Raven uśmiechnęła się i oparła głowę na moim ramieniu. To ja ją w to wciągnąłem i teraz to ja muszę ją z tego wyplątać. Nie daruję sobie, jeśli cokolwiek jej się stanie. Cokolwiek…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz