Mijały kolejne dni, a my poznawaliśmy
się coraz lepiej, wspieraliśmy, ufaliśmy sobie. Po raz pierwszy życiu poznałam
prawdziwego przyjaciela. Pomyśleć, że przez przypadek znalazł się wtedy na tym
dachu. A może to nie był przypadek? Może to los chciał, byśmy się spotkali.
Jeśli tak, to jestem mu bardzo wdzięczna. Od bardzo, ale to bardzo dawna nie
byłam tak szczęśliwa jak teraz. I choć znamy się zaledwie od tygodnia, to mam
wrażenie, że żyjemy razem od lat.
Nie ukrywam jednak, że w niektórych
sprawach jeszcze się przede mną nie otwiera, w sumie tak samo jak ja. Kiedy
nadejdzie odpowiedni moment, pokarzę mu tajemnicze mieszkanie nad nami. On zna
się na Kryptydach, więc może razem dowiemy się kto zbiera te wszystkie
informacje i dlaczego.
Na początku naszej znajomości Zak wydał
mi się znajomy i wkrótce zrozumiałam dlaczego. To właśnie on był na zdjęciu w
tajemniczym mieszkaniu. Ten chłopak z biało – czarnymi włosami i świecącymi na
pomarańczowo oczami, to był on. Nie mam odwagi zapytać go dlaczego tak dziwnie
wygląda na tej fotografii, ale wiem, że wkrótce przyjdzie ten moment. Na razie,
po prostu cieszymy się wspólnie spędzonym czasem.
***
Dziś do kina wchodzi nowy
film o zombie, na który razem idziemy. Zak co prawda sądzi, że widział ten
film, ale po moich długich namowach zgodził się mi towarzyszyć. Jak się
kłócimy, to wygląda naprawdę słodko. Wracając, czekałam na niego pod blokiem,
gotowa i nieco zziębnięta. Jak na chłopaka, Zak strasznie się guzdrał. Ile
czasu można się ubierać? Ja założyłam na szybko czarne spodenki, purpurową,
luźną bluzkę na ramiączkach, spod której widać było ciemny stanik oraz buty na
koturnie. Na szyi miałam standardowo mój naszyjnik z pentagramem. Chłopak w
końcu pojawił się na dole. Miał na sobie szare jeansy, pomarańczowe tenisówki i
czarną bluzę.
-Co żeś się tak guzdrał? –
powiedziałam oskarżycielskim tonem – Sznurówki wiązałeś?
-Starałem się poskromić włosy
– odrzekł z bananem na twarzy – A ty może być coś na siebie założyła. Jest
jakieś zero stopni! – zaśmiałam się cicho.
-Jest ponad dziesięć, a mnie
nigdy nie jest zimno – Zak przewrócił oczami – No, chooodźmyyy – złapałam go za
rękę i pociągnęłam w stronę kina.
Już od bardzo dawna nie byłam
na jakimś filmie. W tym mieście nie zawierałam jakiś bliższych znajomości.
Znałam kilka policjantów, ale wszystkie dzieciaki ulicy jakim pomogłam już
nigdy nie miały ze mną kontaktu. Zak jest pierwszą osoba, którą rzeczywiście
POZNAŁAM. Mam tutaj na myśli, że poznałam jego zainteresowania, lęki, pasje, a
nawet niektóre sekrety. Nikt przedtem nie był mi tak bliski, no może oprócz
Ann. Ona mnie jednak wychowała i to co innego. A Zak…on jest niesamowity. Ufa
mi i ja ufam jemu. Mam nadzieję, że tak zostanie.
***
Trzymając się za ręce
wracaliśmy z kina. Film mogę ocenić na 4. Fabuła nieco oklepana, ale fajna
obsada. Jeszcze gdyby Zak nie mówił mi co chwila co się za moment wydarzy,
byłoby lepiej. Chyba jego talentem jest denerwowanie mnie. Ma jednak w sobie
trochę uroku. Nie to, co facet siedzący przed nami. Jakaś laska wylała na niego
picie, a on wysypał na nią swój popcorn. Minus był taki, że on to zrobił
specjalnie, a dziewczyna przez przypadek. Skończyło się na tym, że facet
oberwał z liścia, a dziewczyna opuściła salę kinową.
Było już ciemno, grubo po
północy, ale my nie byliśmy ani trochę zmęczeni. Biegaliśmy po pustej ulicy
wrzeszcząc teksty typu „Raven i Zak rządzą!”. Nieźle się przy tym bawiliśmy.
Mieliśmy jeszcze większy ubaw, kiedy kupiłam nam kilka piwek. Choć chłopak był
bardzo przeciwny piciu, udało mi się go namówić na pierwsze, a potem na
następne i jeszcze kolejne…Był nieprzyzwyczajony do alkoholu i po piątym piwie
zaczął odlatywać. Ja zachowałam czysty umysł tak do jedenastego. Potem całkiem
mi odwaliło. Skakałam w kałuży, rzucałam się na plecy Zaka, tym samym go
przewracając, śmiałam się jak szalona. Bawiłam się, na swój sposób. W pewnym
momencie skoczyłam na chłopaka, powalając go przy tym. Leżał na mokrej ziemi, a
ja leżałam na nim. Obejmował mnie w pasie, a nasze usta dzieliły centymetry.
Byłam zbyt szczęśliwa, by przerwać tą chwilę. Delikatnie chwyciłam jego twarz,
a zaraz potem złożyłam na ustach namiętny pocałunek. Mój pierwszy pocałunek.
-Raven… - starał się coś
powiedzieć, ale nie przerywałam całusów – Raven przestań…
-Nie podoba ci się? – jakoś
złożyłam logiczne zdanie.
-Nie o to chodzi. Zaraz
puszczę pawia!
Jak poparzona odskoczyłam od
Zaka, a on w momencie odwrócił się i zaczął wymiotować. Trochę za dużo wrażeń
jak na jedną noc. Kiedy już skończył, pomogłam mu wstać i razem jakoś doszliśmy
do mieszkania. Idąc po schodach niejednokrotnie przywaliłam o ścianę, potknęłam
się, a nawet przewróciłam. Koturny + kac + ciemna klatka = totalna masakra. Jak
już zdołaliśmy wejść do środka, położyłam chłopaka na kanapie, a sama rzuciłam
się do łóżka. Byłam zmęczona, ale zadowolona z dzisiejszego dnia.
Oczami Zaka
Głowa bolała mnie
niemiłosiernie. I to na pewno nie przez moją moc, a jedynie zbyt dużą ilość
alkoholu. Z trudem podniosłem się z kanapy i pomaszerowałem do kuchni po wodę.
Wypiłem całą butelkę i myślałem, że znów będę wymiotować. Na szczęście nie.
Skierowałem się do łazienki i
napuściłem wody do wanny. Ciągle ciekawiła mnie ta dziura nad nami, ale wolałem
nie wnikać. Wziąłem szybką kąpiel i w ręczniku wróciłem do pokoju. Założyłem na
siebie czarne spodnie, jedyne, pomarańczowe trampki i szarą bluzkę. Znów
wszedłem do kuchni i wypiłem kolejną butelkę.
Kiedy chciałem wrócić do
pokoju, w drzwiach stanęła Raven. I ona nie wyglądała za dobrze, choć i tak
lepiej niż ja. Podkrążone oczy już zdążyła przykryć warstwą korektora, a jej
mokre włosy wyraźnie sugerowały, że wzięła szybką kąpiel. Miała na sobie
krótki, czarny top i spodenki do kompletu, zwiewną, purpurową narzutkę w jakieś
wzorki i trampki do kolan w tym samym kolorze. W ręce już trzymała odpalonego
papierosa. Usiadła na blacie kuchennym i wyrwała mi butelkę, po czym wzięła
sporego łyka i oddała mi ją.
-Chcesz? – przystawiła
papierosa bliżej mnie, ale tylko pokręciłem głową – Jak tam wolisz – i wróciła
do palenia.
-Jak ty możesz teraz palić? I
jak to w ogóle możliwe, że już nie masz kaca? – zaśmiała się cicho.
-Problem kaca rozwiązałam
lata temu. Nikotyna zawsze dodaje mi energii, a jeżeli chodzi o ból głowy, to
do niego się przyzwyczaiłam. Migrena, to moja stara, dobra przyjaciółka –
przewróciłem oczami i wziąłem kolejny łyk wody – A ty, jak się czujesz?
-Okropnie – jęknąłem,
wyrzucając przy tym pustą butelkę do śmieci – Mam wrażenie, że głowa mi zaraz
wybuchnie.
-To twój pierwszy kac, czyli
normalka. Ale i tak wyglądasz dobrze i jakoś dajesz radę. Żałuj, że nie
widziałeś mnie po pierwszym razie – machnęła ręką i zaciągnęła się po raz
kolejny – Nie powiem, alkohol nieźle namieszał mi w głowie, ciągle go zresztą
czuję – palcem wskazała na swoje czoło – Ale pewnie gdybym się nie opiła, nie
powiedziała bym ci tego – spojrzałem na nią pytająco. Czy jej chodziło o
pocałunek? Coś do mnie czuje?!
-Słuchaj, jeśli chodzi o ten
wczorajszy pocałunek, byliśmy pijani.
-Co? – zdziwiła się – Nie,
nie o to mi chodzi! Pocałowałam cię przypadkiem, to nic nie znaczyło –
westchnąłem z ulgą – Chodzi mi o inną rzecz. O coś, co ukrywałam przed tobą od
początku naszej znajomości.
Raven bez słowa zgasiła
papierosa, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Razem wyszliśmy z domu i
skierowaliśmy się piętro wyżej. Przeszliśmy przez drzwi do mieszkania,
znajdującego się dokładnie nad naszym. Drzwi były otwarte, więc to nie
włamanie, nie? Gdy tylko stanąłem na podłodze, ona zaskrzypiała. Wyglądała na
nieźle spróchniałą. Dziewczyna nie zatrzymując się wparowała do salonu i palcem
wskazała na wiszącą na ścianę tablicę. Było tam wiele zdjęć i dokumentów
głównie związanych z Kryptydami. Różne informacje o Kurze, jego znak, nawet
moje zdjęcia! Kto tutaj mieszka? Dlaczego zbiera informacje dotyczące Kryptyd?
A może zbiera informacje o mnie?
-Odkryłam to przypadkiem, jak
nasz tajemniczy lokator postanowił mnie zalać – zaczęła wyjaśnienia Raven –
Weszłam do mieszkania gotowa, by go stłuc, ale nikogo nie zastałam. Zobaczyłam
tablicę i trochę mnie zainteresowała, a kiedy jeszcze spotkałam ciebie…
-Raven, muszę stąd iść.
-Co?
-Muszę iść. Przepraszam, ale
nie mogę ci tego wyjaśnić – podszedłem do niej i złapałem za ręce – Jeśli tu
zostanę, mogę cię narazić na poważne niebezpieczeństwo.
-Trochę na to za późno –
odezwał się ktoś stojący w drzwiach.
W momencie odwróciłem się i
moim oczom ukazała się dobrze mi znana kobieta. Wysoka i niesamowicie szczupła,
z gęstymi, ciemnymi jak węgiel włosami opadającymi na twarz schowaną za maską.
Jasnoniebieski kombinezon, czarne buty do kolan i rękawiczki sprawiały
wrażenie, że jest złodziejką, ale nie była. Była kimś o wiele gorszym.
-Dawno się nie widzieliśmy,
Zak – kobieta wycelowała we mnie z pistoletu, a ja instynktownie zasłoniłem
stojącą obok Raven – Jak słodko. Tęskniłeś?
-Chciałbym powiedzieć, że
tak, ale wtedy bym skłamał – uśmiechnąłem się wrednie - Co cię tu sprowadza, Abbey?
Tylko mi nie mów, że to twoje mieszkanie.
-Moje? Chyba sobie żartujesz.
Ja tylko dostałam zlecenie, które mam zamiar wykonać.
-Od właściciela mieszkania? –
zapytałem podejrzliwie.
-Możliwie – odpowiedziała
jeszcze bardziej podejrzliwie – Wiesz co, rzadko kiedy rozmawiam z moim celem i
już mi się to nudzi.
Abbey odbezpieczyła broń, a
ja momentalnie pociągnąłem Raven za rękę i wparowaliśmy do łazienki.
Czarnowłosa zaczęła obstrzał, ale byliśmy schowani za ścianą, więc nic nie
mogła nam zrobić. Musiałem jak najszybciej dostać się do pazura i jakoś ja
zatrzymać.
-Kim ona jest do cholery i
czemu chce nas zabić?! –wrzasnęła Raven.
-To Abbey Grey, moja była
opiekunka i nie mam bladego pojęcia!
-Opiekunka? – spojrzała na
mnie tymi swoimi oczkami, jakby zaraz chciała mnie wyśmiać, a ja poczułem, że
się zarumieniłem.
-Ufasz mi?
Pokiwała potwierdzająco
głową, a ja wrzuciłem ją do dziury prowadzącej do naszego mieszkania. Skoczyłem
zaraz za nią i razem pobiegliśmy do salonu. Ze stojącego przy kanapie plecaka
wyciągnąłem moją broń, a Raven kazałem schować się za wersalką. Byłem gotowy do
walki. Jak na zawołanie, Abbey pojawiła się w pokoju. Wystrzeliła we mnie serią
pocisków, ale zdołałem ich uniknąć. Podbiegłem do kobiety i nogą wytrąciłem jej
broń z ręki. Spróbowałem walnąć ją w twarz, ale szybko złapała moją pięść i przerzuciła
mnie sobie przez ramię. Upadłem na ziemię, ale szybko wstałem, uderzając ją
przy tym nogami w podbródek. Cofnęła się o kilka kroków, ale nie przerwała
walki. Wystrzeliłem pazur w jej stronę mając nadzieję, że zdołam walnąć ją w
głowę. Niestety, Abbey złapała broń, pociągnęła linę, a ja poleciałem razem z
nią i oberwałem prosto w nos. Upadłem na ziemię, a przed oczami pojawiły mi się
jakieś plamy, jakbym dostał wstrząśnienia mózgu. Czarnowłosa cofnęła się o
kilka kroków, a następnie wycelowała we mnie swoją wyrzutnią mini rakiet. Nim
zdążyłem uciec, wystrzeliła. Zamknąłem oczy, szykując się na bliskie spotkanie
z rakietą, ale…nic nie poczułem. Kiedy znów otworzyłem oczy, nade mną utworzyło
się coś w rodzaju półprzeźroczystej, energetycznej kopuły, która zatrzymała
pocisk. Spojrzałem na Abbey, która obecnie stała tyłem do mnie, a przodem do
stojącej naprzeciw nas Raven. Nastolatka unosiła prawą dłoń dokładnie na moją
wysokość. Jej oczy aż żarzyły się fioletowym światłem, a włosy lekko falowały,
choć znajdowaliśmy się w budynku i nie miały prawa. Abbey była chyba tak
zdezorientowana jak ja, bo nawet nie mogła się ruszyć. Wtem kopuła nade mną
zniknęła, a Raven spojrzała wrogo na czarnowłosą. Przeniosła rękę na jej
wysokość i kobieta w jednym momencie przeleciała przez ścianę i wyleciała z
budynku. Oczy Rae wróciły do normalnego koloru, a dziewczyna upadła wycieńczona
na kolana. Szybko podbiegłem do niej i pomogłem jej usiąść na kanapie. Nadal
nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie zrobiła.
-Dobrze się czujesz?
–zapytałem, nie wiedząc co mam tak właściwie powiedzieć.
-Daj mi tylko chwilkę –
powiedziała cichym głosem – Muszę tylko zebrać siły.
-Jak ty to…
-Nie wiem jak ci to
wytłumaczyć. Mam te zdolności od kąt pamiętam, nie wiem skąd. Pewnie teraz
uważasz mnie za jakiegoś potwora – dziewczyna spuściła głowę, a ja złapałem ją
delikatnie za dłoń.
-Wręcz przeciwnie – w
sekundzie jej wzrok powędrował w moją stronę – Teraz wiem, że mamy ze sobą
więcej wspólnego, niż podejrzewaliśmy – uśmiechnąłem się do niej, a ona
odwzajemniła uśmiech. Nie mogłem jednak zbyt długo czekać, bo znając życie Abbey
przeżyła upadek i zaraz wróci po dogrywkę –Raven…ja muszę iść.
-I myślisz, że puszczę cię
samego? – uśmiechnęła się nieco wrednie – Teraz siedzimy w tym, czymkolwiek to
jest, razem – cicho westchnąłem. Nie miałem zamiaru namawiać jej, by została,
bo i tak wiedziałem, że mnie nie posłucha.
-Wyjaśnię ci wszystko, ale
kiedy będziemy bezpieczni. Na razie musimy wyjechać z miasta.
-Daj mi chwilę. Muszę spakować
najważniejsze rzeczy.
***
Staliśmy przy drodze,
czekając na jakikolwiek samochód, jaki tylko chciałby nas wywieźć poza granice
miasta, a może jeszcze dalej. Ja chciałem iść pieszo, ale Raven uparła się, by
jechać jakimkolwiek środkiem transportu. W tym przypadku wygrał stop. Pogoda
jak na złość bardzo się ochłodziła, ale miałem jedną, dosyć ciepłą kurtkę.
Nawet Raven postanowiła coś na siebie założyć. Konkretnie, to była ubrana w
czarne zakolanówki, bardzo krótkie spodenki, jakie zasłaniała bluzka z
księżycem, na to szary sweter, futerkowa kurteczka i glany na nogach. Na jej
szyi standardowo wisiał pentagram.
Raven podeszła o krok bliżej
do drogi, bo właśnie nadjeżdżała jakaś ciężarówka. Wystawiła kciuka w górę, a
samochód niespodziewanie się zatrzymał. Kierowca otworzył nam drzwi, a my
wsiedliśmy do środka. Mężczyzna wyglądał jak typowy kierowca trucka. Gruby,
owłosiony, ubrany w podkoszulek i jeansy.
-Gdzie jedziecie? – zapytał,
naciskając na pedał gazu.
-Jak najdalej – odparła
nastolatka, a on pokiwał porozumiewawczo głową. Raven zaczęła szukać czegoś w
torbie, a po chwili zrezygnowana opadła na fotel – Zostawiłam nasze zdjęcie –
oznajmiła – To, które zrobiliśmy tym starym aparatem, zanim się zepsuł.
-Jeszcze po nie wrócimy.
Obiecuję.
Raven uśmiechnęła się i
oparła głowę na moim ramieniu. To ja ją w to wciągnąłem i teraz to ja muszę ją
z tego wyplątać. Nie daruję sobie, jeśli cokolwiek jej się stanie. Cokolwiek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz