Kur. Najpotężniejsza z
Kryptyd, która od wieków dążyła do zniszczenia rasy ludzkiej. Potrafi panować
nad wszystkimi Kryptydami, słyszy ich myśli, a one słyszą jego. Kur nie
przejawia się w jednym stworzeniu. To bardziej duch, który wybiera dla siebie
naczynie. Kiedy nie ma godnego kandydata, jest przechowywany w Kamieniu Kura.
Lecz, kiedy znajdzie swojego wybrańca, tworzy z nim jedność. Przygotowuje go,
by wypełnił swoje przeznaczenie. Dwie dusze, żyjące w jednym ciele. Wielka moc
w rękach jednej osoby. Taka potęga musi zostać zniszczona.
Ponownie, wieki temu, powstał
zakon, mający na celu ochronę świata przed Kurem i jego Kryptydami. Zakon ten
nosił wiele nazw, choćby Pradawni,
Templariusze, Legion Garudy, czy nawet Trójca. Członkowie zakonu tworzyli
broń, mającą na celu zniszczenie Kura, lecz nigdy nie udało im się tego zrobić
w całości. Duch tej pradawnej istoty zawsze zdołał powrócić do Kamienia Kura i
w swoim czasie znajdywał kolejnego następcę. Jedną z takich broni jest na
przykład Flet Gilgamesza, którego muzyka mogła wygnać ducha Kura z ciała
nosiciela, niestety tym samym go uśmiercając. Nie mogąc całkowicie zniszczyć
tego zła, zakon postanowił ukryć Kamień i mieć nadzieję, że nikt nigdy go nie
znajdzie.
Mijały lata i obecnie
nazywany Trójcą zakon miał nadzieję, że jego misja się skończyła. Jednak jego
przywódcy, woleli nie ryzykować. Rozpoczęli badania, chcieli stworzyć coś,
czego potęga mogłaby się równać z tą Kura. Broń, która by myślała, nie
narażałaby niepotrzebnie cywilów, zakończyła by sprawę nim ktokolwiek by zdążył
ucierpieć. Tak zaczął się projekt „Kruk”. Po kilkunastu latach pracy Trójca
stworzyła swoją broń idealną. Jeśli tylko broń byłaby potrzebna, zakon by jej
użył. Tak przynajmniej myśleli, do póki jeden z jego członków nie zdradził.
Ukradł broń twierdząc, że to, co robią jest złe i musi temu zapobiec. Trójca
nigdy nie znalazła jego, jak i broni. Los chciał, że właśnie wtedy Kur ponownie
wybrał swoje naczynie, tym razem już nie Kryptydę, coś dużo bardziej
niebezpiecznego. Wybrał…człowieka. Zakon był w rozsypce i nic nie mógł zrobić.
Jego członkowie chcieli własnoręcznie zabić nowego nosiciela, ale jakimś
sposobem kryzys został zażegnany. Dowiedzieli się, że ktoś użył Fletu
Gilgamesza i wygnał ducha Kura. Byli zdziwieni, bo nosicielowi udało się
przeżyć. Od tej pory obserwowali „wyleczonego” chcąc wiedzieć, czy problem na
pewno został rozwiązany.
Trójca zawsze będzie czuwać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz