sobota, 22 października 2016

Rozdział VI - Pomoc


Zaczęłam się budzić. Nie wiem, ile spałam, ale sądząc po otoczeniu, które ani trochę się nie zmieniło, bardzo krótko. Podniosłam się z ziemi i zaczęłam rozglądać w poszukiwaniu Zaka. Nie było go. Na ziemi leżała tylko jego broń.  To coś go zabrało, a ja na to pozwoliłam! Co ja mam zrobić?! Jak mam mu pomóc?! Moment, czemu ja tu ciągle stoję w ogóle? Puknij się w głowę Raven, jesteś w Bellwood! Jestem pewna, że wielki Ben Tennyson mi pomoże. Teraz tylko wystarczy znaleźć bazę Hydraulików. Tak, to może być cięższy orzech do zgryzienia. Ale i na to znajdzie się pomysł. Zabrałam z ziemi Pazur i wyruszyłam na poszukiwania.

Chodziłam po mieście w poszukiwaniu banku. Znajdował się w samym centrum pełnym ludzi. Lepiej trafić nie mogłam. Weszłam do środka, a zaraz potem sprawiłam, że wszystkie meble zaczęły latać. Ludzie wrzeszczeli, przez przypadek podniosłam niektórych z nich, ale nic nie szkodzi. Hydraulicy w końcu się tu zjawią. „Jeżeli nie można kogoś znaleźć spraw, by ten ktoś przyszedł do ciebie”. Tak mówił mój zastępczy ojciec. To chyba jedyna rzecz jakiej mnie nauczył, która mi się przydała. Dla większego zamieszania wybiłam szyby. Zobaczyłam, że ktoś dzwoni po pomoc. W samą porę, to unoszenie przedmiotów już mi się nudziło.


Po kilku minutach na miejsce przyjechały jasne, opancerzone samochody, z których wyszły jakieś dziwne stworzenia, chyba kosmici. Wśród nich zobaczyłam też kilkoro ludzi. Moją uwagę zwrócił jednak znany z telewizji chłopak. Brązowe włosy opadały mu na czoło, a zielone oczy śmiały się bardziej niż usta. Miał na sobie ciemnozieloną bluzkę z numerem dziesięć, trampki i brązowe jeansy. Na ręce miał ciekawy zegarek. Razem z nim stał niebieski kosmita w granatowym kombinezonie. W ręku trzymał jakąś broń, tak myślę. Nie chciałam wdawać się w walkę, więc gdy tylko znaleźli się w środku opuściłam wszystko na ziemię i podniosłam ręce do góry.



-Poddaję się – uśmiechnęłam się lekko, a chłopak zmierzył mnie wzrokiem – Wybaczcie to zamieszanie, ale musiałam was jakoś znaleźć.

-A kim jesteś, jeśli można wiedzieć? – zapytał niebieski stwór.

-Moje imię raczej na nic się wam nie przyda. Mam jednak sporo informacji, które mogą. I jeszcze, musicie mi pomóc znaleźć przyjaciela.

-Czyli chcesz zgłosić zaginięcie? – dopytał Hydraulik, a ja pokiwałam głową.

-Opuście broń – rozkazał zielonooki i podszedł do mnie – Mam nadzieję, że nie robisz sobie żadnych żartów, bo jesteśmy obecnie trochę zajęci.

-Jak najbardziej nie – powiedziałam już dużo poważniej. Kosmita tyrpnął chłopaka w ramię. 

-Powinniśmy zabrać ją do bazy, Ben.

-Pierw chcę się dowiedzieć o co jej chodzi, Rook. 

-Jak już mówiłam, chcę zgłosić porwanie – przerwałam im – Chodzi o mojego przyjaciela. Porwał go jakiś kosmita, czy inny dziwny stwór.

-Kiedy to się stało? – zapytał Rook.

-Dziś, jakąś godzinę temu.

-Streszczaj się – rzucił Ben, a ja zmierzyłam go wzrokiem – Powiesz, jak się nazywa.

-Zak Sobota – oczy chłopaka otworzyły się szerzej. Czyżby go znał?

-Miałaś z nim kontakt?

-Poznałam go prawie dwa tygodnie temu. Wczoraj przyjechaliśmy tutaj. Znasz go, prawda?

-Poznaliśmy się jakieś trzy miesiące temu. Sobotowie pomagali nam rozwiązać jedną ze spraw – wskazał na siebie i partnera – Dwa tygodnie temu jego rodzice powiedzieli nam, że uciekł.

-Możesz dokładnie opisać jak wyglądał stwór, który go zabrał? – przerwał Benowi Rook.

-Był wielki. Widziałam, że ma czerwone skrzydła, a jego ręka była głową smoka – Hydraulicy wymienili spojrzenia – Wy już wiecie kto to jest – rzuciłam nieco oskarżycielsko.

-Nazywa się V.V. Argost – wyjaśnił zielonooki – Powiedzmy, że ma uraz do Zaka. Siedział w naszym więzieniu, ale przed kilkoma dniami zwiał z pomocą nieznanej nam dziewczyny. Obawialiśmy się, że może chcieć zemsty – spuściłam wzrok. Zak ma naprawdę wielkie kłopoty, a my tu stoimy i gadamy.

-Powinniśmy działać.

-Zgadzam się z tobą…

-Raven – dokończyłam, a Ben pokiwał głową.

-Jedźmy do naszej bazy. Rook, zadzwoń do Sobotów i powiadom ich o sytuacji.



Kosmita pokiwał porozumiewawczo głową, a my opuściliśmy budynek. Już wkrótce poznam rodziców Zaka i co ja im wtedy powiem? Że pozwoliłam, by ich syna porwało to coś? Co oni sobie o mnie wtedy pomyślą…Zawiodłam ich. Zawiodłam jego…



Oczami Zaka

Ciemność. Ogarniała mnie ciemność i byłem pewny, że mam deja vi. Nie mogłem się ruszyć, chyba byłem do czegoś przypięty. Nie miałem bladego pojęcia co się stało. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam był nasz pocałunek, a potem…a potem nic. Straciłem przytomność i obudziłem się tutaj, w tej ciemności.

Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Były ciężkie, pewnie metalowe. Głośne kroki zbliżały się do mnie. Starałem się zobaczyć choć kontur idącej do mnie osoby, ale było zbyt ciemno.



-Witam i bienvenue Zaku Sobota – to był jego głos.

-Argost? – zapytałem z niedowierzaniem, a światła w momencie się zapaliły. Stał tuż przede mną z wrednym uśmiechem – Widzę, że znów oszukałeś śmierć – starałem się rozmawiać z nim jak zawsze – na luzie – Wyglądasz jeszcze gorzej niż przedtem – chyba go wkurzyłem, bo oberwałem całkiem mocno w brzuch. Jęknąłem z bólu.

-Radzę ci oszczędzać siły. Już wkrótce, będą ci potrzebne – ciągle się uśmiechając opuścił pomieszczenie.



Dopiero teraz zorientowałem się, gdzie jesteśmy. Murowane, ciemne ściany pokryte pajęczynami, stół do tortur, do którego byłem przypięty. To wskazywało na jedno miejsce – Dziwny Świat.

Leżałem tak i byłem pewien, że Argost z kimś rozmawia. Niestety te grube ściany wszystko zakłócały i nie mogłem zrozumieć co. Czułem też obecność jakiejś Kryptydy, pewnie Munyii. Wpadłem na pewien pomysł i mam szczerą nadzieję, że zadziała. Spróbowałem nawiązać kontakt z ową Kryptydą i jakimś sposobem zacząłem widzieć jego oczami. Widziałem Argosta i jakąś dziewczynę, albo kobietę. Nie wiem dokładnie, bo była ubrana w czarny kombinezon i maskę. Rozmawiali ze sobą, trochę kłócili.



-Możesz mi wytłumaczyć, jakim sposobem chłopak odzyskał pełną moc, a ja nie?! – wrzeszczał na dziewczynę, ale to nie robiło na niej wrażenia.

-Czyż to nie jest oczywiste? – zapytała, krzyżując przy tym ręce – Kiedy postanowiłeś połączyć swoją moc Kura, z jego, w twoim ciele rozpoczęła się bitwa. Kur i Anty Kur, walczyli o miejsce w nowym organizmie. Kur, który żył w chłopcu wygrał, ale przedtem ich walka cię zabiła. Kiedy zwycięzca stracił ciało, powrócił do swojego poprzedniego właściciela i czekał, aż wszystkie siły mu nie wrócą.

-Chcesz więc powiedzieć, że nie mogę go pokonać?

-Zdoła przejąć nad tobą kontrolę. Teraz jesteś tylko nic nie wartą Kryptydą z mocami telepatycznymi – Argost się tym określeniem nieźle zezłościł. Złapał nieznajomą za rękę i przystawił ja do ściany.

-Radziłbym zważać na słowa.

-I na czyny! Nie zapominaj, że mamy umowę. Złapałeś Zaka, trochę go pomęczysz, ale to ja przekażę go Trójcy – jakiej znowu Trójcy? – A kiedy nasza broń będzie gotowa, zabije go.

-Ale to ja muszę go zabić! – nagle dziewczyna sięgnęła po coś przyczepionego do pasa, nacisnęła guzik i w jej ręce pojawił się miecz. Przejechała nim po ręce Argosta i zmusiła go, by ją puścił.

-Posłuchaj mnie choć raz uważnie! Już ci mówiłam, że jeżeli broń zawiedzie, będziesz mógł spróbować go zabić, ale nie daję ci wielkich szans.

-To się jeszcze okaże.



Musiałem przerwać więź, bo Argost właśnie wracał do mojej celi. Zaraz za nim szła dziewczyna. Oboje stali naprzeciw mnie, nic nie mówili.



-Jest twój – rzuciła zamaskowana, po czym opuściła pomieszczenie. Oj, szykuje się długi dzień…



Narracja trzecio osobowa



Krótko obcięta szatynka leżała na łóżku i starała się zasnąć. Przez ostatnie dni miała z tym nie lada problemu, pewnie spowodowane jego powrotem. Trójca się coraz bardziej denerwuje, w dodatku ich broń jest nieposłuszna. Pod ich presją, dziewczyna musiała posunąć się do bardzo drastycznych metod, ale zdołała wykonać zadanie. Kur zostanie przyprowadzony na śmierć za kilka dni, ale jakimś sposobem musi tu jeszcze ściągnąć jego przyszłego zabójcę. Słodkie oczka raczej tu nie pomogą. Będzie musiała jej coś obiecać…

Zielonooka podniosła się z łóżka i skierowała do łazienki. Zimne prysznice zawsze pomagały się jej zrelaksować. Włączyła światło i zerknęła w lustro. Nadal nie mogła się przyzwyczaić do nowego koloru. Jej włosy zawsze były jasne, blond, a teraz mają piękną, kasztanową barwę.

Zdjęła z siebie ubrania i weszła pod prysznic. Zimna woda zaczęła spływać po jej głowie, ciele, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Przeczesała mokre już włosy palcami i delikatnie oparła czoło o kafelki. Ostatnio coraz częściej wracały do niej wspomnienia, związane z dzieciństwem. To, jak ojciec trenował ją, zmuszał do walki, do ciągłej nauki ciosów, do gimnastyki, uczenia się władania mieczem. Mogłaby tak wyliczać w nieskończoność. Całe jej życie skupiało się na jednym zadaniu, które musiała wykonać, ale była zbyt słaba. Była jedynie nieudanym testem, który przez lata stał na zakurzonej półce, a teraz, kiedy znów jest potrzebny, został wyczyszczony i zmuszony do pracy. Za to obiekt 2.0 nie chce współpracować. Cóż za ironia. Ona pragnęła spełnić swoje przeznaczenie, a jej następczyni wręcz przeciwnie. I gdzie tutaj sprawiedliwość?

Szatynka zakręciła wodę i wyszła spod prysznica. Wytarła się dokładnie ręcznikiem i wróciła do pokoju. Tam założyła nowe ubrania, w których miała zamiar spędzić nadchodzący dzień. To był ten dzień, więc musiała wyglądać wyjątkowo. Założyła obcisłe, białe spodnie, ciemny top odsłaniający jej sporą część brzucha, motocyklówki w podobnym kolorze, czarną kurteczkę z różowymi łatami i turkusowymi ćwiekami na ramionach, również rękawiczki w tym samym kolorze i różowe gogle. Do ręki chwyciła swój miecz, nacisnęła odpowiedni przycisk na rękojeści i ostrze zmieniło się w krótką pałkę, którą mogła przyczepić do spodni. Podeszła do okna i przesunęła zasłony na jedną stronę, wpuszczając do pokoju wschodzące słońce. To nowy dzień…



Oczami Raven

Wielki, pomarańczowy poduszkowiec lądował w hangarze Hydraulików. Musiałam przygotować się na ten nadchodzący moment. Będę musiała powiedzieć im wszystko, każdy, nawet najmniejszy szczegół, mogący doprowadzić nas do Zaka. Będę musiała spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że pozwoliłam Argostowi go zabrać.

Pierwszą osobą, jaką zauważyłam była kobieta o białych włosach i niebieskich oczach, pewnie jego mama. Kolejny szedł ciemnoskóry mężczyzna ze szramą na prawym oku, czyli ojciec Zaka. Nie miałam bladego pojęcia czym był idący za nimi stwór. Przypominał wielkiego goryla, ale to na pewno nie był goryl.

Niepewnie zrobiłam krok w przód, ale stchórzyłam. Nie mogłam tam iść, nie sama. Ben wyszedł powitać Sobotów, a po krótkiej rozmowie wskazał na mnie. Wstrzymałam oddech. Oczy całej czwórki wpatrywały się we mnie, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Kobieta zaczęła iść w moją stronę. Przełknęłam ślinę. Stanęłyśmy twarzą w twarz, a ja nawet nie mogłam się odezwać.



-Ja… - zaczęłam, podając jej przy tym Pazur – Ja przepraszam – białowłosa zdziwiła się.

-Za co?

-Pozwoliłam, by on zabrał Zaka – odwróciłam wzrok, ale jedynie na chwilę. Muszę patrzeć jej w oczy.

-Nie patrz na to w ten sposób – uśmiechnęła się od mnie pokrzepiająco – Nawet nie masz pojęcia, jak jestem ci wdzięczna – otworzyłam szerzej oczy – Ben mówił, że pomogłaś Zakowi po waszym pierwszym spotkaniu i od tego czasu byliście nie rozłączni. Dzięki tobie mój syn znów poczuł się szczęśliwy.

-Ale ja pozwoliłam…

-Nie mogłaś mu pomóc. Argost to bardzo potężny przeciwnik, zwłaszcza teraz. Nic nie mogłaś zrobić – westchnęłam – Byłam w waszym starym mieszkaniu i znalazłam zdjęcie. Twoje i Zaka – więc jednak tam zostało – Już dawno nie widziałam, by mój syn był tak szczęśliwy, jak na tym zdjęciu – na samą myśl o tym wspomnieniu uśmiechnęłam się.



Tego dnia biegaliśmy po dachach miasta, straszyliśmy gołębie, jedliśmy pizzę. Byliśmy naprawdę rozbawieni i szczęśliwi. Już wtedy…już wtedy coś do niego poczułam. Wiedziałam, że jesteśmy podobni, że może nawet mamy wspólne przeznaczenie.



-Nie ma czasu na pogawędki – powiedziałam po chwili jak najpoważniej umiałam – Musimy znaleźć Zaka. Za wszelką cenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz