Siedziałem w domu, w moim pokoju. Razem
z Raven wyciągnęliśmy rodziców z potrzasku i uciekliśmy w bazy Trójcy, nim ta
całkowicie zapadła się pod ziemię. Jesteśmy prawie pewni, że jej przywódca, lub
przywódcy, a także Anna przeżyli. Nie wiemy jednak co się stało z Argostem. Nie
pamiętam nic co wydarzyło się po tym, jak pozwoliłem Kurowi przejąć kontrolę.
Doskonale pamiętam jednak jej pocałunek i słowa…Kocham cię… Ten moment uwolnił
mnie spod władzy Kura. Raven potrafi wyrwać mnie z transu, chyba ona jedyna. Tak
się cieszę, że jest tu, z nami. Może, mam taką nadzieję, dołączy do rodziny.
Nie ma w końcu dokąd pójść. Obecnie śpi w pokoju dla gości. Po naszej potyczce
z Argostem była strasznie słaba i teraz odzyskuje siły. Nie powiem i ja czułem
się zmęczony, ale po podróży do domu siły mi wróciły. Dobrze było znów zobaczyć
rodzinę.
***
Razem z rodzicami musiałem omówić kilka
spraw związanych z obecną sytuacją. Chcieliśmy podzielić się swoimi
przypuszczeniami, a może i nawet faktami dotyczącymi tej tajemniczej Trójcy.
-Pewnym jest, że Trójca powstała całe
wieki temu, zaraz po pierwszym przebudzeniu Kura – zaczęła mama – Podejrzewam,
że to stowarzyszenie, to nic więcej jak Legion Garudy pod nową nazwą i nowym przywództwem.
-Zgadzam się z tobą – odezwał się tata
– Ich technologia jest bardzo zaawansowana, nie stosują już iluzji. Ich kwatera
była całkiem realna.
-I pewnie droga – dodałem – Muszą mieć
spore zasoby. Może ktoś ich wspiera finansowo?
-Albo ich przywódca jest bogaty –
białowłosa zamyśliła się chwilę – Powinniśmy poszukać Argosta. Z tego co wiemy,
współpracował z Trójcą – pokiwałem twierdząco głową.
-Raven powiedziała, że poszedł na układ
z jej przyrodnią siostrą. Umowa polegała na tym, ze jeśli Raven nie wykonałaby
zadania, Argost by to zrobił.
-Co do sprawy Raven… - tata spojrzał na
mnie z lekkim niepokojem – Nie mamy pewności, że Trójca nie przejmie nad nią
kontroli.
-Chyba sobie żartujesz, tato.
-Pomyśl Zak. Skoro oni ją stworzyli,
dali jej moce, to chyba musieli mieć sposób na kontrolę tak potężnej i ważnej
broni.
-Nie nazywaj jej tak, Doc! – Drew
wzięła moją stronę – Gdyby Trójca mogła przejąć nad nią kontrolę, zrobiłaby to
już dawno. Poza tym, to jest tylko dziecko, żadna broń.
-I nie jeden raz uratowała mi skórę –
dodałem – Gdyby nie ona, pewnie bym już nie żył – nastała krótka chwila ciszy.
-Może wróćmy do sprawy Argosta –
zaproponował tata – Co się z nim właściwie stało? – rodzice spojrzeli na mnie
pytająco. Nie chciałem im mówić, że dałem przejąć Kurowi kontrolę, więc
musiałem skłamać.
-Wystraszył się i uciekł, bo prawie
udało mi się przejąć nad nim kontrolę. Moje moce są dużo silniejsze niż
poprzednim razem.
-A jak radzisz sobie z jej kontrolą? –
zapytała nieco podchwytliwie mama.
-W czasie mojej nieobecności ją
ćwiczyłem. Sytuacja z tamtym kłusownikiem się już nie powtórzy – znów chwila
ciszy. Cholera. Nie sądziłem, że po tak krótkim czasie bez rodziców, będzie mi
tak ciężko się z nimi rozmawiało. Oj, przydało by się czegoś napić…
-Chyba wyjaśniliśmy sobie wszystko, co
powinniśmy – zakończył tata – Ale nie możemy zapomnieć o najważniejszym – spojrzał
się w moją stronę – O tym, że nasz syn wrócił cały i zdrowy do domu.
Uśmiechnęliśmy się do siebie, a mama
niespodziewanie przytuliła się do mnie. Potem dołączył do nas Doc i przez
moment myślałem, że się przez nich uduszę. Znów poczułem się jak
jedenastolatek, ale było mi dobrze. Z nimi, zawsze czułem się bezpieczniej.
Oczami Raven
Widziałam ich. Szczęśliwą, wspaniałą
rodzinę. Przytulali się, wyglądali naprawdę niesamowicie. Przyglądając się im
tak zdałam sobie sprawę, że ja nigdy nie zaznam takiego szczęścia. Nigdy nawet
nie miałam prawdziwej rodziny i pewnie nigdy jej nie będę mieć. Nie powinnam im
w tym momencie zawadzać. Chciałabym tu zostać, zostać z nim, ale nie chcę im
się wpieprzać w życie. To naprawdę dobrzy ludzie, którzy mogliby cierpieć z
mojego powodu. Nie mogę z nimi zostać, a Zak na pewno ich nie opuści. Wszystko
sprowadza się do tego, że wkrótce będziemy się musieli pożegnać.
Wróciłam do mojego tymczasowego pokoju
by spakować rzeczy, jakie zabraliśmy w drodze powrotnej z Bellwood. Pakując tak
torbę znalazłam zdjęcie, jakie dała mi Drew. To, z naszego wspólnego
mieszkania. To była piękna chwila, taka prawdziwa, taka szczera. Wyjątkowa…
Chciałabym, by trwała wiecznie, byśmy przeżywali ją wciąż na nowo, byśmy znów
się wygłupiali, ale to nie jest możliwe. Nie w tym świecie.
Wtem usłyszałam dźwięk otwieranych
drzwi. Wiedziałam, że to on, więc nawet nie przerywałam pakowania. Zaczął iść w
moją stronę, złapał mnie za rękę i zmusił, bym się do niego odwróciła.
-Co ty robisz? – zapytał poważnym tonem
– Chyba nie masz zamiaru wyjeżdżać?
-Zak…Zrozum, że…
-Raven, nikt cię stąd nie wyrzuca. Możesz
tu zostać ile chcesz, z nami…ze mną.
-Chciałabym, ale…nie mogę – spojrzał na
mnie pytająco – Jesteś w niebezpieczeństwie i to w dużym stopniu przeze mnie.
Muszę znaleźć Annę i całą trójcę, zanim oni cię skrzywdzą.
-Wiesz przecież, że umiem sam o siebie
zadbać.
-Tu nie o to chodzi – pokręciłam
przecząco głową – Muszę się też dowiedzieć czegoś o sobie. Czy zostałam
urodzona, czy wyhodowana, czy mam rodziców…Chciałabym poznać wreszcie jakieś
odpowiedzi.
-Możemy ich poszukać razem – mówił
niemal błagalnym tonem – Proszę cię, zostań – spuściłam wzrok.
Nie odzywaliśmy się do siebie, ale
oboje dobrze wiedzieliśmy, co myślimy.
Teraz jesteśmy ze sobą połączeni i nic nie zdoła przerwać tej więzi.
Akceptujemy siebie nawzajem, wspieramy i nie opuszczamy, kiedy sytuacja wymyka
się spod kontroli. Może właśnie to jest miłość? Tak. Miłość, to spotkanie dwóch dusz, w pełni akceptujących
mrok i światło w każdej z nich. Połączone odwagą by dorosnąć i przedrzeć się w
walce do szczęścia.
-Spotkamy się jeszcze?
-Na pewno – powiedziałam
podnosząc wzrok – I ta chwila nastąpi szybciej niż to sobie wyobrażasz.
Zak chwycił moją twarz,
przyciągnął ją do siebie i złożył na moich ustach długi, namiętny pocałunek.
Delikatnie pchnął mnie na łóżko, a zaraz potem położył się na mnie. Znów
zaczęliśmy się całować, jeszcze dłużej i jeszcze namiętniej. Jeszcze nigdy przedtem nie łączyła nas taka bliskość.
Ale było mi dobrze. Bardzo dobrze.
***
Kończyłam pakowanie, a Zak szykował dla
mnie prowiant. Nie chciał puszczać mnie bez jedzenia i pieniędzy. Jego rodzice
nie wiedzieli, że odchodzę, może nawet lepiej. Mogliby nie chcieć mnie puścić.
W końcu Trójca pewnie ciągle chce mnie zdobyć. No chyba, że ich zawiodłam, co
też jest możliwe. Nie obchodzi mnie to. Mam zamiar ich znaleźć i zabić, aby już
nigdy nie skrzywdzili kogoś, na kim mi zależy.
Zasunęłam plecak i założyłam go na
plecy. Staliśmy już przed domem, przy branie. Zak trzymał mnie za rękę, jakby
ciągle miał nadzieje, że zrezygnuję z samotnych poszukiwań. Musiałam jednak to
zrobić, bo inaczej żadne z nas nigdy nie będzie wolne.
-Obiecaj mi coś – odezwał się.
-Co?
-Że o mnie nie zapomnisz – uśmiechnęłam
się i pocałowałam go.
-Obiecuję.
Wyrwałam rękę z uścisku chłopaka i
przeszłam przez bramę, która zaraz za mną się zamknęła. „Nie odwracaj się”,
mówiłam w myślach i ten jeden raz posłuchałam swojego wewnętrznego głosu.
Przygryzłam wargę, by się nie rozpłakać. Będę za nim tęsknić. Kurwa i to
jeszcze jak.
-Żegnaj, Zaku Soboto – wyszeptałam, a
po moim policzku spłynęła pojedyncza łza…
Narracja trzecio osobowa
Argost siedział w podziemiach Dziwnego
Świata i starał się jakoś pozbierać po ostatnim starciu z Kurem i jego
niedoszłą zabójczynią. Dobrze wiedział, że chłopak stracił kontrolę i to nie on
zdołał go pokonać, ale jednak czuł się pokonany przez młodego Sobotę. Jedynym
plusem w tej całej sytuacji było to, ze Kur postanowił go oszczędzić, a w
dodatku zawarł z nim umowę. Już wkrótce Zak Sobota nie będzie w stanie
okiełznać swojej mocy, a wtedy Kur zbierze armię Kryptyd, która zrówna ten
świat z ziemią. To będzie ich nowy początek. Argost dostał propozycję,
dołączenia do tej armii. Choć pragnął potęgi i mocy Kura, nie mógł się oprzeć
jego rozkazowi.
-Argoście… - usłyszał głos w swojej
głowie. To był Kur.
-Tak, mój panie?
-Rosnę w siłę, mój sługo… Chłopak już
wkrótce nie zdoła powstrzymać mnie przed przejęciem kontroli i będziemy mogli
wprowadzić w życie mój plan. Pierw jednak musisz się czymś zająć.
-Taj, mój panie?
-Dziewczyna, która zdołała przywrócić
mu władzę nad swoim ciałem…musi zostać zniszczona. Przez nią cały plan może
zakończyć się niepowodzeniem.
-Spokojnie, znam pewną osobę, która z
łatwością ją znajdzie i zabije.
-Uważaj, jej moc jest wielka i potężna.
Nie lekceważ jej. Upewnij się, że nie zdoła nam przeszkodzić.
-Tak jest – Argost ukląkł, choć nawet
nie widział swojego pana.
Głos ucichł i Yeti powstał, a zaraz
potem opuścił podziemia swojego dawnego domu. Wzbił się w powietrze i zaczął
lecieć na północ. „Już czas odnowić stare znajomości…”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz