Zaczęłam się budzić. Głowa strasznie
mnie napierdalała, a ostatnie wydarzenia wydawały się niejasne, zamazane. Pamiętałam
je, ale bez szczegółów. Zak jest w siedzibie Trójcy, to wiem na pewno.
Pamiętam, że chyba zaatakowałam Ann, ale potem już nic. Rozejrzałam się
dookoła. Siedziałam na łóżku, w jakimś nieznanym mi pokoju. Miał białe ściany i
ciemną podłogę, a także jasne meble. Na stołku przy biurku leżały złożone
ubrania. Powoli wstałam z łóżka i obejrzałam je. Szara koszulka, ciemne,
skórzane spodnie, ramonezka i glany. Widać było, że to moja przybrana siostra
je wybierała. Dobrze zna mój styl. Postanowiłam założyć ubrania, ale tylko
dlatego, że już dawno się nie przebierałam. Pierw jednak musiałam wziąć
prysznic. W pokoju były dwie pary drzwi. Jedne zamknięte, pewnie prowadzące na
zewnątrz, a drugie otwarte. Przeszłam przez nie i znalazłam się w jasnej
łazience. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Włączyłam zimną wodę, która w
momencie zaczęła spływać po moich włosach.
W moim umyśle kłębiło się bardzo wiele
pytań. Dlaczego Anna mnie tu sprowadziła? Czy współpracuje z Argostem? Czym tak
naprawdę jest Trójca? Dlaczego chcą Zaka? Czyżby wiedzieli, że jest Kurem?
Odpowiedzi na te pytania zdobędę pewnie w swoim czasie. Będę musiała wydobyć je
od siostry chyba, że sama mi je z chęcią powie.
Wyszłam spod prysznica i ubrałam się w
nowy strój. Ubrania pasowały jak ulał. Opuściłam pomieszczenie i wróciłam do
pokoju. Nie wiedziałam co mam robić. Jeszcze raz pociągnęłam za klamkę, ale
drzwi ani drgnęły. Westchnęłam. Przechadzałam się w tę i powrotem, myśląc co
powinnam zrobić. Spróbowałam nawet wywarzyć drzwi siłą woli, ale były chyba
wykonane z metalu czy czegoś jeszcze silniejszego. Dziura w ścianie też
odpadała. Zrezygnowana usiadłam na krześle i zaczęłam bawić się włosami. Przez
długi czas nic się nie działo, a mi zrobiło się ciepło, więc zdjęłam kurtkę.
Wtedy, jak na zawołanie drzwi otworzyły się, a do środka weszła Ann. Była
bardzo poważna, ale czułam, że cieszy się z obecnej sytuacji.
-Gdzie jest Zak? – przeszłam do sedna –
Co mu zrobiliście?
-Jeszcze nic – odpowiedziała spokojnie
i zaczęła chodzić wokół mnie – Trójca nie wiedzieć czemu uparła się, że
stworzona przez nas broń musi zniszczyć Kura.
-A co ja mam z tym wspólnego? –
założyłam ręce na biodra, a dziewczyna zaśmiała się.
-Sądziłam, że jesteś mądrzejsza –
stanęła naprzeciw mnie i spojrzała mi w oczy – Starałam ci się to wytłumaczyć
latami. Powtarzałam, że przyjdzie czas kiedy zło się odrodzi i tylko ty
będziesz mogła je zniszczyć – zaczynałam rozumieć, o co jej chodzi – To ty jesteś
bronią, Raven. Ty musisz go zabić – uśmiechnęła się wrednie, a w moich oczach
pojawiły się łzy. Cofnęłam się o kilka kroków i spuściłam wzrok. Złapałam się
za głowę, chciałam stąd uciec, jak najszybciej – Zostałaś stworzona tylko po
to, by go zabić. Takie jest twoje przeznaczenie. Lata nieudanych prób
pogrzebania tego złego ducha, ale ty możesz to zatrzymać. Możesz raz na zawsze
niszczyć Kura. Zabij go, a być może zdołasz uratować świat.
-Zamknij się! – wydarłam się na nią, a
po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Byłam taka zła, taka wściekła! Czułam,
że każdy przedmiot w pokoju rusza się, za moją sprawą – Odmawiam! Nie zmusisz
mnie!
-Nie będziesz miała wyboru. Jeśli ty
tego nie zrobisz, zrobi to Argost, ale wtedy zginie też reszta Sobotów. Sama
pomyśl. Czy jedno życie nie jest mnie warte od żyć milionów?
-Ty nie poprzestaniesz na jednym –
rzuciłam oskarżycielsko.
-Być może, ale to już nie twoje
zmartwienie.
-Co się z tobą stało? – zapytałam i „uspokoiłam”
meble.
-Zawsze taka byłam – wzruszyła
ramionami – To ja miałam być ich tajną bronią, to ja miałam go zabić, ale
okazałam się zbyt słaba! Dlatego stworzyli ciebie! Wyhodowali dziecko o
niezwykłych zdolnościach. Żyjesz tylko dzięki mnie!
-Dlatego tak chcesz go zabić? Bo jesteś
zazdrosna, że ty nie podołałaś? Chcesz żebym zabiła najważniejszą osobę w moim
życiu – mówiłam drżącym głosem – Powiedz szczerze, czy mieszkanie, w którym
zostaliśmy zaatakowani było twoje? Chciałaś, żebyśmy się spotkali, przyznaj
się!
-Owszem, to było moje mieszkanie. I
tak, chciałam żebyście się znaleźli, zaprzyjaźnili. Ale nie rozumiesz moich
zamierzeń do końca. Nie chciałam by tobie było ciężej go zabić, lecz by on bał
się skrzywdzić małą, biedną Raven!
-Nie nazywaj mnie tak! – uderzyłam ją z
pięści w twarz. Cofnęła się o krok, a z jej wargi zaczęła wypływać krew.
Wytarła ją szybko i uśmiechnęła się do mnie.
-Zrobisz, co będziesz uważała. Moja
misja się skończyła. Jeśli ty nie podołasz, to ja cię z chęcią zastąpię.
Anna jednym ruchem otworzyła drzwi,
wyszła na korytarz i zamknęła je. Byłam taka wściekła! Miałam ochotę ją zabić,
tu i teraz! Jak mogła mi coś takiego zrobić?! Byłyśmy siostrami, teraz jest
moim największym wrogiem. Przysięgam, że jeśli tylko trafi mi się okazja,
zabiję ją. Wyrwę jej serce. Przysięgam.
***
Jakąś godzinę później do pokoju weszli
strażnicy. Wyprowadzili mnie na zewnątrz i razem szliśmy korytarzem. Podróż nie
trwała długo, bo już po dwóch minutach zostałam wrzucona do jakiegoś ciemnego pomieszczenia.
Wtem zaświeciły się światła. Całe pomieszczenie było bardzo jasne i puste. No,
może oprócz stojącego naprzeciw mnie Zaka. Chłopak nie wyglądał za dobrze. Miał
rozciętą wargę, wiele siniaków, podbite oko i szramę na policzku. Był inaczej
ubrany. Miał na sobie czarno - szary kombinezon, który zasłaniał większość jego
ciała. Tak strasznie chciałam go przytulić, pocałować, ale nie miałam odwagi.
Czułam się winna. Nigdy nie powinnam się do niego przywiązywać. Może gdybym
pozwoliła mu odejść, to by się nigdy nie wydarzyło.
-Raven? – zapytał z niedowierzaniem –
Co ty tutaj robisz?
-Przepraszam cię – mówiłam drżącym
głosem – To moja wina.
-Co ty wygadujesz? – przygryzłam wargę,
by się nie rozpłakać.
-Pozwoliłam im cię zabrać, a teraz nie
mogę ci pomóc. Oni mi… - nie mogłam nawet dokończyć – Nasze spotkanie było ich
planem. To wszystko, co się wydarzyło, to był ich plan.
-Raven, uspokój się – Zak zaczął iść w
moją stronę.
-Nie! – zakazałam – Lepiej się do mnie
nie zbliżaj, proszę – zatrzymał się – Pamiętasz, jak mówiłam, że chciałabym
dowiedzieć się skąd mam moce? – pokiwał twierdząco głową – Już wiem. To oni,
Trójca mnie stworzyła w jednym celu. Żeby zniszczyć Kura – chłopak otworzył
szerzej oczy, a ja nie wytrzymałam i rozpłakałam się.
Schowałam twarz w dłoniach i upadłam na
ziemię. W myślach błagałam, by ktoś zabił mnie nim zdążę coś mu zrobić. Nagle
poczułam, jak ktoś łapie mnie za dłonie. To był Zak. Przytulił mnie, a ja
schowałam twarz w jego włosach. Tak dobrze czułam się w jego objęciach, tak
bezpiecznie. Tylko będąc z nim, czułam się kochana. Wtedy zrozumiałam, że nie
mogę pozwolić by coś mu się stało. Musiałam walczyć.
Uwolniłam się z jego uścisku, otarłam
łzy stanęłam wyprostowana i dumna. Wiedziałam, że Anna i pewnie cała Trójca to
ogląda, więc postanowiłam im powiedzieć jak ma się sytuacja.
-Jeśli ktokolwiek z was chce zabić
mojego przyjaciela, to najpierw musi zabić mnie! Bo ja się nie poddam! Będę go
bronić do mojej ostatniej kropli krwi! Do ostatniego bicia serca! Możecie
odgrodzić mnie od niego murem, a mnie i tak uda się go przeskoczyć! Możecie
przypiąć mnie łańcuchami do ziemi, ale i tak zdołał się z nich uwolnić. Nie uda
się wam mnie zatrzymać, to wam gwarantuję. Ale możecie spróbować.
Nagle ściana przed nami stała się
przeźroczysta. Zza niej mogłam zobaczyć tłum ludzi, a na czele Annę. Widać
było, że jest wściekła. Obok niej stał jakiś mężczyzna. Nie widziałam jego twarzy,
gdyż miał maskę. Czyżby to był przywódca Trójcy? Ann powiedziała mu coś, a on
wydarł się na nią. Dziewczyna jednak nie dawała za wygraną, coś mu tłumaczyła,
a w końcu on się zgodził. Tryumfalnie włączyła jakiś przycisk, a sufit zaczął
się rozsuwać. Instynktownie cofnęłam się i złapałam za rękę chłopaka. Z góry
zeskoczył sam V.V. Argost. Wyglądał na bardzo zadowolonego obecną sytuacją.
-Skrycie liczyłem, że nie zdołasz go
zabić – zwrócił się do mnie – Teraz mogę wykończyć was oboje!
-To się jeszcze okaże – powiedział
trochę tajemniczo Zak, po czym ruszył do ataku.
Przejechał pod nogami Arogosta, a potem
skoczył wysoko i wylądował na jego plecach. Wspiął się nieco wyżej, na kark i
zaczął ciągnął go za rogi. Kryptyda miotała się, ale szczęśliwie nie zdołała go
zrzucić. Podbiegłam do nich i siłą woli starałam się utrzymać wroga w jednym
miejscu. To jednak nie było takie łatwe. Musiałam się skupić, ale w obecnej
sytuacji…chwila moment. Moje moce, jak sama stwierdziła Anna się rozwijają. Co
jeśli potrafię więcej, niż mi się zdaje?
Argost zdołał zrzucić Zaka, który
zaczął spadać w dół. Ten złapał go swoim ogonem i rzucił nim o ścianę. Musiałam
coś zrobić. Siłą woli pchnęłam go na ścianę. Co prawda obił się od niej, ale to
nie sprawiło na nim wielkiego wrażenia. Nagle jego „smocza” ręka zaczęła zionąć
ogniem. Szybko zrobiłam tarczę, która mnie osłoniła. Kiedy ogień ustał,
wyłączyłam pole i nim się zorientowałam mocno oberwałam ogonem Argosta. Odbiłam
się od ściany i upadłam na ziemię. Zak znów ruszył do ataku. Yeti spróbował go
uderzyć, ale chłopak zrobił unik i zaczął się wspinać po jego ręce. Kiedy był
już dostatecznie wysoki skoczył i kopnął go w twarz. Wylądował na ziemi, ale
Argost chwycił go w rękę i przycisnął do ściany. Zak uderzył o nią głową i stracił
przytomność. Arogst upuścił go i już miał zadać ostateczny cios, kiedy
stworzyłam nad nim pole siłowe. Kryptyda waliła w nie pięściami, ale na próżno.
Kiedy zrozumiał, że to ja go powstrzymuję, zaczął iść w moja stronę.
-Naprawdę sądzisz, że zdołasz mnie powstrzymać!
Jesteś nikim! Ja jestem wielki V.V. Argost i zniszczę cię!
-A zamknij…się…wreszcie!
Czułam rosnący we mnie gniew, ale i
siłę. Wymagało to ode mnie wiele energii,
ale jakimś sposobem udało mi się go podnieść.
Zaczęłam walić nim w ścianę, wszystko się trzęsło, światło gasło i zaświecało
się co chwila. Ludzie znajdujący się za ścianą zaczęli uciekać, nawet Anna.
Argost zdawał się tracić przytomność, ale i ja robiłam się coraz słabsza. „Wytrzymaj
jeszcze chwilę”, mówiłam sama do siebie, ale byłam zbyt zmęczona. W jednej
chwili wszystko się uspokoiło, Argost upadł na ziemię, tak jak ja. Starałam się
złapać oddech, wszystko zrobiło się zamazane. Nie wiem, czy wygrałam, ale przeciwnik
długo nie wstawał. W końcu nie wytrzymałam i straciłam przytomność.
Oczami Zaka
Otworzyłem oczy i podniosłem się z
ziemi. Całe pomieszczenie wyglądało, jakby przeszedł przez nie huragan. Argost
leżał nieprzytomny na ziemi, przygniótł go jakiś kawałek sufitu. Zacząłem
szukać Raven. Udało mi się ją znaleźć między kawałkami gruzu. Leżała na ziemi z
zamkniętymi oczami. Podbiegłem do niej i złapałem ją za rękę. Sprawdziłem
oddech, na szczęście żyła. Wziąłem ją na ręce i przeniosłem w dalszą część
pomieszczenia. Argost zaczynał się budzić. Musiałem zakończyć to raz na zawsze,
zanim skrzywdzi kogoś, na kim mi zależy.
Stanąłem naprzeciwko niego i
przyszykowałem się do walki. Przypomniałem sobie słowa tej dziewczyny, wtedy w Dziwnym
Świecie. Mogę przejąć kontrolę nad Argostem, jeśli tylko dostatecznie się
skupię. Spróbowałem nawiązać jakąkolwiek więź, ale na nic. Nim spostrzegłem,
Yeti nieźle grzmotnął mnie w brzuch. Odleciałem na kilka metrów i wylądowałem
na ziemi. Kolejna próba poszła tak samo. Nie wiem, czy to ja jestem za słaby,
czy on za silny.
-Jeśli przestaniesz mi się opierać,
pokonam go – głos Kura znów zawitał w mojej głowie. Pewnie udało mu się
przedrzeć, bo przestałem go blokować – Wiesz, że sam nie wygrasz. Potrzebujesz
mojej pomocy.
-Dam sobie radę!
Podbiegłem w stronę Arogsta, uniknąłem
jego ciosów, odbiłem się od ściany i uderzyłem go w brzuch, ale on nawet nie
drgnął. Bez mojego pazura, nie mam szans w tej walce. Zrobiłem szybki unik przed
falą ognia, po czym upadłem na ziemię, podcięty przez jego ogon. Złapał mnie za
nogę, podrzucił w górę, a następnie uderzył z pięści. Poleciałem prosto na
ścianę, w której zrobiłem kolejną dziurę. Upadłem na ziemię, a Argost zaczął
iść w moim kierunku.
-Przestań się opierać, a przejmę nad
nim kontrolę – ciągnął dalej Kur – Wiesz, że mnie potrzebujesz. Zrób to dla
rodziny, zrób to dla niej – miał rację. W głębi duszy wiedziałem, że sam nie
zdołam go pokonać.
-Zgoda. Rób, co musisz.
W jednej sekundzie wstałem, a głowa
zaczęła mnie strasznie boleć. Miałem wrażenie, że tracę przytomność, ale tak
naprawdę traciłem władzę nad własnym ciałem. W pewnym momencie nastała ciemność…
Narracja trzecio osobowa
Zaraz po przejęciu kontroli nad
chłopcem, Kur wszedł do umysłu Argosta i starał się przejąć nad nim kontrolę.
Kryptyda opierała się, ale pewne było, że nie wygra ze swoim władcom. Przez
ból, jak sprawiał mu Kur, Argost upadł na ziemię i jęknął. Z czasem jęki stały
się krzykami, a on zaczął tracić siły. Nie mógł opierać się całą wieczność,
musiał w końcu ustąpić. Kur przejął nad nim całkowitą władzę, ale nie miał
zamiaru go zabijać. Tak wspaniała Kryptyda mogła mu się jeszcze przydać. Kiedy
będzie zbierał swoją armię, a chłopiec nie zdoła już przejąć nad nim kontroli,
Argost będzie idealnym żołnierzem. Dlatego Kur wysłał go jak najdalej stąd, by
nikt go na razie nie znalazł.
Znów był wolny, Zak nie mógł wrócić do
władzy nad własnym ciałem. Pojawił się jednak problem. Czarnowłosa dziewczyna
obudziła się. Zaczęła iść w jego stronę, ale widząc, że to nie jest jej Zak,
zatrzymała się.
-Masz go uwolnić – rozkazała – Już!
-Nie słucham twoich rozkazów – chłopak
rzucił się na nią, ale Raven utworzyła naokoło siebie pole, przez co tylko
odbił się od niego.
-To nie podlega dyskusji! – siłą woli pchnęła
go na ścianę i trzymała tak. Wiedziała, że tylko ona może przywrócić Zaka do
władzy – Zak…wiem, że tam jesteś. Musisz się obudzić – mówiła, idąc w jego
stronę – Nie możesz mnie teraz zostawić – delikatnie położyła dłoń na jego
policzku – Jesteś dla mnie całym światem i nie pozwolę, by coś ci się stało. K o
c h a m c i ę…
Raven chwyciła jego twarz w ręce i
złożyła na jego ustach namiętny, czuły, a przede wszystkim szczery pocałunek. W
myślach błagała, by to podziałało. Uwolniła go, a on objął ją w pasie. Kiedy
ich pocałunek się skończyć, a Zak spojrzał na nią swoimi brązowymi oczami, miał
jej do powiedzenia tylko trzy słowa.
-Kocham cię, Raven…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz