niedziela, 9 października 2016

Rozdział V - Wyznanie

Siedziałam na wewnętrznym parapecie okna naszego wynajętego pokoju. Kierowca, który zabrał nas ze sobą jechał dość daleko i razem dotarliśmy do Bellwood. Ja i Zak zatrzymaliśmy się w małym motelu na skraju miasta. Zostaniemy tu tylko kilka dni, z uwagi na to, że ktoś może nas śledzić. To miasto jest inne niż mój poprzedni dom. Panująca tu atmosfera sprawia, że aż chce się tu zostać na zawsze. Słońce prawie nigdy nie zachodzi, jest ciepło, zielono. Nawet ludzie wydają się milsi i weselsi.
Do tej pory chłopak nie wyjaśnił mi, dlaczego dokładnie jest ścigany, ale nie będę go pośpieszać. Trzymałam przed nim w sekrecie moją największą tajemnicę, więc nie mogę wymagać, by od tak zdradził mi swoją. Chciałam mu powiedzieć o moich mocach i to niejednokrotnie, ale nie zniosłabym odrzucenia z jego strony…Tak zależy mi na jego przyjaźni, na jego opiece…

Wtem drzwi do pokoju otworzyły się, a do środka wszedł Zak z torbą zakupów. Położył ją przy stole i podszedł do mnie. To chyba był ten moment. Chłopak złapał mnie za rękę i posadził na krześle, a sam usiadł na łóżku, naprzeciwko. Usiadłam prosto i szykowałam się na prawdę. On natomiast miał spuszczoną głowę, a jego ręce tarmosiły w rękach włosy.

-Jeśli nie chcesz mówić mi prawdy, zrozumiem.
-To nie tak – zaprzeczył szybko – Trochę się boję – jego oczy spotkały się z moimi – Jesteś mi w stanie obiecać, że cokolwiek teraz usłyszysz, choćby to była najstraszniejsza usłyszana przez ciebie rzecz w życiu, nie uznasz mnie za potwora – uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
-Oczywiście, obiecuję ci to – Zak westchnął i wyprostował się.
-Widzisz, wiele wieków temu, narodziła się zła, Sumeryjska Kryptyda, która pragnęła tylko zagłady rasy ludzkiej. Nazywała się Kur i to jej znak wisiał w tamtym mieszkaniu – pokiwałam porozumiewawczo głową – Kryptyda w końcu umarła, ale jej duch przetrwał w kamieniu Kura. Kamień ten był przez wiele setek lat schowany głęboko pod ziemią, ale szesnaście lat temu dwoje naukowców znalazło i wykopało go.
-Twoi rodzice? – dopytałam, a on pokiwał głową.
-Mama była w ciąży, kiedy go wykopywali. Coś poszło nie tak, kamień upadł i uwolniła się jakaś dziwna, mistyczna energia, która ją poraziła. Duch Kura został uwolniony i szukał naczynia. Tym razem jednak nie Kryptydy, a czegoś bardziej groźnego. Właśnie dlatego wybrał…. – wahał się. Złapałam go za dłoń, a on zamknął oczy, wziął głęboki oddech i dokończył – Właśnie dlatego wybrał mnie – wielce zdziwiona zamrugałam kilkakrotnie oczami – To ja jestem Kurem – Zak uchylił powieki, a ja zobaczyłam, że jego oczy płoną pomarańczowym światłem. W pewnym momencie oczy wróciły do normalnego stanu, a chłopak odwrócił głowę – Przez lata myślałem, że zdołałem się od niego uwolnić, że go pokonałem i już nie wróci – przygryzł wargę. Widać było, że bardzo ciężko jest mu o tym mówić – Ale kilkanaście dni temu cała moc kontroli Kryptyd wróciła, słyszałem jego głos w myślach, traciłem kontrolę nad własnym ciałem.
-To dlatego opuściłeś dom. Bałeś się, że możesz skrzywdzić swoich najbliższych.
-A teraz mogę skrzywdzić ciebie – niespodziewanie spojrzał mi prosto w oczy i wyrwał rękę z mojego uścisku – I nie mogę cię narażać. Jeśli stracę kontrolę…
-Nie boję się, Zak – przerwałam mu – Jak sam widziałeś, ja też mam tą tajemniczą moc, która nawet nie wiem skąd pochodzi, dlaczego ją mam. Chciałabym znaleźć odpowiedzi, wież mi, ale to nie takie proste.
-Tak, wiem coś o tym – powiedział bardzo marudnym tonem – Co, jeśli stracę kontrolę?
-Wtedy przemówię ci do rozumu.

Chłopak uśmiechnął się lekko, a ja szczęśliwa, że to rosnące między nami napięcie wreszcie pękło, rzuciłam się mu na szyję. Razem opadliśmy na łóżko, ale mi było tak dobrze. Przytulałam się do niego i czułam się bezpieczniej, niż gdziekolwiek indziej. Zak przejechał ręką między moimi włosami, a koniuszki jego palców dotknęły mojej szyi sprawiając, że poczułam dreszcz. Czy robię dobrze? Czy ja się w nim zakochuję? Sama nie wiem. Jedyną rzeczą, której jestem pewna, jest to, że coś mnie do niego przyciąga. Jakaś niewidzialna lina połączyła nas, kiedy Zak wparował na tamten dach i od tej pory nie możemy jej przerwać. Jakbyśmy byli nieodłącznymi częściami w naszych rzyciach, ostatnimi kawałkami układani, Yin i Yang, zawsze razem.

***

Słońce grzało niemiłosiernie. Razem z Zakiem siedzieliśmy przy stoliku przed barem Smoothies. Pyszne, zimne napoje, jakie właśnie spożywaliśmy nieco rozluźniły obecną sytuację. Choć na chwilę mogliśmy zapomnieć o problemach i po prostu cieszyć się chwilą. Przypatrywałam się chłopakowi z uwagą. Powinnam kupić mu jakieś nowe ciuchu. W kółko chodzi w tych samych rzeczach. Znów miał na sobie szare jeansy, pomarańczową bluzkę i trampki. Tak, ja do ucieczki przygotowałam się lepiej, to jest pewne. Przy obecnej pogodzie, mogłam ubrać się jeszcze lżej. Założyłam zwiewną, fioletową koszulkę na ramiączkach w czarne kwiatki, ciemne spodenki oraz trampki.
Wzięłam kolejny łyk mojego malinowego smoothie i aż poczułam mróz kierujący się do mojej głowy. Złapałam się za czaszkę i syknęłam z bólu.

-Słaba głowa? – zażartował sobie Zak, a ja puściłam mu ostrzegawcze spojrzenie – I kto by powiedział, że dziewczyna chodząca w krótkich spodenkach w temperaturze zerowej upadnie przed mroźnym smoothie.
-Bardzo śmieszne – powiedziałam zirytowana – Aż się dziwię, że jeszcze nie zostałeś klaunem.
-Ta posada była już zajęta – puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami – To, gdzie chcesz iść dalej? –zapytał, tym samym zmieniając temat.
-Może na południe – zaproponowałam, bawiąc się przy okazji słomką w kubku – Zaczynam się przyzwyczajać do ciepłych klimatów.
-Królowa Śniegu zmienia zdanie?

O nie! Tego już było za wiele. Chłopak musiał dostać karę i ja mam zamiar mu ją wymierzyć. Skupiłam się na jedynej nodze od stołka, na której siedział. A gdyby tak się złamała? Jedna moja myśl starczyła, by czarna iskra przejechała po metalu, który w momencie przechylił się do tyłu, a Zak razem z nim. Nastolatek upadł na ziemię, zwracając przy okazji uwagę wszystkich przechodniów. Musiałam zasłonić sobie usta, by nie śmiać się na głos. Chłopak pierw wyglądał na zdziwionego, ale już po chwili zaczął śmiać się razem ze mną. Podniósł się z ziemi i wziął inny stołek.

-Te stołki są wykonane z jakiegoś słabego metalu, nie sądzisz? – pokiwałam przecząco głową.
-To twój ciężar je przeważa – puściłam mu oczko, a on przygryzł wargę, by się nie roześmiać.
-Jak ty to robisz?
-Wymyślam tak cięte riposty? Lata praktyki.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi – spuściłam głowę.
-No wiem – chłopak chyba czekał na odpowiedź – To nie takie proste. Potrafiłam poruszać obiektami od kąt pamiętam. Pierw małymi, potem coraz większymi. Jak miałam dwanaście lat udało mi się podnieść cały budynek, ale potem leżałam miesiąc w śpiączce. Moje moce, czy zdolności, sama nie wiem, jak je nazwać, zabierają mi zbyt dużo siły. Dlatego nie mogę ich zbyt często używać.
-Czyli telekineza. Po tym, jak mnie uratowałaś przed Abbey zgaduję, że potrafisz tworzyć jeszcze pola siłowe.
-W pewnym sensie – znów zaczęłam bawić się słomką – To bardziej jak manipulacją energią. Jestem w stanie skupić ją w miejscu docelowym tak, by stworzyła pola siłowe. Kilka razy rozwaliłam sieć elektryczną. Przez przypadek! – obroniłam się.
-A ten stołek? – dopytał, a ja udałam głupa – Wiem przecież, że to twoja sprawka – zaśmiałam się cicho.
-To też była telekineza i to zaawansowana, choć wcale na taką nie wyglądała. Poruszyć czymś jest łatwo, ale złamać, to już cięższy orzech do zgryzienia – wzięłam kolejny łyk napoju, tym razem już przygotowana na nadciągającą falę mrozu.
 -Tak cię pochłania bycie sobą, że nie masz nawet pojęcia, jaka jesteś nadzwyczajna – odezwał się nagle, a mnie zamurowało.
-To brzmi jak jakiś cytat – udałam, że w ogóle nie przejęłam się tym, co powiedział.
-Bo jest - zaśmiał się, a mi zrobiło się trochę głupio – John Green.
-Nie znam – wzruszyłam ramionami – Ale cytaty fajny.

Nie odwracając ode mnie wzroku Zak wziął łyk swojego smoothie. Miałam wrażenie, że się rumienię. Jego niektóre części duszy wciąż były dla mnie niewyjaśnione. Po naszym pierwszym pocałunku, choć był po pijaku, to nadal pocałunek, Zak udawał, że nic się nie stało. Wiem, że mu się podobało, widziałam to. Matko, jaką samochwałą ja się robię. Wracając, nie chciałam wtedy o tym rozmawiać, bo oboje mieliśmy kaca. Jeśli ten pocałunek rzeczywiście nic dla niego nie znaczył, to czemu teram mi to robi? Czemu mówi mi takie rzeczy, które sprawiają, że czuję się, jakbym była dla niego najważniejszą osobą? Nie chcę, żeby mój najlepszy i jedyny przyjaciel złamał mi serce.

-Musisz się wreszcie zdecydować, czy chcesz żebym trzymała się od ciebie daleka, czy raczej żebyśmy spróbowali. Wiesz, co mam na myśli. Przemyśl to sobie – wstałam od stolika, zostawiając na nim napój i zaczęłam kierować się w stronę motelu. Wtem Zak złapał mnie za rękę przyciągnął do siebie.
-Myślę, że już podjąłem decyzję.

To była jedna sekunda. Jego usta gwałtownie zbliżyły się do moich, a zaraz potem stworzyły jedność. On trzymał mnie w objęciach, ja miałam ręce zawieszone na jego szyi. Nasze usta pieściły się wzajemnie, jakby prowadziły jakiś zażarty taniec. To…to było prawdziwe. Nie zrobiliśmy tego pod wpływem alkoholu. To była nasza świadoma decyzja, z której tak szczerze jestem bardzo zadowolona.
Nasza jedna sekunda zamieniła się w wieczność. W pewnym momencie jednak coś nam przerwało. Poczułam, jak coś wyrywa Zaka z moich objęć. Momentalnie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jakiś dziwny stwór leci z nim  w głąb miasta. Miał czerwone skrzydła, jego jedna ręka była jednocześnie głową jakiegoś smoka chyba. Zamiast nóg miał czerwone kopyta oraz ogon w tym samym kolorze i jasne rogi. Reszta jego ciała była pokryta białym futrem, a w pasie miał przyczepione jakieś dziwne urządzenie.
Byłam pewna, że Zak jest nieprzytomny. Musiałam więc działać. Siłą woli uniosłam jeden ze stojących na parkingu samochodów i rzuciłam nim w stwora. On jednak obił pojazd swoim ogonem i tym sposobem auto leciało prosto na mnie. W ostatniej chwili utworzyłam wokół siebie pole i zdołałam uniknąć „pocisku”. Stwór oddalał się, ale nie mogłam się poddać. Skupiłam w sobie moją całą siłę i energię i starałam się jakoś przyciągnąć stworzenie do ziemi. Opierał się, ale w części udało mi się go spowolnić i zaczął powoli spadać w dół. Problem pojawił się, kiedy stałam się strasznie słaba. Poczułam krew wypływająca z mojego nosa. Upadłam na kolana, ale nadal przestawałam go ciągnąć. W końcu nie wytrzymałam. Puściłam go, ze zmęczenia upadłam na ziemię i straciłam przytomność.

Narracja trzecio osobowa
Para naukowców w pomarańczowych strojach sprawdzała ostatnie doniesienie o tajemniczej walce. Mieli nadzieję, że w ten sposób zdołają znaleźć swojego syna. Bardzo się o niego martwili, ale nie rozumieli, czemu uciekł. Zagadką było też, jak duch Kura powrócił do ciała chłopca. Nie mieli jednak zamiaru teraz się nad tym zastanawiać. Ich priorytetem, było odnalezienie Zaka.
Znaleźli się w mieszkaniu, gdzie podobno odbyła się strzelanina, a jakaś kobieta została wyrzucona przez okno. Rzeczywiście, okna były wybite, ale to niczemu nie dowodziło. Dziura w podłodze łazienki także. Naukowcy przeszli przez ową dziurę i znaleźli się w mieszkaniu niżej. Białowłosa kobieta skupiła uwagę na śladach pocisków, znajdujących się na ścianie w salonie. Miała przeczucie, że jej syn tu był. Nie! Była tego pewna.

-Drew – zwrócił się do niej mąż i podał lekko zniszczoną fotografię – Spójrz na to.

Kobieta obejrzała zdjęcie. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na fotografii był jej syn, jej Zak. Ale nie był sam. Razem z nim była dziewczyna o fioletowych oczach. Oboje byli uśmiechnięci, nieznajoma nastolatka opierała głowę na jego ramieniu. Białowłosa spojrzała na swojego męża.

-Był tutaj – rzekła – Ale co się mogło stać?
-Sam nie wiem. Ale widziałaś te wszystkie zdjęcia i informacje o Kurze. To nie może dobrze wróżyć. Ktoś analizował legendy, mity, a nawet badania naukowe, jakie mogłyby go doprowadzić do Kura.
-Jeżeli skrzywdził naszego syna, to gorzko tego pożałuje – kobieta zacisnęła pięść – Musimy go znaleźć Doc.
-Znajdziemy. Posłuchaj, pozbieram jeszcze materiały, jakie może się nam przydadzą w poszukiwaniach. Wróć na statek i sprawdź, czy nie pojawiły się jakieś nowe informacje o…
-Wiem, Doc. Wiem.

Niebieskooka opuściła pomieszczenie i weszła na dach budynku. Nad nim stał wielki, pomarańczowy sterowiec, do którego właśnie się kierowała. Weszła po drabince na pokład, a potem na mostek. W samą porę, bo ktoś właśnie do nich dzwonił. Kobieta odebrała połączenie, a na ekranie przed nią pojawił się nastolatek. Miał zielone oczy i brązowe, nieco roztrzepane włosy.

-Witam Proszę Pani.
-Ben, to nie jest doby moment na rozmowę – nie miała ochoty na żarty z tym chłopcem.
-Tutaj się muszę zgodzić – zdziwiła się – Było włamanie, do więzienia hydraulików. Jakaś kobieta powaliła strażników i dostała się do celi Argosta.
-Co?
-Udało się jej go obudzić i oboje zniknęli – Drew była przerażona. Wiedziała, że Argost pragnie zemsty na Zaku i nic go nie zatrzyma na drodze do celu.
-Dziękuję za tę informację, Ben. Ale teraz muszę kończyć.


Białowłosa rozłączyła się i jak najszybciej zawiadomiła męża o obecnej sytuacji. Musieli znaleźć Zaka jak najprędzej, inaczej grozi mu jeszcze większe niebezpieczeństwo niż przedtem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz