sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt!

Cześć wszystkim :-) Wiem, wiem, powinnam dodać ten post rano, a wręcz wczoraj wieczorem, ale ostatnimi czasy z niczym się nie wyrabiam :-( Mimo wszystko chciałam życzyć Wam wszystkim spokojnych, ale i wesołych świąt oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej :-) Niech w przyszłym roku czekają Was same sukcesy, niech nauczyciele w szkołach nie będą dla Was tacy ostrzy, ale przede wszystkim, niech przyszły rok będzie właśnie tym rokiem, w którym spełnią się Wasze najskrytsze marzenia :-) Tego życzę Wam, jak i sobie samej :-) Nie zapominajmy, że jesteśmy wyjątkowi, jedyni w swoim rodzaju i przeznaczeni do wielkich czynów :-) I dla koleżanek - pisarek, żeby wena nigdy Was nie opuściła ;-)
Jeszcze raz Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku ;-)
Pozdrawiam :D
***Niki***

niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział XIII - Nikt nie oszuka programu


-Jesteś pewien, że nic jej nie jest? – już chyba po raz setny pytałem Doyla.



Razem z tatą, Fiskertonem, Komodo i Zon lecieliśmy do Rio, gdzie miało się odbyć spotkanie Doktor Marous i Lincolna Pierce’a. Raven i Doyle chcieli zatrzymać wredną Panią Doktor, ale nie zdołali. Jak zrozumiałem, miała specjalny zegarek, który potrafił generować dźwięki takie, jak flet Gilgamesza, tym samym raniąc Rae. Teraz dziewczyna jest w śpiączce, bo użyła zbyt wiele mocy by zatrzymać pędzącą na nią i Doyla wodę. Już kiedyś opowiadała mi o sytuacji, kiedy to siłą woli podniosła cały budynek, a potem leżała w śpiączce cały miesiąc i obawiałem się, że teraz będzie tak samo. Jednak tym razem będzie mieć lepszą opiekę. Mama została w domu, gdzie teraz leci Doyle, razem z Raven. Tam Drew dokładnie ją zbada i upewni się, że jest cała i zdrowa. Mimo to, czuję się winny, że nie będę na nią czekał… Ale w głębi serca wiem, że Raven nie darowałaby mi, gdybym zaprzepaścił szansę złapania dwóch przywódców Trójcy.



-Jestem całkowicie pewien – odparł Doyle, wyraźnie zdenerwowany ponowieniem pytania – Puls w normie, temperatura w normie, po prosu śpi. Co więcej mam ci powiedzieć?

-Nic – pokręciłem przecząco głową – Po prostu jej pilnuj.

-Ma się rozumieć.


niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział XII - Mroczny sen


Muszę przyznać, że zaczynam dostrzegać coraz więcej plusów związanych ze  współpracą z Doylem. Wygody, jakie mi zapewnia to jedna sprawa, ale jego znajomości ze świata przestępczego to coś o wiele lepszego. Zak dał nam cynk, że niejaka Pani Doktor Amanda Steward może mieć coś wspólnego z Trójcą, albo jeszcze lepiej, może być jedną z przywódców. Doktor zaginęła ponad dziesięć lat temu, ale możliwe, że ktoś co nieco o niej wie. Doyle podobno ma znajomego, trzymali się razem w jednym z sierocińców, który teraz zajmuje się głównie szpiegostwem. Owy szpieg dostał zlecenie na Panią Doktor cztery lata temu, od jakiegoś Beemana. Udało mu się ustalić, że kobieta wciąż żyje, pomimo wielu błędnych przypuszczeń i mieszka we Francji. Dostała nowe nazwisko, Stephenie Marous, ale prawnie, podkreślam prawnie nigdzie nie pracuje. To nie pasuje do jej wielkiej posiadłości, zapewne wartej miliony funtów. W dodatku Pani Doktor często podróżuje, oczywiście osobistym, odrzutowcem.



-Czegoś się jeszcze dowiedziałeś? – dopytałam, kiedy Doyle wszystko mi opowiedział. Już siedzieliśmy w samolocie, który kierował się do Paryża.

-Mój przyjaciel zdołał przejrzeć pocztę Doktor Marous – mówił dalej, przy okazji zajadając się chińskim jedzeniem – Bardzo często korespondowała z niejakim Lincolnem Piercem.

-Powinno mi to coś mówić? – pokręcił przecząco głową.

-Raczej nie. Ale ja prześwietliłem gościa. 34 lata, jedynak, syn generała Pierce’a. Obecnie mieszka w Brazylii. Jako że wywodzi się z zamożnej rodziny, nie pracuje. Za to jest jednym z najhojniejszych dawców dla UNICEF i takich tam.

-Dobroczyńca powiadasz? To mogłaby być dobra przykrywka. Ktoś, kto oddaje pieniądze innym zwykle może otrzymywać tajne, przydatne informacje.

-Dobrze kombinujesz, mała. Jak już skończymy z Panią Doktor, złożymy wizytę Panu Pierce – Doyle włożył do ust kolejną sajgonkę, a sos spłynął mu po brodze. Zrobiło mi się trochę niedobrze.

-Jak cię w ogóle z tym wpuścili? – zmieniłam temat – Przekupiłeś ich, czy co?

-Nie. Przypominam ci, że lecimy w pierwszej klasie. Tutaj to my wydajemy rozkazy. Czyli mogę jeść co mi się podoba – pokręciłam z niedowierzaniem głową.

-W takim razie zajadaj się swoją chińszczyzną. Ja się prześpię.


niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział XI - Ostatnia szansa


Ciągły dźwięk chrupania chipsów i przełączania programów w telewizorze, który towarzyszył mi od dłuższej chwili zaczynał działać mi na nerwy. Rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie Doyl’owi, który wylegiwał się na łóżku. Nawet na mnie nie spojrzał, więc przeszłam do bardziej „drastycznych” metod. Siłą woli zepchnęłam go z łoża, a on z hukiem upadł na ziemię.



-Za co?! – wrzasnął, podnosząc się z podłogi i masując zadek.

-Za irytujące zachowanie. Grzebiesz w tym telewizorze od godziny!

-Nie moja wina, że nic w nim nie ma – skrzyżował ręce w obrazie, a ja tylko przewróciłam oczami.



Doyle znów usiadł na łóżku, ale tym razem nawet nie dotknął pilota. Uśmiechnęłam się zwycięsko, po czym ukradłam mu paczkę przekąski. Spojrzał na mnie pierw ze zdziwieniem, a zaraz potem wrogością. Zaśmiałam się cicho, wzięłam jednego chipsa, a następnie oddałam mu resztę.



-Nie zabrałabym przecież dziecku przekąski – wyraźnie podkreśliłam słowo „dziecko”, na co mężczyzna momentalnie zareagował.

-Kogo tu nazywasz dzieckiem?! Ile ty masz w ogóle lat?!

-Szesnaście, ale to ja tutaj robię za dorosłego, jakbyś nie zauważył.