sobota, 11 listopada 2017

Rozdział XXII - Cholerna Trójca

Siedziałam w budynku Trójcy Razem z Ojcem. Starałam się nie spuszczać z niego wzroku, ale byłam tak skupiona na tym, co działo się na zewnątrz, że czasami zaczynałam bujać w obłokach i nim się zorientowałam, mój wzrok skierowany był w zupełnie inną stronę, niż powinien. Starszy mężczyzna siedział na metalowym fotelu chirurgicznym i bacznie mi się przyglądał. Początkowo byłam pewna, że rzeczywiście będzie próbował uciec. Ale szybko zdałam sobie sprawę, że po pierwsze, nie poradziłby sobie w tą burzę piaskową, a po drugie, nie miałby gdzie uciec. Jerozolima jest zrujnowana, nie miałby się gdzie schronić. Jego jedynym wyjściem jest wezwanie pomocy, albo zabicie mnie, ale skoro Anna go zdradziła i pewnie lada moment umrze to tylko ja jestem w stanie zniszczyć Kura. Dlatego nadal jestem im potrzebna.

Myśląc o tym w ten sposób, czuję się niepotrzebna. W końcu nigdy bym się nie urodziła, gdyby Trójca nie zdecydowała, że potrzebna jest im broń do zniszczenia tej wszechpotężnej kryptydy. A teraz ja nie mam zamiaru spełnić ich żądań. Tak więc, po co jestem tu potrzebna? Czy zrobiłam cokolwiek dla dobra ludzkości? Jaki jest mój cel w życiu, skoro nie zabicie Kura? Wiem, to głupie zadręczać się tymi pytaniami w takiej chwili, ale po prostu staram się zając mój umysł czymś innym, niż unoszącym się w powietrzu piaskiem.

Moje myśli na chwilę powędrowały w nieco innym kierunku. Zastanawiałam się, co teraz dzieje się z Anną. Pewne jest to, że żyje, bo w końcu na zewnątrz wciąż panuje piaskowy huragan. Ale co, jeśli ona teraz walczy z Zakiem? Co, jeśli go w tej chwili zabija… Nie! Nie mogę teraz tak myśleć! Nie wierzę, że byłaby w stanie zrobić to teraz, kiedy raz na zawsze uwolniła się od Trójcy. I ufam, że tego nie zrobi…

Przeniosłam z powrotem wzrok na Ojca. Mężczyzna ciągle przypatrywał mi się, jakby starał się zajrzeć do mojej głowy i przeczytać wszystkie moje myśli. Powoli denerwował mnie ten jego przenikliwy wzrok, a głucha cisza panująca w pomieszczeniu wcale nie pomagała.

-Mógłbyś przestać się tak na mnie gapić – warknęłam w końcu – To się robi strasznie irytujące.
-Wybacz, ale staram się zrozumieć, co tutaj robisz. Dlaczego nie jesteś razem z Kurem? – na słowo „Kur”  zacisnęłam ze złości pięści.
-Primo, on nazywa się Zak – zbliżyłam się do starca o kilka kroków – Sekundo, jestem tu, żebyś przypadkiem nie wezwał posiłków – teraz dzieliło nas tylko kilkanaście centymetrów – A tercjo, bo nie mam zamiaru przyczynić się do śmierci siostry!
-Ona nie jest twoją prawdziwą siostrą, jesteś tego świadoma?
-Nie, wiesz co, dopiero mi to uświadomiłeś – odparłam sarkastycznie, a Ojciec zaśmiał się pod nosem.
-Nie rozumiem, dlaczego nadal ci na niej zależy? Nie łączą was żadne więzy krwi, niejednokrotnie cię zdradziła i raniła, próbowała zabić ciebie i twojego „Zaka”, ale mimo to, ty nadal kochasz ją jak siostrę.
-To jest chyba właśnie ta bezwarunkowa miłość, o której tak dużo razy słyszałam w filmach – wyjaśniłam, krzyżując ręce na piersi – Wiem z doświadczenia, że błędy trzeba wybaczać. Zwłaszcza, jeżeli popełniły je bliskie dla nas osoby. I jeżeli zostały do tego zmuszone, przez kogoś innego…
-Do niczego jej nie zmuszaliśmy.
-Nie pierdol! – wrzasnęłam na niego, wkurzona tą całą gadaniną. Zmieniłam zdanie, jednak cisza była lepsza – Wy tylko wpajaliście jej, że musi wykonywać wasze rozkazy, że ona jest tą gorszą i że się na niej zawiedliście! I przez te wszystkie lata, wierzyła wam.
-Szkoda tylko, że nie zdołaliśmy dokończyć twojego programu, zanim Tom uciekł i z tobą i z Anną.
-Czekaj, co? Jaki znowu program? – mężczyzna zachowywał poważny wyraz twarzy – Gadaj!
-A niby czemu miałbym to zrobić? – zapytał tak w taki spokojny sposób, że jeszcze bardziej mnie zdenerwował. Siłą woli uniosłam go w górę i pchnęłam na ścianę.
-Odpowiesz na moje pytania jeżeli chcesz dożyć dzisiejszego świtu!
-No proszę, już zaczynasz rzucać groźbami, a nawet nie starałem się jeszcze cię zdenerwować.

Przygryzłam z nerwów wargę i rzuciłam go na rząd komputerów po drugiej stronie. Odbił się od nich i upadł na ziemię. Podeszłam do niego, a następnie własnoręcznie złapałam go za szyję i uniosłam do góry. Pchnęłam starca na fotel i zbliżyłam się do niego.

-Zacznij gadać do jasnej cholery! Albo przysięgam, że wyrwę ci serce!
-No już spokojnie, spokojnie – mówił do mnie, jakby był moim ojcem – Nie tak nerwowo, moja droga. Złość piękności szkodzi – uśmiechnął się do mnie wrednie, ale nie zwróciłam na to uwagi, a jedynie przewróciłam oczami.
-Przestań ględzić i przejdź do rzeczy. Czym jest program?
-Program, to program, inaczej wasze wytyczne, twoje i Anny. Obiektowi 1 zainstalowaliśmy go przed jej pierwszymi urodzinami, kiedy już wiedzieliśmy, że nie zdobyła ani umiejętności telekinezy, ani telepatii.
-W jaki sposób?
-Kilka dobrze dobranych słów, szeptanych jej dzień w dzień do ucha, hipnoza i inne, zapewne niezrozumiałe dla ciebie rzeczy. Program został zainstalowany, ale uruchomiliśmy go dopiero po ponad dziesięciu latach, kiedy znaleźliśmy was obie. Dlatego Anna tak łatwo do nas dołączyła i dlatego za wszelką cenę chciała, abyś i ty to zrobiła.

Słysząc to, miałam ochotę krzyczeć. Osoba, która tak naprawdę mnie wychowała, która czytała mi bajki na dobranoc, bawiła się ze mną i pocieszała, kiedy było mi źle, to tak naprawdę zupełnie inna osoba, która mnie zdradziła. A ja byłam na nią tak strasznie zła… Myślałam o niej tak okropne rzeczy… Nie zasłużyła sobie na to. Powinna mieć normalne życie, bez tego zjebanego programu i bez cholernej Trójcy!

-Kiedy ujawniły się twoje zdolności, postanowiliśmy nie czekać ani chwili i od razu zainstalować ci twój osobisty program – kontynuował – Ale niestety, nie udało nam się go dokończyć, bo przeszkodził nam twój wybawca, ojciec Anny. Strasznie nam utrudnił sprawy. Właśnie dlatego tak bardzo wzbraniasz się przed zabiciem chłopaka. Bo nie widzisz w nim złej, sumeryjskiej Kryptydy tylko kogoś, za kogo mogłabyś oddać życie. Ale musisz przyznać, że do pewnego stopnia się go obawiasz, czyż nie? – zmarszczyłam czoło.
-Co masz przez to na myśli?
-Jak już mówiłem, nie udało się nam dokończyć wgrywania programu, ale jakąś część nadal masz zakodowaną w głowie – mówiąc to, popukał się w czoło – Masz świadomość, że Kur jest zły i że trzeba go powstrzymać, ale nie za wszelką cenę. Obawiasz się go, ale tylko podświadomie. Powiedz, nie śnią ci się dziwne sny z Zakiem w roli głównej? – zapytał z chytrym uśmiechem na ustach. Niepewnie pokiwałam głową – Widzisz? W głębi duszy wiesz, co powinnaś zrobić, ale zbyt zależy ci na młodym Sobocie, żeby się do tego posunąć. Gdybyśmy zdołali dokończyć program, chłopak już dawno by nie żył. Ale nie obawiaj się. Kiedy Kur wykona swój ruch, instynktownie ruszysz do ataku.
-A niby skąd pewności, że wykona owy ruch? – Ojciec zaśmiał się pod nosem – Nie mam nastroju do żartów.
-Czyż to nie jest oczywiste? – mężczyzna w momencie spoważniał – Chłopak nawet nie jest świadomy, ale już od jakiegoś czasu nie panuje nad Kurem. Zakładam, że to Argost powiedział wam o naszym miejscu pobytu, czyli zapewne wiecie, że on i Anna byli w ciągłym kontakcie – skinęłam twierdząco głową – Argost powiedział, że Kur niejednokrotnie kontaktował się z nim, kiedy chłopak spał i dawał mu całkowicie wolną rękę. Armia kryptyd jest już zbierana przez Nagi, jego wiernych sług i za niedługo uderzą. Tylko nie wiemy gdzie i jak…
-I niby dlaczego mam ci wierzyć? Zak zachowuje się normalnie. Wątpię, by to Kur miał kontrolę.
-Nie musisz mi wierzyć. Ja po prostu chciałem, żebyś wiedziała, że ta chwila prędzej czy później nastąpi. Powinnaś się do tego przygotować, ale skoro mi nie wierzysz, to trudno… Najwyżej przegrasz, a razem z tobą cała ludzkość…

Nie wiedziałam, czy Ojciec kłamał, czy po prostu mój, mózg to sobie wmówił. Prawda jest taka, że nie widziałam się z Zakiem dość długo i nie wiedział, co robił i jaki był przez ten czas, a jego rodziców raczej nie mam jak zapytać. Mimo to nie ufam Ojcu, nie zasłużył sobie na to i nigdy nie zasłuży. Ale po co miałby mnie teraz kłamać? Bądź co bądź, jemu zależy na bezpieczeństwu świata, chce chronić go za wszelką cenę. Co, jeśli on mówi prawdę i Zak już nie ma kontroli? Co, jeśli Kur uderzy lada dzień, a ja nie zdołam go powstrzymać, nie zabijając przy tym Zaka?

Skupiając się na moich przemyśleniach nie zauważyłam, że nie słychać już świstu wiatru ani nie widać latającego piasku. Niepewnie wyjrzałam na zewnątrz i zorientowałam się, że Jerozolima wygląda tak, jakby nic nigdy tu się nie stało. Ale co się stało w takim razie? Przecież, nawet śmierć Anny nie spowodowałaby, że wszystko wróciłoby do poprzedniego stanu rzeczy.

Powinnam wyjść na zewnątrz i poszukać Zaka, ale nie mogłam przecież tak po prostu zostawić Ojca. Spojrzałam się w jego stronę i zauważyłam, że fotel, na którym siedzi ma metalowe zapięcia na ręce. Siłą woli zamknęłam je, tym samym uniemożliwiając mężczyźnie ucieczkę.

-Zostań tu – nakazałam, choć i tak nie miałby teraz jak stąd wyjść – Idę poszukać Zaka. Zaraz wrócę.

Wyszłam na zewnątrz i wybiegłam na główną ulicę. Choć nadal było ciemno, to widoczności  tak była dużo lepsza, niż przedtem. Mimo to nigdzie nie mogłam dostrzec Zaka. Martwiłam się o niego, kurwa, byłam przerażona. Co, jeśli on nie zabił Anny? Co, jeśli ona najpierw zabiła jego, a potem sama umarła? Nie, to nie miałoby sensu. W końcu, z własnej woli nie naprawiła by tych wszystkich zniszczeń.

Wbiegłam w jedną z uliczek, potem w następną, ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Może gdybym pamiętała, gdzie dokładnie znajdowało się pole, przez które przepuszczałam Zaka, byłoby mi teraz łatwiej.
Zrezygnowana wróciłam na drogę główną i wtedy go zauważyłam. Szedł powoli, środkiem drogi, a na rękach trzymał martwe ciało Anny. Jej oczy były zamknięte, jedna ręka opierała się na brzuchu, a druga bezwładnie zwisała w dół. Miała tak spokojną twarz i przez moment myślałam, że ona po prostu śpi. Ale wiedziałam, że to nie prawda. Po prostu mój mózg nie mógł sobie tego przyswoić i za wszelką cenę starał się znaleźć jakieś inne uzasadnienie tego, co widzi. Mówił mi „Ona nie umarła, po prostu była zmęczona i śpi”.
Ale ja wiedziałam, że okłamuję samą siebie.

Zak stanął przede mną i powoli podniósł głowę, spoglądając mi w oczy. Na jego twarzy widziałam zaschnięte już ślady łez. Delikatnie pogłaskałam go po policzku, chcąc się po prostu upewnić, że nic mu nie jest. Potem to samo zrobiłam z Anną, ale gdy tylko poczułam bijący od niej chłód, w momencie zabrałam ręce.

Poczułam, jak z moich oczu wypływają łzy, a całe ciało zaczyna się trząść. Wydałam z siebie cichy jęk, po czym zasłoniłam sobie usta ręką, by jakoś się uspokoić. Upadłam na ziemię, chciałam stąd uciec, jak najdalej się da. Uciec od bólu od starty i śmierci. Uciec od cholernej Trójcy…

Zak ukląkł obok mnie i położył mi dłoń na ramieniu.

-Chciała, żebym ci coś przekazał – powiedział ledwie dosłyszalnym głosem – Chciała, żebyś wiedziała, że cię przeprasza. Nie chciała, żeby tak to się skończyło.

Wzięłam głęboki wdech, starając się nie mieć kolejnego ataku płaczu i delikatnie oparłam głowę na ramieniu chłopaka. Byłam pewna, że jest zmęczony, ale tak bardzo potrzebowałam teraz jego oparcia, że nie mogłam się powstrzymać. On pogłaskał mnie po głowie, a potem pocałował.

-Kochała cię – stwierdził – Wiesz o tym, prawda?
-Wiem. I mam nadzieję, że ona też o tym wiedziała… Tak bym chciała jej powiedzieć, że nie jest niczemu winna. Że wszystko, co zrobiła nie było jej winą  – mówiłam drżącym głosem – I że ta strasznie ją przepraszam, bo w nią zwątpiłam. I jest mi tak przykro, że nie było mnie, kiedy najbardziej potrzebowała mojego wsparcia. I że teraz tak strasznie mi jej brakuje… Tak strasznie chciałabym jej to móc powiedzieć…
-Ona o tym wiedziała – zapewniał – Wiedziała…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz