czwartek, 21 września 2017

Rozdział XXI - Dla dobra świata

Jeszcze nigdy nie byłam w Jerozolimie, ani w ogóle w tej części świata, ale jestem pewna, ze tak wielkie burze piaskowe normalne nie są. A przed nami utworzyło się właśnie coś w rodzaju ogromnego tornado z piasku, które niszczy wszystko na swojej drodze. Było już ciemno, a piach wokół nas strasznie utrudniał nam widoczność, dlatego też wylądowaliśmy poza granicami miasta, gdzie tornado jeszcze nie doszło. Zak skoczył na chwilę do takiej ala zbrojowni, składziku na broń i wyciągnął z niego dwie pary gogli, w tym jedne podał mi.


-Załóż – nakazał – Powinny pomóc ci w widoczności.
-Dzięki – założyłam gogle, po czym oboje opuściliśmy sterowiec.
Tornado było już bardzo blisko, ale ono się tak po prostu nie przemieszczało. Ono się po prostu zwiększało – Musimy się pospieszyć. Jeśli tak dalej pójdzie to za niedługo po Jerozolimie zostanie tylko kupa piachu.
-A więc chodźmy.

Szybkim krokiem, starając się ominąć tornado, ruszyliśmy w stronę miasta. Piach dostał mi się do butów, przez co strasznie swędziały mnie stopy, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. W dodatku szybkie poruszanie się sprawiło, że rana zaczynała mnie boleć. Robiłam wszystko, by tego nie pokazywać, ale nawet nie wiem, czy mi się to udawało.

Kiedy w końcu udało się nam dotrzeć do miasta, gogle zostały naszym rachunkiem, bo widoczność była prawie zerowa. Nie byłam w stanie dostrzec gdzie znajduje się epicentrum, czyli w tym przypadku Anna, już nie mówiąc o tym, jak się tam niby mamy dostać.

-Pomocy! – nagle usłyszeliśmy czyiś krzyk, jeśli można to tak nazwać. Bardziej przypominało mi to jęk – Tutaj!
-Tam jest! – Zak wskazał palcem na gruzowisko przed nami.

Pędem ruszyliśmy przed siebie i po chwili byłam w stanie zobaczyć starszego mężczyznę przysypanego gruzem. Dziwiło mnie, że on jeszcze żyje… Uniosłam gruz siłą woli, a chłopak przeniósł staruszka w bezpieczne miejsce, a mianowicie do budynku obok. W ścianie była dziura, przez którą przeszliśmy, ale to, co zobaczyliśmy w środku, totalnie mnie zadziwiło.

Nowoczesny sprzęt, a na środku fotel chirurgiczny. Trzy martwe osoby ze skręconymi karkami leżały obok nas i wtedy do mnie dotarło. To tutaj Annie podali ulepszone serum. A ten mężczyzna, którego właśnie uratowaliśmy, to Ojciec, przywódca Trójcy.

Nie mówiąc nic Zakowi uniosłam starca siłą woli i pchnęłam go na ścianę.

-Co ty robisz, Raven?! – chłopak starał się mnie powstrzymać, ale odepchnęłam go na bok.
-Rozejrzyj się! – rozkazałam – Ten cały sprzęt, ci martwi ludzie i fotel chirurgiczny! To placówka Trójcy. A ten tu – wskazałam ruchem głowy na mężczyznę – To jest Ojciec.

Nie tak wyobrażałam sobie przywódcę tak potężnej organizacji. Stary, niski, nieco przy kości. Miał całą pomarszczoną twarz, pewnie resztę ciała też, a jego włosy były całkiem siwe. Najgorsze jednak były jego oczy. Tak spokojne… Gdybyśmy nie znaleźli się w tym miejscu, nawet nigdy bym nie podejrzewała, że ten biedny staruszek jest Ojcem. Dopiero teraz przypomniałam sobie, co powiedział Pierce. On żyje już ponad sto lat… Choć i tak wygląda na mniej.

-Dobra, dziadku – opuściłam go, by mógł normalnie odpowiadać na moje pytania – Co zrobiliście Ann?
-To, co ona chciała – odparł zmęczonym głosem – Ulepszyliśmy ją…
-Serum stworzonym z mojej krwi? – upewniłam się, a on pokiwał twierdząco głową – Świetnie… I co, sprzeciwiła ci się? Chyba się tego nie spodziewałeś, co? – zakpiłam sobie z niego, ale Zak posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
-Owszem… Ale, możemy to wszystko jeszcze powstrzymać.
-A myślisz, że dlaczego tu jesteśmy? – głos przejął Zak – Powiedz nam tylko jak mamy to zrobić.
-Jeśli pozwolicie dojść mi do komputera, pokarzę wam – wymieniliśmy z chłopakiem spojrzenia, ale ostatecznie pozwoliliśmy mu na to.

Powolnym krokiem starzec doszedł do urządzenia, wpisał hasło i zaczął sprawdzać jakieś skanery, czy coś w tym stylu. Nie znam się za bardzo na takich rzeczach.

-Z tego, co widzę, Anna utworzyła wokół siebie barierę, którą nie będzie łatwo przekroczyć. Chroni ją, jak ciebie twoje pole siłowe – zwrócił się do mnie – Ale to nie jest najważniejsze. Ważniejszy jest ten piaskowy huragan. On jest gorszy niż zwykłe tornado, bo początkowo tylko burzy i budynki, jakie stoją mu na drodze. Potem jednak, kiedy moc Ann dostatecznie wzrośnie, zacznie je doszczętnie niszczyć. I to już nie będą tylko budynki, ale też i ludzie. Anna pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale nie ma pełnej kontroli nad mocą. Tornado już powoli wychodzi poza granice Jerozolimy i jeśli będzie się dalej rozprzestrzeniać z taką szybkością, dotrze też do innych miast.
-Dobrze, ale nadal nie wiemy jak ją powstrzymać – przeszłam do sedna – Bo wiesz, jak ją powstrzymać, tak?
-Sądzisz, że stworzyliśmy coś tak potężnego i nie upewniliśmy się, że w razie kłopotów będziemy w stanie to zniszczyć – spytał sarkastycznie, ale od razu kontynuował – Ona nadal jest człowiekiem. Doktor Marous stworzyła serum, które wyłączy jej fale mózgowe, tym samym wyłączając jej moce, a następnie zabije.
-To nie wchodzi w grę - sprzeciwiłam się – Nie możemy jej zabić.
-Ona i tak zginie – zatkało mnie.
-Co masz przez to na myśli? – zapytałam ostro.
-Spójrz tutaj – pokazał, na widoczne na ekranie komputera wskaźniki życia – Jej serce bije tak szybko, że jeszcze trochę i rozerwie się na strzępy. Nawet jeśli teraz przestanie używać mocy, to i tak zginie. Jednak za nim do tego dojdzie, ona może zniszczyć całą okolice, zabić niewinnych ludzi. Dlatego trzeba ją zatrzymać już teraz.
-Ciekaw jestem od kiedy to zacząłeś się przejmować niewinnymi ludźmi – dogryzł mu Zak.
-Ludzie zawsze byli dla mnie priorytetem. Chciałem ich chronić przed tobą! – rzucił oskarżycielsko. Chciałam go walnąć, ale chłopak mi nie pozwolił.
-Dobra, czyli podamy jej serum i w ten sposób zatrzymamy – podsumował nastolatek – A jak przejść przez barierę?
-I właśnie tutaj pojawia się problem. Ona cię nie przepuści, chyba, że będzie chciała. Być może obiekt 2.0 zdoła stworzyć dla was przejście – teraz to już nie wytrzymałam i przyłożyłam mu z pięści w twarz.
-Nazwij mnie tak jeszcze raz, a rozerwę cię na strzępy – starzec rozmasował policzek – To gdzie to serum? - ruchem głowy pokazał na coś przypominającego lodówkę, stojąco w rogu pomieszczenia. Zak sięgnął do środka i już po chwili trzymał w ręce fiolkę z czarnym płynem.
-Tutaj leży podajnik – pokazał palcem leżące na metalowym blacie urządzenie, które kształtem przypominało pistolet. Zak wsadził fiolkę do środka – Ale ostrzegam, musisz jej to wstrzyknąć, a więc musisz podejść dostatecznie blisko.
-Rozumiem.

Chłopak zaczął się przygotowywać, ale ja nie mogłam znieść myśli, że zabijemy Annę. Był czas, kiedy życzyłam jej śmierci, kiedy ja sama chciałam ją zabić. Ale po tym, co zobaczyłam w jej głowie, jej wspomnienia… To, co zrobiła jej Trójca! Ona nie zasługuje na śmierć! Cierpiała przez całe życie, a teraz ma tak po prostu zginąć?! To nie jest fair! Nie! Nie mogę tego zrobić!

-Raven, chodź – ponaglił mnie chłopak. Zagryzłam wargę i niechętnie ruszyłam za nim.

Przed wyjściem założyłam gogle i bardzo dobrze, bo na zewnątrz już praktycznie nic nie dało się zobaczyć. Szliśmy powoli, często potykając się o jakieś gruzy, ale w końcu dotarliśmy na miejsce. Kopuła, jaka ochraniała Annę była większa niż można by się tego spodziewać. Ciekawe, jak niby mam zrobić w niej dziurę…

Skupiłam się, a następnie skoncentrowałam na polu siłowym. Było silne, czułam bijącą od niego energię. Ale ja miałam coś więcej, niż Anna. Ja miałam lata praktyki. Udało mi się zrobić dziurę, nie dużą, a wystarczającą byśmy przez nią przeszli.

Chciałam ruszyć pierwsza, ale Zak złapał mnie za rękę i zatrzymał.

-Nie możesz tam iść – oznajmił z powagą, a ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
-Co ty w ogóle gadasz? Musimy ją powstrzymać, tylko ja mogę jej dorównać!
-To twoja siostra! – chłopak podszedł do mnie i złapał za ramiona – Idziemy tam, by ją zabić, a ty nie dasz rady tego zrobić, widzę to.
-Nie… Ja muszę tam być!
-Wcale nie musisz – nadal mi się sprzeciwiał – Powinnaś pilnować Ojca. Nie może nam uciec, nie teraz – odwróciłam od niego wzrok, żeby nie płakać - Poradzę sobie, musisz we mnie uwierzyć.
-Wierzę w ciebie! Naprawdę! – zbliżyłam się do niego i spojrzałam mu prosto w oczy – Ja po prostu nie chcę cię stracić.
-I nie stracisz. Obiecuję.

Chłopak złapał mnie za głowę i złożył na ustach długi i czuły pocałunek. Potem zbliżyliśmy do siebie nasze czoła i wzajemnie posłuchaliśmy bicia naszych serc. Ale zanim się obejrzałam, Zaka już nie było, zniknął za kopułą. Ze łzami w oczach zamknęłam dziurę, jaką wcześniej zrobiłam i szybkim krokiem wróciłam do Ojca.


Oczami Zaka

Kiedy znalazłem się pod kopułą, wszystko się zmieniło. Mogłem spokojnie zdjąć gogle, bo piach leżał spokojnie na ziemi, a po tornadzie, które szalało na zewnątrz tutaj nie było nawet śladu. Szedłem spokojnie, wypatrywałem Anny ale kopuła była na tyle duża, że nie mogłem jej zobaczyć. W dodatku, było tu kilkanaście budynków, nawet nietkniętych. Być może schowała się w którymś z nich.

Sprawdzałem budynki po kolei, ale w żadnym z nich nie znalazłem Anny. Nagle usłyszałem dziwne skrzypnięcie, które jak się szybko zorientowałem, wywołała huśtawka. Skierowałem się w kierunku dźwięku i chwilę później moim oczom ukazała się Anna. Huśtała się, nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Wyglądała inaczej, niż podczas naszego ostatniego spotkania. Jej oczy stały się całe czarne, przez co wyglądały jak dwie puste dziury, a w nich śmierć.
Zbliżyłem się do niej i dopiero wtedy zwróciłem uwagę dziewczyny.

-Zak – powitała mnie z poważnym wyrazem twarzy.
-Anno.
-I jak, podoba ci się to, co zrobiłam z miastem?
-Mówiąc, że tak, skłamałbym – rozmawiałem z nią szczerze.
-Tak… Mi też nie do końca się to podoba. Ale widzisz, to właśnie tutaj narodziła się Trójca. Chciałam zniszczyć jej historię, a przy okazji zabić Ojca. Z tego co wiem, nie udało mi się to. Na razie… Ale gdy to się skończy, chętnie pobawię się z nim w kotka i myszkę.
-Coś czuję, że nie spodoba mu się ta zabawa – dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
-Pewnie nie, ale kiedyś lubił takie zabawy. Jak byłam mała i on i Trójca grała ze mną w różnego rodzaju gry, ale one też mi się nie podobały – nagle poczułem, jak w momencie ruszył się wiatr – Wrzucali mnie do ich maszyn i podpinali kable do mózgu. „Anno, czy potrafisz poruszyć tym przedmiotem siłą woli?” – jej wzrok skupił się na stojącym przed nami budynku, który w momencie uniósł się w powietrze, a następnie rozpadł na kawałki – Tak, już potrafię – dziewczyna powoli przestawała się huśtać – Wiesz, oni tak naprawdę się ze mną nie bawili. Trenowali mnie, szkolili na ich broń. „To dla dobra świata”, mówili – teraz już całkiem się zatrzymała i spuściła głowę – Dostali swoją broń… A mi odebrali dzieciństwo.
-Tak, coś o tym wiem… - powiedziałem pod nosem.
-Ty też, co? – spojrzała na mnie, ale ja milczałem – Nie musisz odpowiadać – dodała z lekkim uśmiechem – Przeczytałam twoje myśli. Dlatego wiedziałam, że nie zamierzasz użyć na mnie serum Trójcy.
-Nie. Nie zamierzam – mówiąc to wyrzuciłem podajnik z serum daleko za siebie.
-Będziesz próbował przemówić mi do rozumu, żebym przestała niszczyć i naprawiła to, co zrobiłam… Zanim umrę…
-Tak – powiedziałem prawie szeptem.
-Ja umrę wkrótce…
-Tak… Przykro mi… - nagle zobaczyłem, jak z jej oczu powoli wypływają łzy.
-Mógłbyś ze mną zostać? – mówiła drżącym głosem – Boję się… - nic nie odpowiadając usiadłem na huśtawce obok. Anna wytarła łzy i uśmiechnęła się – Proszę, powiedz Raven, że ją przepraszam… Nie chciałam, żeby tak to się skończyło.
-Przekażę jej, ale ona o tym wie – uśmiechnąłem się do niej pocieszająco, a ona odwzajemniła uśmiech. Już nie bałem się patrzeć w jej oczy bo nie widziałem w nich śmieci. Teraz widziałem w nich brak zrozumienia dla biednej, małej dziewczynki…

Wyciągnąłem rękę w jej stronę, a ona delikatnie ją uścisnęła. Wiedziałem, że czasem taki pojedynczy gest jest w stanie dać człowiekowi nadzieję, nawet w najgorszych chwilach…

Nie wiem ile minęło czasu, ile tak razem siedzieliśmy, patrząc przed siebie. Nie wiem nawet kiedy jej głowa oparła się o łańcuch huśtawki, a ręka bezwładnie wypadła z mojego uścisku. I nie wiem kiedy wziąłem ją na ręce i wyniosłem na zewnątrz, a Jerozolima wyglądała tak, jakby nic nigdy się tu nie stało.

Nie wiem też, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz