sobota, 16 września 2017

Rozdział XX - Prawdziwe przedstawienie


-Jesteś wariatką – stwierdziłem widząc z oddali Dziwny Świat.

Jeszcze kilka godzin temu pomysł Raven wydawał mi się dobry. Polecimy do Argosta i dowiemy się, gdzie jest Anna. W końcu oni współpracowali, a więc musieli się jakoś kontaktować. Argost zadzwoni do niej, grzecznie spyta gdzie mogą się spotkać, tylko na spotkanie nie poleci on, a my. Plan jak marzenie, można rzec.

Jedyny problem jest taki, że to jest Dziwny Świat i to jest V.V. Argost, któremu za nic nie można ufać i nigdy, ale to przenigdy nie powinno się z nim w jakikolwiek sposób umawiać! Wiem to dobrze z własnego doświadczenia. On jest zły, przebiegły i kłamliwy i zrobi wszystko, żeby nas zniszczyć.


Tak, jeszcze jakiś czas temu ten plan wydawał się dobry. Szkoda, że nie umiem cofać się w czasie…

-Mówiłam ci, że tylko on kontaktował się z Ann. Może być naszym jedynym wiarygodnym źródłem informacji.
-Wiarygodnym, to ja bym raczej go nie nazwał – przegadywałem się z nią.
-Wiem… - dziewczyna cicho westchnęła – Ja też nie jestem jakoś bardzo zadowolona z tej sytuacji, ale żyjemy w takich czasach, kiedy trzeba podejmować trudne wybory.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Po prostu… Źle to wszystko widzę…

Wylądowaliśmy i nie czekając ani chwili opuściliśmy sterowiec. Jednak gdy tylko wyszedłem na to zimne powietrze, kazałem Rae wrócić i zabrać ze sobą jakąś kurtkę. Aż nie mogłem uwierzyć, jak ona wytrzymuje w tej krótkiej bluzce… Ja miałem na sobie mój kombinezon, a i tak było mi cholernie zimno. Po długich namowach nastolatka zgodziła się i jakiś czas później wróciła, już w skórze.

Dla bezpieczeństwa wyciągnąłem pazur. Choć to miejsce było doszczętnie zniszczone i opuszczone przez cztery lata, nie powinniśmy napotkać żadnych niespodzianek. Mimo to wolałem uważać, w końcu dobrze wiedziałem, jak niebezpieczne jest to miejsce. Raven natomiast szła spokojnie, jakbyśmy wcale nie byli na terytorium wroga. Maszerowała przed siebie, tylko od czasu do czasu rozglądając się dookoła. Nie zapięła kurtki i chciałem ją za to ochrzanić, ale w porę ugryzłem się w język. Dziwne było, że zgodziła się ją założyć. Gdybym jeszcze kazał jej ją zapiąć to dopiero byłaby kłótnia…

Doszliśmy do wejścia, albo może lepiej powiedzmy do tego, co z niego zostało, czyli jednej wielkiej dziury. Wiedziałem, że Argost będzie siedział pod ziemią. Raven mówiła, że gdy mnie szukali zajrzeli do Dziwnego Świata i cała podziemna część była odnowiona. Pewnie pod nieobecność Argosta Munya zajmował się domem i to on naprawił, co się dało.

Faktycznie, kiedy przeszliśmy pod ziemię zorientowałem się, że wygląda tak, jakby nic tu się nie wydarzyło. Wszystko nowe i czyste, jak za dawnych lat.

Spróbowałem znaleźć Argosta i wyczułem dwie kryptydy, czyli pewnie pilnuje go Munya. To akurat żaden kłopot. Już ostatnio bez problemu przejąłem nad nim kontrolę, a byłem wtedy słaby. Teraz to będzie bułka z masłem.

W ciszy doszliśmy do końca korytarza. Wiedziałem, że drzwi naprzeciwko nas prowadzą właśnie do Argosta, dlatego też przyszykowałem się do walki i kopniakiem otworzyłem drzwi.
Pierw zobaczyłem Munye, który wybiegł nam na spotkanie.

Fioletowy stwór w momencie się zatrzymał, a jego oczy zaiskrzyły pomarańczowym światłem. Kazałem mu się odsunąć, co zrobił bez wahania. Wtedy zobaczyłem Argosta, Siedział na czymś, co przypominało wielki tron. Widząc nas nawet nie zaatakował. Uśmiechnął się wrednie i wstał, ale nie zbliżył się nawet o krok.

-Witam i bienvenue moi drodzy! Czym zasłużyłem sobie na waszą wizytę? – spojrzeliśmy na siebie z Rae porozumiewawczo, po czym oboje podeszliśmy bliżej niego.
-Chcemy wiedzieć gdzie jest Anna – odezwałem się pierwszy.
-A niby skąd miałbym to wiedzieć? – udał zdziwionego, że w ogóle go o to pytamy.
-A może stąd, że współpracowaliście – głos przejęła Raven.
-Masz rację. Czas przeszły.
-Ale musiałeś się z nią jakoś kontaktować, czyż nie?
-Być może… - nastolatka zmierzyła go wzrokiem – Jeśli wam powiem, co będę za to miał? – zapytał z wrednym uśmiechem.

Widać było, że Raven puściły nerwy. Pchnęła Argosta na ścianę, a potem uniosła go w górę. Urosła w siłę od ich ostatniej potyczki, bo teraz on nawet nie mógł się ruszyć. Dziewczyna zbliżyła się do niego. Widziałem, jak jej oczy błyszczą fioletowym światłem.

-Może to, że nadal będziesz na wolności?! – ryknęła na niego – Przedstawmy sprawę tak. Albo powiesz nam gdzie ona jest, albo sama wyciągnę to z twojej głowy a potem osobiście dopilnuję, byś wrócić do świata martwych, gdzie twoje miejsce!

Dziwnie się czułem, słysząc Raven tak zdenerwowaną. Ostatnimi czasy ogólnie zachowuje się nieco dziwnie. Jej moc wyraźnie się zwiększyła, ale widzę, że ona nie do końca może nad nią zapanować. A teraz jeszcze grozi Argostowi śmiercią. Ja sam go nienawidzę, ale nie chcę znów zabić, nawet takiej szumowiny. W dodatku Rae mówiła z taką nienawiścią…że ja sam trochę się jej bałem.

-No już dobrze, dobrze! - ostatecznie uległ jej Argost – Wystarczyło grzecznie poprosić, a nie od razu z groźbami… - dziewczyna opuściła go na ziemię, a następnie cofnęła się do swojej poprzedniej pozycji.
-A więc? – przeszedłem do sedna.
-Owszem, mam z nią kontakt i wiem, gdzie jest. Choć nie sądzę, byście chcieli ją teraz odwiedzać…
-A to niby dlaczego? – spytałem, krzyżując ręce na piersi – Wiesz może coś, czego my nie wiemy? – Argost uśmiechnął się wrednie.
-Anna skontaktowała się ze mną dziś rano. Powiedziała, że Trójca wreszcie poda jej ten tajemniczy, ulepszony specyfik, dzięki któremu być może zdoła zniszczyć Kura. Ale tego nie zrobi…
-Co? – zdziwiła się Raven, zresztą ja tak samo – Z tego, co wiem, Ann marzyła o tym od zawsze.
-Otóż to! Ale nagle coś jej się we łbie poprzewracało! – Argost z powrotem usiadł na swoim tronie – Dlatego wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy oznajmiła, że jeśli tylko mam taką ochotę mogę cię zabić – wskazał na mnie – Ona natomiast ma zamiar cytuję „Raz na zawsze ukarać Trójcę za jej wszystkie zbrodnie”.
-Zak – Rae odciągnęła mnie na bok – Kiedy walczyłam z Ann, przez przypadek weszłam jej do głowy. Zobaczyłam jak trójca robiła na niej testy, bolesne testy, mogłabym wręcz rzec, że tortury. Co, jeśli ona o nich nie pamiętała? Co, jeśli obudziłam w niej chęć zemsty?
-To tak czy siak musimy ją znaleźć. Nie wiemy do czego będzie zdolna i do czego się posunie. Musimy ją zatrzymać, zanim zrobi jakieś głupstwo – nastolatka pokiwała głową, a następnie oboje wróciliśmy do Argosta – A więc, gdzie ona jest?
-A gdzie narodził się Syn Boży? – odpowiedział pytaniem.
-Jerozolima – stwierdziłem – Chodźmy – ruszyliśmy z Rae do wyjścia, ale nagle dotarło do mnie, co wcześniej powiedział Argost – Czekaj – rozkazałem i odwróciłem się do kryptydy – Powiedziałeś, że Anna pozwoliła ci mnie zabić. Dlaczego nawet nie spróbowałeś? – Argost zaśmiał się.
-Bo to, co teraz się dzieje jest tylko zwiastunem. A ja czekam na prawdziwe przedstawienie z tobą w roli głównej.
-Zak! – Raven złapała mnie za rękę i siłą pociągnęła w stronę wyjścia.

Co on miał na myśli? Jakie znowu przedstawienie? Może to kolejna z jego gierek, kolejne kłamstwo, które miało mi namieszać w głowie. Ale co, jeśli nie… Nie mogę teraz o tym myśleć. Musimy skupić się na Annie. Jeśli nie zdołamy jej zatrzymać, może zrobić coś, czego potem będzie żałować.


Narracja trzecio osobowa

Anna usiadła na fotelu chirurgicznym, a dwóch ubranych w białe kitle mężczyzn unieruchomiło jej ręce. Woleli uniknąć napadu szału, jakiego dziewczyna mogła doznać.

Nagle do pokoju wszedł starszy mężczyzna. Był on niski i przygarbiony, chodził o lasce. Zmarszczki pokrywały całą jego twarz, a siwe włosy opadały na czoło. Podszedł do dziewczyny i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Anna miała na sobie swoje białe spodnie, czarne motocyklówki oraz bluzkę, odsłaniającą jej część brzucha. Natomiast dla względów bezpieczeństwa musiała zdjąć kurtkę, rękawiczki oraz gogle. Spojrzała na mężczyznę z poważnym wyrazem twarzy. Żadne z nich nie wiedziało jak zadziała nowe serum, a bez Doktor Marous nie zostały do niego wprowadzone ostateczne poprawki. Dlatego Ann nie wiedziała, czy uda jej się przeżyć działanie specyfiku. Miała jednak głęboką nadzieję, że nie będzie musiała ponownie cierpieć…

Pamięć o tych wszystkich eksperymentach i torturach, jakie Trójca jej zgotowała została w jakiś sposób zamaskowana i Anna nie miała pojęcia, co oni jej zrobili. Jednak kiedy Raven wszystko jej przypomniała, chęć zemsty stała się nie do wytrzymania. Zabiła Sobotów, by udowodnić Ojcu, że jest godna nowego serum i że zdoła udźwignąć drzemiącą w nim moc. Wiedziała, że tylko w ten sposób zdoła zniszczyć Trójcę doszczętnie, a tym samym zabić Ojca.

-Jesteś gotowa, moja droga? – zapytał starszy mężczyzna, na co szatynka pokiwała przecząco głową – Czy coś cię trapi?
-Tak, ojcze.
-Co takiego, moje dziecko?
-Nie jestem pewna, czy dobrze robię. Czy podołam…
-Ależ oczywiście, że podołasz – zapewnił ją z udawanym uśmiechem – Do tego zostałaś przecież stworzona. 

Do pokoju weszła ciemnowłosa kobieta, w dłoni trzymając strzykawkę z fioletowym płynem. Kazała mężczyźnie odsunąć się od szatynki, a następnie sama się do niej zbliżyła. Nic nie mówiąc zgarnęła dziewczynie włosy, a następnie wbiła igłę dokładnie w żyłę. Po igle został maleńki ślad z którego zaczęła wypływać krew. Jednak kobieta jej nie wytarła, tylko cofnęła się, stając obok starszego mężczyzny i obserwowała.

Początkowo nie działo się nic, przez co wszyscy byli pewni, że serum nie działa. Potem jednak Anna poczuła silne ukłucie sercu, przez co wydała z siebie cichy jęk, który potem przerodził się w krzyk. Ból stawał się nie do wytrzymania i ogarnął całe jej ciało. Dziewczyna zaczęła się trząść, nikt nie mógł jej pomóc. Jej tętno podskoczyło, ale temperatura ciała spadła. Szatynka powoli nie wytrzymywała, ból był dla niej za silny.

-To…boli! Niech, przestanie! – błagała – Proszę, zatrzymajcie to! – kobieta chciała podać jej coś na uspokojenie, ale Ojcec jej zabronił.
-Moraus powiedziała, że nie wolno podać jej żadnych innych specyfików. Musi wytrzymać. Słyszysz, moje dziecko? – mężczyzna podszedł o krok bliżej – Nie zważaj na ból i miej wiarę, drogie dziecko. Uwierz, że Bóg wskaże ci drogę!

Nagle wszystko ustało. Drgawki, krzyki, ból. Temperatura i tętno powróciły do normalnego stanu. Anna siedziała, jak gdyby nigdy nic, jej głowa wisiała bezwładnie, a włosy zasłaniały twarz. Ale była żywa i przytomna. Ojciec podszedł do niej o krok, ale prawie w tym samym momencie poleciał na drugi koniec pomieszczenia, uderzając plecami o ścianę. Naukowcy pomogli mu się podnieść i wszyscy ze zdziwieniem, a jednocześnie zaciekawieniem wpatrywali się w Annę.

Dziewczyna powoli uniosła głowę i mając zamknięte oczy zrobiła nią kilka okręgów, rozmasowując przy tym kark. Potem ją zatrzymała i w momencie uchyliła powieki. Jej oczy były teraz całe czarne, nie miały ani białek, ani tęczówek, przez co przerażały każdego z tam obecnych. Nagle Anna uśmiechnęła się wrednie i siłą woli zniszczyła trzymające ją więzy. Wstała z fotela i powolnym krokiem szła w kierunku Ojca. Uniosła lekko rękę, a oboje mężczyzn, jak i kobieta unieśli się w górę, ich karki złamały się, a potem martwe ciała upadły bezwładnie na ziemię. Ojca przeszedł nieprzyjemny dreszcz, kiedy Ann przejechała palcem po jego policzku i choć nie miała długich pazurów, zostawiła na nim ranę, z której zaczęła wypływać krew.

-Anno, uspokój się! – rozkazał jej, na co ona tylko się zaśmiała.
-Głupcze! Myślałeś, że po tym wszystkim, co mi zrobiliście, po cierpieniu, jakie mi zgotowaliście, nadal będę was słuchać?! W takim razie jesteś dużo głupszy, niż wyglądasz.

Wystarczyła jedna myśl dziewczyny, by mężczyzna przeleciał przez ścianę pokoju i wylądował po drugiej stronie nieprzytomny. Anna uniosła się w powietrzę, zniszczyła sufit nad sobą i wyleciała na zewnątrz. Słońce właśnie zachodziło za horyzont. Szatynka uśmiechnęła się pod nosem. Ten zachód będzie ostatnim, jaki Trójca kiedykolwiek zobaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz